SZCZĘŚCIE

Co za niespodzianka! W etui odkryłem zawieruszoną płytę. „Doktor Żywago", słynna, nagrodzona pięcioma Oskarami wersja z Omarem Sharifem w roli głównej. No to zrobiłem sobie ucztę. Jest już grubo po dwudziestej trzeciej, ale co tam! Dzisiejszej nocy i tak przesuwamy wskazówki o godzinę do tyłu, więc się wyśpię.

Jeszcze mi w uszach dźwięczy ta niesamowita muzyka.

I surowe, północne krajobrazy. Nieprzyjazne, wichrem targane i śniegiem, lecz także obezwładniajace soczystą zielenią traw z bezkresnym kobiercem słonecznych żonkili pośród brzóz.

Kontrasty, kontrasty… Jak pory roku. Życie w może niezbyt sprawiedliwej, lecz jednak cywilizowanej Rosji zamienione w koszmar nędzy i bezprawia za sprawą bolszewików. Chwile szczęśliwej miłości okupione dramatami zdrad i rozstań. Pojedyńczy człowiek jest jak piórko miotane wichrem wielkiej historii, która przemieszcza je w mgnieniu oka nawet tego nie zauwazając. Pojedyńczy człowiek jest uwikłany w losy wielu napotkanych w swoim życiu osób. Dryfuje wśród nurtów tych pojedyńczych, drobniejszych historii, by odbijać się od raf, lądować na mieliznach i częsciej masować siniaki niż wiosłować w żadanym kierunku. Lecz kiedy przydarzy się szczęscie, to chłonie je każdą komórką. A szczęście mozna odnaleźć nawet w najbardziej ponurych okolicznościach. Może to być słońce prześwitujące przez mgłę wśród konarów brzóz , pomimo wojny domowej dookoła. Czasem kartka z kilkoma zdaniami zapisanymi przy ogarku wśród stad wygłodniałych wilków, gdy wydaje się, że to „najgorszy czas na życie”. A czasem cięzka praca, u której kresu słyszy się, że ktoś „nigdy tego nie zapomni”. To bardzo optymistyczne przesłanie, bo okazuje się, że w nawet najbardziej ponurych okolicznościach można doświadczyć szczęscia. Jeżeli tylko potrafi się je dostrzec. Tak jak w piosence z filmu „Dzieci Pireusu” (mam nadzieję, że kiedys znów będę mieć gramofon i odtworzę tę starą, zdartą, winylową płytę – to także będzie szczęście) rozpoczynajacej sie słowami

Kto z was wie, ile szczęście miewa odmian

Po czym następuje kilka zwrotek, z których pamietam tylko strzępy, a w całości ostatnią:

Szczęsciem też może być i niepogoda,

Głośny wiatr i tłukący w szyby deszcz,

Co mi tam, kiedy wiem, ze Ty mnie kochasz,

I że ja Ciebie kocham też.

No i sprowadziło się do miłości. Bo oczywiście szczęśliwa miłość jest tym największym stadium szczęścia, przy którym wszystko inne traci na znaczeniu. To jej wszyscy szukają lecz tylko nieliczni potrafią odnaleźć i potem nie roztrwonić. Trzech mężczyzn i dwie kobiety bezskutecznie miotają się w poszukiwaniu miłości w tej przejmującej opowieści o Rosji czasów rewolucji. Zmieniają się epoki, powstają i upadają imperia, coraz to nowe prawdy o życiu wychodzą spod piór filozofów, a niezmienne namiętności wciąż władają umysłami i sercami kolejnych pokoleń. Nasze drobne wydawałoby się i nikogo nie obchodzące uczucia są identyczne jak te, które kazały toczyć wojny szaleńcom, tworzyć arcydzieła geniuszom, dokonywać odkryć herosom. Ciekawe jak niewiele posunęłaby się do przodu nasza cywilizacja gdyby nie ów prymitywny w swej istocie instynkt wyzwalający potrzebę działania, by zapewnić lepsze geny i lepsze życie swojemu potomstwu? W „Doktorze Żywago” starli się wrażliwy na ludzki los poeta, opętany utopią szaleniec gotowy mordować w imię idei oraz karierowicz z gatunku tych, którymi wszyscy się brzydzą, lecz wszyscy gotowi wchodzić z nimi w układy. Nikt nie wygrywa, lecz został po nich niezwykły tomik wierszy i wielkie budowle socjalizmu i obozy pracy też, niestety, w których ginie jako bezimienny numer ich wybranka serca.

Na pociesznie dla tych, którzy wciąż gonią króliczka, szczęście trochę wbrew temu czym kończy się cytowana przeze mnie piosenka, ma rzeczywiście wiele odmian, nie tylko związanych z miłoscią. Warto zatrzymać się na chwilę by móc je dostrzec i pozwolic duszy się nacieszyć. Gdybym miał ułożyć ranking dziesięciu najpiękniejszych chwil mojego życia, miałbym z tym duże kłopoty. I całe szczęście. Bo oprócz pamiętnego pocałunku na bulwarze nieopodal gdyńskich Sea Towers (wtedy dopiero ledwie wystających z ziemi) pretendentami byłyby zapewne i inne jak rejs z dziećmi, który był zarazem moim ostatnim w charakterze kapitana, herbata na Niemcowej o wschodzie słońca z widokiem na doliny niczym fiordy pełne chmur, szampan na przeraźliwie pustej, śnieznej i wietrznej Połoninie Caryńskiej w pewne sylwestrowe popołudnie, radość moich dzieci, uśmiech Anioła z lampką wina wieczorem albo kubkiem kawy w niedzielny poranek, Boże Narodzenie (tylko które?), pizza pieczona przez Eks kiedy jeszcze może nie uważała, że byłem pomyłką jej życia, a malutka Paulinka jadła ją z nami by móc dłużej posiedzieć wieczorem. I spływ Drawą z fatalną wywrotką, lecz ze wspaniałymi nocnymi posiedzeniami przy ognisku z Hrabią i Fistachem. I pingwiny na pustkowiach Południowej Georgii, i słonina na patyku gdzieś nad Jeziorem Bełdany, i powroty do domu z sercem walącym z emocji za każdym razem.

No tak, miałem udowodnić, ze w takiej szczęsliwej wyliczance nie musi szukac się chwil związanych z bliskimi osobami, a jednak… Człowiek jest istotą stadną widać. Lubię samotność. Potrzebuję tych chwil wyłącznie dla siebie. A jednak dobrze jest miec wybór. Samotnośc na godzinę, dzień, dwa, a potem znów widok tych, za którymi sie tęskni.

Pogubiłem się w tym dzisiejszym pisaniu. Założenia sobie, a tekst zdryfował w innym kierunku.

Morze Karaibskie, 11.03.2008; 00:40 LT

Komentarze