TAICHUNG

Po zakonczeniu wszystkich prac niedzielne popołudnie zostawiłem dla siebie. Poszedłem na mały spacer po okolicy i trafiłem na interesującą, kolejną w tej podróży świątynię.

Byc może umknęłaby mojej uwadze, ponieważ wciśnięta została między liche budynki (a może to one ją oblepiły), ale z daleka kontrastował z bura monotonią kolorowy i niezwykle bogato zdobiony dach.

Do charakterystycznych dzwonów juz zdążyłem przywyknąć.

Tu jednak szczególną uwagę zwaracały liczne rzeźby. Każda kolumna, każdy kawałek sciany pokryty był bądź to rzeźbami przestrzennymi, bądź też płaskorzeźbami. Barok niech się schowa ze swoim przepychem. Może rokoko ewentualnie mogłoby stanąć w szranki.

Bardzo słabo znam chińską religię. Mógłbym powiedzieć, ze nie znam jej prawie wcale. Wiem co nieco u buddyzmie, słyszalem malutko o naukach Konfucjusza, a jeszcze z tym wszystkim jakoś dziwnie mieszają mi się jakieś naleciałości hinduskie. Co ma Budda do chińskeigo smoka? W jednych swiątyniach widywałem Buddę, a w tej w Taichungu aż roiło się od smoków. Pojawiały się niemal wszędzie.

Będę musiał mocno uporządkować swoją wiedzę.

Kompletną zagadką jest dla mnie główny ołtarz. Kim są przedstawione postaci o twarzach białej, czarnej i… zielonej? A nad nimi znów smok. Wiem, ze w Chinach smok jest dobry (nie tak jak u nas), lecz jakie konkretnie miejsce zajmuje w ich religii? Jaką pełni rolę? Tego nie wiem.

Moją uwagę zwrócił boczny ołtarz. Stał na nim, a jakżeby inaczej, smok, ale nie to było istotne. Czerwone lampki. Ten fragment świątyni do złudzenia przypomina nasze tabernakulum! Czy to możliwe, ze obyło się bez zapożyczeń? A jeśli były jakieś zapożyczenia to niezwykłe, że w tak różniących się od siebie wierzeniach…

Chciałem podejść bliżej, lecz mężczyzna, który tam sprzątał (jedyna osoba w swiatyni oprócz mnie) warknął na mnie z taką złością i pokazał ręką, zebym się stamtąd wynosił, ze wolałem nie dyskutować. Istotnie, w drzwiach były belki, coś w rodzaju bardzo wysokiego (do pół łydki) progu. Być może nie wolno go przekraczać? Możliwe, że nieświadomie poszargałem świętą godność. Ale równie dobrze mogło mu sie nie podobać tylko to, że jakiś długonosy (jak skośnoocy mówią o nas) włóczy się w świętym miejscu bynajmniej nie w celach religijnych. Wycofałem się więc i jeszcze zza progu przyjrzałem się sufitowi, który wyróżniał sie jeszcze bardziej misternymi ornamentami niż cała reszta.

Na zewnątrz rozchodziła się woń kadzidełek, choiaż większość zdążyła już dawno się wypalić. Ich także strzegły smoki.

Kiedy opuszczałem światynny kompleks (kompleks, bo na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, ale rozdzielone gestą zabudową mieszkalną znajdowały się aż trzy obiekty sakralne) słońce kryło się już za dachami okolicznymi domami. Pełne smoków i rozmaitych innych zdobień dachy swiątyń w owym tylnym, wątłym świetle wyglądały jeszcze bardziej fascynująco, niczym jakiś żywy, niespokojny organizm.

