TELEFONY, TELEFONY…

Sobota w domu. Byłoby całkiem fajnie gdyby nie fakt, że oczy „na zapałki”. Dojechałem do Szczecina o wpół do pierwszej w nocy. Na drugą zaś byłem umówiony z Chińczykami. Nastawiłem budzik i postanowiłem spać szybko.

Ale mi było przykro kiedy po godzinie budzik zadzwonił! Gdyby nie poczucie obowiązku, chyba bym nie wstał. Włączyłem laptopa i drzemałem na krzesle czekając aż windows sie uruchomi. Uruchomił się, ale nie uruchomiła się neostrada. Półprzytomny musiałem sprawdzać co się stało, aż w końcu dałem sobie spokój i zainstalowałem od nowa. O wpół do trzeciej otworzyłem skrzynkę, lecz obiecanego e-maila nie było. Zadzwoniłem więc i dowiedziałem się, że pół godziny temu przyszli do biura i dopiero go piszą . Dostałem go tuż przed trzecią. Przeczytać, przemysleć, odpisać, wysłać – dwadzieścia po trzeciej. Telefon do Chińczyków tak na wszelki wypadek oraz telefon na statek. I jeszcze jeden telefon na statek. Dochodzi czwarta. Rozbudziłem się. No to jeszcze przejrzę prywatne e-maile. Pietnascie po czwartej wskoczyłem do łóżka.

Akcja była zaplanowana na trzynastą czasu chińskiego więc siódmą naszego. Specjalnie odłożyłem komórkę daleko, żebym musiał po nią wstać z łóżka. Wstałem, wziąłem do ręki i prędziutko wskoczyłem pod kołdrę. Dziesięć po siódmej, dwadzieścia po siódmej, jeszcze chwilkę… Dwadzieścia pięć po siódmej. No dobra, zmobilizowałem się, wystukałem numer statku i z zamkniętymi oczami rozmawiałem

– Przyjechali?

– Nie. Jest wpół do drugiej po południu i nikogo nie ma.

– Cholera.

Skończyłem rozmowę i zadzwoniłem do Chińczyków.

– Nurkowie są w drodze – dowiedziałem się.

Oddzwoniłem z tą wiadomością na statek. I po chwili przewróciłem sie na drugi bok. Była za kwadrans ósma. O wpół do dziewiątej kolejny telefon i wtedy zdecydowałem się wstać definitywnie. Na dziesiątą zamówiłem kobietę do sprzątania (kiedy wpadam jak po ogień na weekendy nie chce mi się tracić czas na ganianie ze ścierką) więc chciałem przed jej przyjściem doprowadzić sie do porządku, kupic gazetę i zjeść śniadanie.

O dziesiątej byłem gotowy, po śniadaniu pozmywane, gazeta przejrzana. Tylko kobieta najwyraźniej nie potrzebowała już pieniędzy. Kiedy nie pojawiła sie do wpół do dwunastej, zadzwoniłem po inną.

Ciągłe telefony, ale powoli sytuacja zaczynała się klarować. Po dwunastej statek był wolny. W miedzyczasie zadzwonił inny.

– Przepraszam, że przy sobocie, ale dostałem do wypełnienia jakis dziwny formularz. Mam go podpisać?

Formularz, rzeczywiście był dziwny, ale po konsultacjach  kazałem podpisać. Wtedy zadzwonił znów ten statek od kotwicy. Ciągną im się za kotwicą jakieś stalowe liny. Muszą się zatrzymac i je odciąć. Dobrze, niech odcinają. O wpół do drugiej pojawiła się ta nowa kobieta do sprzątania. Zostało dwie i pół godziny. O szesnastej chcę odwiedzić mamę, która zaczęła wczoraj serię chemioterapii. Jeszcze parę e-maili służbowych, ale co tam, zrobię chwilę przerwy na bloga. I zamknę oczy chociaż na kilka minut. Jaka ulga J

Szczecin, 18.06.2005

Komentarze