W dawnych czasach, kiedy jeszcze chodziłem do szkoły, wpajano nam informacje o t.zw. „szczecińskiej secesji”.
Dywanowe naloty aliantów w latach 1943-1945 doprowadziły do niemal całkowitego zniszczenia sąsiadującego z rzeką Starego Miasta. Ocalały jedynie dalej położone od portu dzielnice, powstałe głównie decyzji Rady Miasta z czerwca 1873 roku o wyburzeniu murów obronnych i ekspansji miasta poza nie. Siła rzeczy to one przede wszystkim stanowiły o charakterze powojennego miasta.
Właśnie kamienice powstałe wzdłuz ulic wytyczonych poza murami zostały okrzyknięte secesyjnymi. Zwykło się tak nazywać każdy z bogato zdobionych budynków powstałych pod koniec XIX i na początku XX wieku. Zawsze lubiłem spacery wzdłuż takich ulic. Kiedy zadzierało się głowę ku górze, można było odkryć nieprawdopodobną ilość rozmaitych zdobień, często poczerniałych ze starości, o złuszczonej powierzchni. Fasady kamienic często odkrywały przed mieszkańcami miasta swoje uroki dopiero po renowacjach, kiedy to ze zdziwieniem wielu zastanawiało się, jak można było tego wcześniej nie zauważyć.
Wykorzystałem nasz niedawny pobyt z Pauliną w Szczecinie, by w wiosennym pospacerować wzdłuż kilku ulic, koncentrując się głównie na tym, co ponad naszymi głowami.
Zaczęliśmy od Deptaku Bogusława.
I tu od razu moglismy przekonac się, że mówienie o szczecińskiej secesji to co najmniej niescisłość. Secesja charkteryzowała się przede wszystkim owalnymi, falistymi kształtami, brakiem poszanowania dla symetrii, zdobieniami czerpiącymi z fauny i flory, często potraktowanymi bardzo swobodnie. Wystarczy wspomniec chociażby słynne kamienice Gaudiego w Barcelonie, czy charakterystyczne tablice oznaczające wejścia do starszych stacji paryskiego metra by zorientowac się o co chodzi.
Trudno w tej sytuacji nazwać secesyjnymi chociażby kamienice przy wspomnianym deptaku, z ostrymi, trójkatnymi zwieńczeniami nad oknami.
Zresztą secesja zdominowała europejską sztukę głównie w dziesięcioleciu 1895-1905, a wtedy rejon dzisiejszego Deptaku Bogusława był już zabudowany. Ówczesna niemiecka szkoła architektury kładła nacisk na funkcjonalność. Zdobienia miały być tylko dodatkiem podkreslającym kształt fasady, w której brama wejściowa była zwyczajowo usytuowana centralnie i wyznaczała oś symetrii. Dziś tę symetrię próbują burzyć usytuowane na parterach kamienic puby, kawiarnie i sklepiki.
W jednej z nich znaleźliśmy na przykład cukiernię sieci Cup & Cake z przebogato zdobionymi muffinami oraz całą gamą rozmaitych kruchych ciastek. Było tak słodko, kolorowo i staroświecko, że mimowolnie przypomniały mi się „Dzieci z Bullerbyn” i opisywany tam sklepik serwujący ślazowe cukierki.
Z krańca deptaku naturalnie skręca się w ulicę Obrońców Stalingradu, a tam zdobień elewacji bez porównania więcej.
I o ile powyginane, z kutego żelaza wykonane balustrady balkonów mogłyby bez większego problemu uchodzić za secesyjne, to jednak elementy murów już nie.
Dlatego zamiast mówić o szczecińkiej secesji powinno używać się określenia eklektyzm. Ogromna większość bogato zdobionych kamienic jest właśnie przykładem eklektyzmu. Przenikają się tam bowiem elementy zapożyczone na przykład z renesansu (wspomniane wcześniej trójkąty) jak i baroku.
Oczywiście nie umniejsza to w niczym ich urody. Szkoda, że niektóre elementy, czarne od sadzy, proszą się o renowację, chociaż jak spierała się ze mną Paulina, właśnie takiem „postarzałe” mają w sobie ponoć więcej piękna, niże te pokryte świeżą farbą.
Na rogu ulic Obrońców Stalingradu i Śląskiej, na parterze zwieńczonej wieżyczką kamienicy ulokował się sklepik o zachęcająco brzmiącej nazwie „Kącik Rzeczy Cudnych”.
Uwielbiam takie miejsca pełne rozmaitych mniej lub bardziej potrzebnych gadżetów, nadających klimat mieszkaniom, w których są umieszczane. A ponieważ, jak ktoś kiedys powiedział, żaden dom nie zasługuje na miano domu, gdy nie ma w nim kota, niezamierzonym chyba dopełnieniem całości był drzemiący sobie w najlepsze na parapecie dachowiec.
W górze znów te same quasi barokowe zdobienia. Nieco dalej już na ograniczającym ten kwartał narożniku ulic Ślaśkiej i Jagiellońskiej barok pomieszany z renesansem.
Podobne figury spoglądają na nas z pięter kamienic przy ul. Jagiellonskiej, ale balustrady narożnych balkonów przy Placu Zamehofa znów mają w sobie coś z secesji.
To była dopiero mniej więcej połowa spaceru, więc resztę zrealcjonuję w następnym wpisie.
Sopot; 01.04.2012; 16:30 LT