Pięć lat temu w Savannah… Czekałem na samolot powrotny do Polski. Próbowałem napisać coś sensownego, ale nie mogłem się skupić. Mój wzrok wciąż kierował się w stronę telewizora, na ekranie którego trwała relacja non-stop z Watykanu. Tam było popołudnie i jeszcze nikt nie wiedział ile godzin życia zostało Janowi Pawłowi II. Coś ściskało mnie w gardle. Starałem się zagłuszyć to wrażenie, lekko zawstydzony wzruszeniem, jakie mnie oganiało. Jeszcze nie wiedziałem, że dane mi będzie uczestniczyć w jednym z najniezwyklejszych tygodni współczesnej Polski.
Trzydzieści dwa lata temu w Szczecinie… Odrabiałem lekcje. Z telewizora za moimi plecami dobiegał sygnał rozpoczynającego się właśnie Dziennika Telewizyjnego. Prowadzący redaktor ogłasza, że po kolejnej turze głosowania nad Kaplicą Sykstyńską pojawił się biały dym. Wybrano nowego papieża. Został nim polski kardynał….
Nie wierzyłem własnym uszom. Zerwałem się z krzesła i pobiegłem do kuchni, gdzie rozmawiały przy herbacie mama z moją kuzynką.
– Polak został papieżem! – krzyknąłem – Chodźcie! Szybko!
Mama tez się zerwała na równe nogi.
– Kto, Wyszyński?
– Nie! – i wtedy uświadomiłem sobie, ze nie znam tego nazwiska
– Wojtyła? – pytała dalej mama
– Tak! – przypomniałem sobie
Biegliśmy słuchac pamiętnego „habemus papam”. Za oknami słychać było bicie dzwonów pobliskich kościołów. Jeszcze nie wiedziałem, że staję się świadkiem historii przez duże H.
Dziś, gdybym był w Polsce, pewnie poszedłbym jak co roku zapalić świeczkę pod Jego pomnikiem. Nigdy nie zapomnę jak przywrócił godność starości, cierpieniu, niedołęstwu, umieraniu… Jedna z Jego wielu nauk…
Jiangyin, 02.04.2010; 23:15 LT