SZCZĘŚLIWE I PECHOWE

                                                   

Wydaje mi się, że dobre i złe doświadczenia los przydziela ślepo więc zgodnie z rachunkiem prawdopodobienstwa powinno się ich w dłuższym okresie czasu otrzymywac po równo. Czy jednak wtedy byłby sens mówić o szczęściu albo pechu? Wśród wielkiej masy tych obdzielanych po równo, są szczęsciarze, którym zazwyczaj wszystko sie udaje i pechowcy, którym idzie źle wszystko, co tylko może pójść. Średnia dla populacji pozostaje na neutralnym, zerowym poziomie i dopiero szczegółowa analiza pojedyńczych losów moze pokazac jak dalece odbiegają od średniej.

Powyższe dotyczy ludzi, ale nie tylko. Są szczęsliwe i pechowe miejsca, daty, powiedzenia. Są też takie statki. Nie darmo polski transatlantyk „Batory” nosił podczas wojny miano statku szczęsliwego. Nie darmo polscy marynarze niechetnie patrza na nazwę „Wrocław”. Wszak dwa „Wrocławie” zatonęły.

A co sądzić o takich wypadkach:

Ten statek niczym nie różni się od innych, a jednak… Najpierw na rzece, w sprawdzonym i czystym miescu uszkodził paskudnie ster strumieniowy. Stalowa szyna dostała się między płaty śruby tego steru, połamała lub powyginała je i zaklinowała się na amen. Ale jak mogła dostać się tam na środku rzeki? Stal przecież nie pływa. W wodzie unosic musiała się lina podczepiona do owej szyny leżącej na dnie. Ster ma jednak zabezpieczenie w postaci krat, by duże przedmioty nie uszkodziły go. Owa szyna zrujnowała ster, lecz dostała sie do niego nie wyginając choćby jednego pręta owej kraty. Nurek, który to oglądał, powiedział, że gdyby na własne oczy nie widział, nigdy by nie uwierzył, że coś takiego jest możliwe.

Kilka miesięcy później statek wpłynął między wielkie zgrupowanie kutrów rybackich. Lawirował, płynął slalomem, ale w końcu otarł się o jeden z nich. Nic nikomu sie nie stało. Uszkodzenia też niewielkie. Błąd ludzki. Ale dlaczego właśnie tam?

Po następnych kilku miesiącach w ciągu paru dni padły jeden po drugim trzy agregaty. Statek zostałby bez prądu, martwy, gdyby nie dwa zapasowe, zupełnie nowe, postawione tymczasowo na pokładzie. Wkrótce jednak stanęły i one (tym razem zawiniło paliwo) i statek jednak zamienił się przeraźliwie cichą i ciemną kupę żelastwa. Na szczęście przytrafiło się to w porcie, a nie gdzies na oceanie.

Między tymi awariami rozegrało się kilka dramatów ludzkich.

Tamtego dnia widziano owego człowieka spacerującego wczesnym wieczorem na rufie. Była piękna, bezwietrzna pogoda. Zamienił kilka słów z kimś, kto szedł akurat wyrzucić śmieci do stojacego tam pojemnika. O pólnocy nie zgłosił sie na wachtę. Szukały go słuzby ratownicze, specjalistyczne statki, helikoptery, zwyczajne statki przepływające przez tamten rejon. Nigdy go nie odnaleziono.

Innym razem jeden z członków załogi potrzebował pilnie wrócic do domu. Wrócił, a po paru dniach jego znajomi przeczytali nekrolog w gazecie. Facet popelnił samobójstwo.

Kolejne parę tygodni i znów akcja. Ktoś dostaje ataku serca na statku. Szczęśliwie pierwsza pomoc utrzymuje go przy życiu. Statek zawraca ze swojej drogi przez ocean i kieruje się ku najbliższym brzegom. Szczęście w nieszczęsciu. Udaje się go przekazać żywego w ręce lekarzy.

Wszystkie wspomniane wyżej zdarzenia przytrafiły się w ciągu jednego roku. Jeżeli to nie jest pechowy statek, to jaki jest?

A może jednak nie należy zwracać uwagi na takie serie? Kiedy byłem chiefem, pewien grecki kapitan, z którym pływałem opowiadał mi, że zamustrował na statek, na którym  przed nim nie dokończyło kontraktu trzech kapitanów. Umierali jeden po drugim. Efekt był taki, że nie było chętnego do zamustrowania. Nikt nie chciał być tym czwartym. Ów kapitan sie zgodził. I… przeżył. Każda seria ma więc swój kres.

Opowiadał mi jeszcze, ze jedyną podejrzaną sprawą były tajemnicze odgłosy nad sufitem. Wzmagały się, im bardziej statkiem kołysało. Kiedyś nie wytrzymał i odkręcił płyty sufitu. Z przestrzeni nad nimi wydobył… piłeczkę ping-pongową. Śmiał się, że najwyraźniej jego poprzednicy nie wytrzymali tego jej telepania się po zakamarkach. To jednak nie masz już żadnego związku z tematem dzisiejszego wpisu.

Port Canaveral, 18.01.2006; 19:50 LT

Komentarze