TETRO

Buenos Aires, La Boca, kolorowe, liche domki włoskich imigrantów, które przejete zostały po latach przez miejscowych artystów… Kiedy usłyszałym w radiowej „Trójce” o filmie, którego akcja tam się rozgrywa, wiedziałem, że muszę go zobaczyć. Wszak żywe są jeszcze nasze wspomnienia z ubiegłorocznej, wakacyjnej wycieczki do Argentyny.

Film opowiada o spotkaniu dwóch braci. Jeden z nich wyjechał przed dziesięciu laty do Buenos Aires, by tam próbować realizować swoje pisarskie pasje. Ojciec, światowej klasy dyrygent, uważał, że w rodzinie „jest miejsce tylko dla jednego geniusza”. Jego syn mógł być co najwyżej dobrym rzemieślnikiem w jednej z nieartystycznych profesji. Zresztą podobnie jak innic członkowie rodziny, wśród których był także inny dyrygent. Twarda rywalizacja – to była codzienność. Stąd decyzja Angelo o wyjeździe.

Bennie, młodszy brat, jak relikwię przechowywał list starszego brata, w którym tamten obiecywał, że po niego wróci. Nie doczekawszy się, sam wyruszył w podróż do odległego kraju. Znalazł, lecz było to gorzkie przywitanie. Angelo zmienił imię na Tetro, i całe swoje dawne życie postanowił wykreslić z pamięci. Można więc nawet zrozumieć, że przybycie kogoś ze świata, którego się wyrzekł, nie było dla niego miłe. Angelo nawet nie próbował ukryc irytacji i ledwie tolerował pobyt przybysza.


Chłopak znajduje oparcie w Mirandzie, z którą Tetro od lat żyje na kocią łapę. Ona próbuje wytłumaczyć Benniemu co się stało i dlaczego Anngelo jest taki zgorzkniały. Zakochana, wierzy w geniusz swojego mężczyzny, ktory jeszcze nie teraz, ale na pewno pokaże światu, co jets wart. Póki co jednak, bierze on udział w tworzeniu marnych przedstawień marząc, że uda im się zakwalifikowac na Festwiwal Patagoński.

Bennie tymczasem dowiaduje się z opowieści Mirandy o autobiograficznej powieści Angela, którą „prawie napisał”, lecz nie dokończył i skrył przed światem. Owa, niemalże mityczna powieść ma być rzekomo świadectwem geniuszu autora, o ile zechciałby spisane w niej fakty przedstawić rzeszy czytelników. Trzeba dodać, że Miranda ryzykowała furię swojego kochanka, gdy ten odkrył, że choćby detal z jego życia został zdradzony Benniemu.

Bennie jednak szeprając po zakamarkach domu odnajduje notatki, wyglądajace trochę jak zapiski schizofrenika. Rozszyfrowuje je kawałek po kawałku, odkrywając historię swojej rodziny i także swoją.

Wiecej nie napiszę, bo streszczenie to równie rozwlekłe jak i sam film.

Komplikacje losów głównych bohaterów, układanych przez Benniego niczym puzzle z zapisanych szyfrem kartek są przejmujące, lecz… nazwisko Francis Ford Coppola zobowiązuje. Nie sądzę, by „Tetro” miał stać się kamieniem milowym kinematografii, jak zostały nimi „Ojciec chrzestny” i „Czas apokalipsy”. Raczej będzie to film jednego sezonu i kolejny dopisek do dorobku reżysera. Film interesujący, lecz nie wybitny.

Argentyna też nie jest tam przedstawiona w jakiś wyjątkowy sposób. I nic dziwnego, bo opowiadana historia jest z gatunku uniwersalnych. Równie dobrze mogła rozgrywac się w Chicago, Rzymie albo nawet w Kazimierzu.

Trochę szkoda, chociaż podkreślam, nie był to, broń Boże, wieczór stracony.

Gdynia; 05.09.2010; 23:15 LT

Komentarze