Z powodu spaceru ominęła mnie kolacja na statku, więc postanowiłem wieczorem coś zjeść na mieście.  Jak na złość jednak, w poblizu nie było zadnej restauracji, a ja nie chciałem odchodzić zbyt daleko. Problem jak zwykle był też z językiem. Pół biedy jeśli jak zazwyczaj prowadzą na zaplecze, gdzie palcem pokazuje się pływającą jeszcze w akwarium rybę, albo osmiornicę, czy porozkaładane w miskach z wodą muszle. Można też spokojnie wybierać z menu, w którym obok opisów zamieszczono obrazki. Gorzej gdy jedyne dostepne informacje są w języku chińskim. W pierwszym lokalu, do którego trafiłem podano mi takie własnie menu, ulotkę właściwie. Równie dobrze mogliby mi nic nie podać. Pani po angielsku nie mówiła ani słowa, więc poprosiłem o kartkę i ołówek. Narysowałem grzyba i poprosiłem, żeby dali mi coś takiego. Kelnerka zmartwiła się, bo grzybów akurat nie mieli. Za częła jednak rysowac coś, co z początku wziąłem za ośmiornicę, lecz w miarę postepu w rysowaniu wyglądało jeszcze straszniej. Nie bardzo wiedziałem co to jest, ale z pomocą przyszedł język migowy. Pani pokazała na migi jak nabiera to pałeczkami ust i wciąga długie witki do ust. Chodziło jej o makaron. Narysowała miskę z makaronem! Potem ja narysowałem ośmiornicę, ale też nie mieli, więc poszedłem gdzie indziej.

Gdzie indziej zapytałe o sea food i pani kiwnęła głową, że ok. Zapytałem jeszcze o mushrooms i tez były. To mnie zadowoliło. Kazałem sobie przyrządzić i udałem się do stolika. Zamówiłem jeszcze mieszanę herbaty Ulung oraz górskiej. Tyle zrozumiałem.

Po chwili kelnerka przyszła się zapytać, czy chcę wieprzowinę, czy wołowinę. Powiedziałem, że nie chce ani tego, ani tego. Chcę owoce morza! Pani odeszła zmartwiona i przysłała koleżankę, która znała kilka angielskich słów więcej. Wynikało z tego, że do owoców morza przysługuje za darmo dodatkowo wołowina lub wieprzowina i oni tylko chcą, zebym powiedział co wolę. Wybrałem wieprzowinę.

Po kilku minutach ustawiono przede mną coś takiego:

Pod kociołkiem palił się płomień. Karkówka była zmrożona na kość, zielone liście raczej nie wyglądały, zeby miały pełnić rolę sałatki, więc zrozumiałem, że przyniesiono mi półprodukty, z których teraz powinienem ugotować sobie zupę. To białe na talerzyku poza tacą to były grzyby, o które prosiłem. Leżała ich cała wiązka.

Potem w kuflu pani przyniosła mi cos co bylo z pianką i wyglądało jak piwo, ale w rzeczywistości było mrożoną herbatą. Nie wiedziałem, ze zamówiłem herbatę mrożoną.

Gotowanie zupy miało tę zaletę, ze ponieważ byłem sam, nie nudziłem się przynajmniej.Dorzucałem grzyby, liście, karkówkę, mieszałem i zastanawiałem się co z tego wyjdzie? Ucieszyłem się też z powodu jajka. Lubię jako w żurku albo w zupie szczawiowej. Walnąłem więc nim o blat stołu żeby obrać i wtedy okazało się, że jajko było surowe. To co z niego zostało (a zostało dzięki mojemu refleksowi całkiem sporo) szybko wlałem do zupy i inensywnie zamieszałem. Pomyślałem, że będzie coś w rodzaju lanych klusek.

Po kilkunastu minutach zupa była gotowa. Nalałem sobie miseczkę, a tymczasem reszta się gotowała dalej.

Muszę przyznać, że smakowała rewelacyjnie. Dolewałem sobie kilka razy. Nie przypuszczałem, że potrafię takie smaczne zupy gotować!

Hong Kong, 01.12.2008; 22:45 LT

 

Komentarze