TEST KOBIECYCH ŁEZ

             

Nie ma dla mnie nic gorszego niż kobiece łzy. Łzy są dla mnie sygnałem alarmowym. To prawie jak SOS na statku. Miotam się wtedy straszliwie, bo w odróżnieniu od planów awaryjnych na morzu, które rozpisane są jasno, w życiu nigdy schematu działań na takie sytuacje kryzysowe się nie dorobiłem. A naoglądałem sie tych łez matki, żony, a ostatnio córki. Cała parada pokoleń.

Późne popołudnie. Przychodzi do mnie moja córeczka. Widzę, że czegoś chce.

– Tato, mogłabym zostać jeden dzien dłużej? – wpatruje sie w moją twarz i nie drgnie jej nawet powieka. Już widzę, że znalazłem się w ślepej uliczce.

– Wiesz, że koniec semsetru, szkoła…

– Jutro mam same mniej ważne lekcje.

– Nawet jeżeli tak jest, to wypoczniesz po podróży przed wtorkiem, wyśpisz i przygotujesz się odpowiednio na dzień następny.

– Ale Agnieszka wyjeżdża na ferie i kiedy przyjadę następny raz to jej nie spotkam.

Widzę, ze oczy się szklą więc to juz prawdziwy alarm. Przytulam ją, głaszczę i mówię jak tylko potrafie najspokojniej.

– Myslisz, ze ja bym nie chciał zostać dzień dłużej? Też muszę jechac do pracy i nikt mi usprawiedliwienia nie napisze. Życie. Rozejrzyj się wokół ile ludzi ma podobne problemy.

Łzy tymczasem lecą już jak grochy. Moja koszula już mokra od nich

– Nie psuj sobie, proszę ostatniego dnia, żalem za czymś, czego od początku nie było w planach. Co innego gdybyś musiała skrócić pobyt. Chciałaś zostać dłużej, nie wyszło, ale ciesz się chwilą, dniem wczorajszym, dzisiejszym, przedwczorajszym…

Mówię długo, czasem się powtarzam, to głaszczę i przytulam, to biorę jej dłonie w swoje ręce i patrzę w jej oczy. A tam całe strumienie łez sie leją. Cholera, już i moje zaczynają wilgotnieć. I w końcu cud:

– Patrz, ktoś chodzi po dachu – mówi jak gdyby nigdy nic.

Stoję tyłem do okna więc muszę się odwrócić. Obserwujemy dach na przeciwnej stronie ulicy. Już jest lżej. Najgorsze minęło.

– Korzystaj jeszcze. Zostało trochę czasu. Koleżanki czekają.

Uśmiecha się smutno i idzie do swojego pokoju, gdzie jeszcze jest kilka koleżanek, które nocowały po imprezie sylwestrowej.

Teraz już śmieją się w kuchni, przygotowuja jakiś posiłek i coś im sie przypaliło. Kryzys zażegnany. Ale niedługo trzeba będzie wkroczyć z poleceniem pakowania się i opuszczenia mieszkania. Moje walizki juz spakowane. Jej plecak – nie wiem, ale niech ma jeszcze te kilka minut. Cieszę się, że się śmieje, chociaż cały jej smutek siedzi teraz we mnie.

Auto juz gotowe do drogi do Gdyni. Jej bilet na autobus też juz w moim portfelu. Pora kończyć też i pisanie. W drogę!

Szczecin, 01.01.2006;  18:40

Komentarze