SYLWESTER W TROMSØ (4)

Kilkadziesiąt minut przed północą opuścilismy nasz pokój i poszliśmy na plac pełniący rolę rynku. Schodził on, łagodnie nachylony, ku nabrzeżu, skad rozciągał się widok na przeciwległy brzeg fiordu. Profil stoku, na który wjeżdżaliśmy poprzedniego dnia kolejką był teraz oświetlony pochodniami, a ponizej tej linii swiecił się wielki napis 2009.

Tromso 19 blog

Ku naszemu zdziwieniu wielkich tłumów na placu nie było, a i samo spotkanie miało charakter bardzo nieoficjalny. Żadnego „miejskiego” sylwestra, oficjalnego składania życzeń. Nic. Zebrało się około stu osób, może trochę więcej, aby odpalić lub obejrzeć fajerwerki. Wszyscy zdyscyplinowani, spokojni, cisi. Zero szaleństwa.

My przyniesliśmy ze sobą szampana, lecz szybko zorientowaliśmy się, że byliśmy jedynymi tak wyekwipowanymi uczestnikami powitania nowego roku. Niektórzy trzymali w garści co najwyżej puszkę piwa. Podejrzewałem, że łamiemy jakieś norweskie prawo, które prawdopodobnie zakazuje spożywania procentowych napojów pod gołym niebem, nie robiąc wyjatków nawet dla takich okazji. Skoro już jednak przyszliśmy ze sprzętem, bez sensu byłoby wracać z tym do hotelu. Liczylismy na pobłażliwość i wielkoduszność policji gdyby co…

Fajerwerki strzelały już długo przed dwunastą, lecz oczywiście prawdziwa ekslozja sztucznych ogni nastąpiła o północy, a główną areną był wspomniany wcześniej stok, na szczycie którego odpalano te najpiekniejsze. Oczywiście znaczony płomieniami numer roku zmienił się na 2010.

Tromso 21 blog

Wystrzelił nasz korek i złozyliśmy sobie życzenia. Norwegowie też je sobie składali, ale również spokojnie i bez jakichś szczególnych emocji. Wszystko odbywało się wyjątkowo cicho jak na nasze standardy. Właściwie jedynym odstepstwem od tej reguły była grupa młodych ludzi, którzy poprosili nas o zrobienie zdjęcia, a potem zapytali skąd jesteśmy. Przy okazji okazało się, że jakiś ich znajomy albo kuzyn (nie pamietam) wyjechał do Gdańska. Świat jest mały.

Pokaz fajerwerków trwał jakieś kilkanaście minut.

Tromso 22 blog

  

Tromso 20 blog

Potem jeszcze były telefony z życzeniami, lecz zanim skończylismy, plac opustoszał. Ludzie popatrzyli i rozeszli się do swoich domów, albo restauracji. Kiedy zwijaliśmy się my, nadjechał policyjny patrol. Nasza pusta butelka i kubeczki leżały już w tym czasie w koszu na śmieci, więc mogliśmy byc spokojni.

My także powinniśmy wracać, ponieważ rano czekał nas lot do Oslo. Trzeba było wczesniej wstać, spakować się, zdać pokój…

Kiedy zadzwonił budzik, raz jeszcze z nadzieją spojrzałem w niebo, ale zorzy polarnej jak nie było, tak nie było. Nie tym razem… Jakby na pocieszenie Księżyc zjechał niziutko i przetoczył się po dachcach rozrzuconych na wzgórzu domów

Tromso 23 blog

Jak zwykle z trudem zdążylismy na połączenie. Po wymeldowaniu z hotelu wyszliśmy na przystanek tuz przed przyjazdem fly-busa, który zawiózł nas na lotnisko. Tam ostatni raz spojrzeliśmy na góry z żabiej perspektywy.

Tromso 24 blog

Samolot wzniósł się w powietrze i przez nastepne kilkanaście minut podziwialismy niesamowite, górskie krajobrazy z wysokości tysięcy metrów. Jeszcze nie zdążyliśmy sie nimi nasycić, gdy nagle zza widnokręgu wyłoniła się pomarańczowa tarcza Słońca. Wracaliśmy zza koła podbiegunowego.

Koszalin (w pociągu), 17.01.2010; 20:10 LT

Komentarze