SYLWESTER I MROŹNY POCZĄTEK ROKU

Za oknem zadymka. Lubie w takich chwilach siedzieć w ciepłym mieszkaniu z kubkiem gorącej herbaty herbaty w dłoni i cieszyć się, że nie muszę byc teraz tam, na zewnątrz.

Ostatni weekend okresu świątecznego. Od poniedziałku powraca codzienny, biurowy kierat.

Sylwestrowy samolot przyleciał do Gdańska o czasie. Co prawda zapadł już zmierzch, kiedy dotarłem do domu, lecz wciąż jeszcze dużo czasu pozostało do północy. Aniołowi tej nocy przytrafił się dyżur (laptop gotowy do działania i włączony telefon na wypadek jakichś pilnych akcji na statkach) co w połączeniu z moim późnym przyjazdem nie nastrajało nas do przesadnie hucznego świętowania. Postanowilismy te noc spędzić bardziej kameralnie.

Wieczorem odwiedziliśmy aniołowych rodziców. Nowy Rok zaś zamierzaliśmy przywitać albo w Gdyni albo w Sopocie, oczywiscie na swieżym powietrzu. Jak to zwykle na imprezach bywa, zasiedzielismy się nieco i wiadomo juz było, że przed północą do Gdyni nie zdążymy. Wybór padł na sopockie molo. Dystans jednak był spory, a minuty uciekały szybko. Radiowa „Trójka” z samochodowych głośników ociągała się z odliczaniem, więc przełączylismy na Radio Zet. Wjechaliśmy na ulicę prowadzącą z Żabianki do Jelitkowa, gdy rozpoczęło sie odliczanie ostatnic sekund: „dwanaście, jedenaście, dziesięć…”. Kiedy wybiła północ włączyłem światła awaryjne i zatrzymałem się na chwilę na poboczu.

– Wszystkiego najlepszego!

Najpiękniejszy usmiech na świecie odwzajemnił mój pocałunek. Zazwyczaj w takich momentach tracę poczucie czasu i przestrzeni. Przytulony pragne jedynie by ten stan trwał w nieskończoność. Teraz jednak gonił nas i czas by dotrzec na molo, a także prawdopodobny zakaz zatrzymywania się, bo musze przyznać, że zatrzymując samochód nie zwróciłem specjalnej uwagi na znaki. Niech mi Niebiosa i Drogówka wybaczą.

Ruszyliśmy.

Co za niesamowita sceneria! Jechaliśmy pod niebem pełnym sztucznych ogni, omijalliśmy ustawiane czasem na jezdniach przez celebrujacych przed domami prywatkowiczów wulkany, snopy iskier i dymy na chodnikach, a nasza niewielka prędkość współgrała z pierwszą piosenką puszczoną w Radiu Zet po północy „You are beautifull”, którą natychmiast zadedykowałem Aniołowi. Udało nam się zaparkować przy „Marriotcie”, między molem a Grand Hotelem. Z butelką szampana i kieliszkami ruszyliśmy w kierunku mola.

Nie przypuszczałem, że będzie tam aż taki tłum. Na samym molo momentami trudno było się przecisnąć. Apogeum wystrzałów powoli mijało, a co bardziej niecierpliwi zaczynali już wracać, więc posuwaliśmy się pod prąd.

Kiedy wreszcie znaleźliśmy w miare spokojną niszę, wystrzelił i nasz korek, polał się musujący płyn i popłynęły słowa zyczeń przeplatane pocałunkami.

A potem szliśmy aż do końca mola by przez chwilę popatrzeć w dal, ku światłom odległych statków, przez chwilę postać w ciszy, przytuleni. W drodze powrotnej urządzilismy zaś sobie ślizgawkę na oblodzonych deskach pomostu, więc stosunkowo szybko znaleźlismy się znów na promenadzie..

Po przyjeździe do Gdyni, urządzilismy sobie przyjęcie. Ja po wyjściu z samolotu nie miałem już szans na żadne zakupy. O wszystkim pomyślał i wszystko zawczasu przygotował Anioł. Przyjęcie przeplatane było czytaniem służbowych maili, bo statki pływają w rozmaitych strefach czasowych i kolejne sprawy do załatwienia pojawiały się bez względu na porę dnia u nas. Na szczęście nie było tego dużo.

Położyliśmy się spać około piatej nad ranem z założeniem, że dzień następny będzie przeznaczony na najzwyklejsze lenistwo. Słowa dotrzymaliśmy, aczkolowiek wieczorem rozwinęła się jeszcze akcja z jednym ze statków. Nie miała jednak dużego wpływu na odbiór pierwszego dnia 2009 roku jako całości.

Piątek w biurze, a sobota w Szczecinie.

Jechałem nocnym pociągiem (wyjazd z Gdyni o 03:06), więc wybrałem pierwszą klasę, aby było luźniej i można było się wygodniej zdrzemnąć. Wagon pierwszej klasy, jedyny w całym składzie wyglądał tak:

  

Oczywiście nie było w nim ani jednej osoby. Trudno było ileś godzin podrózować w podobnych warunkach. Oj durny ja, durny. Przeciez juz tyle razy nacinałem się, że podróż w „jedynce” spędzałem masując zmrożone uszy i nos. I kiedyś nawet pewien konduktor w przypływie szczerości powiedział mi podczas kontroli biletów, że „jedynki juz tak mają”, a ja dalej swoje: jedynka i jedynka! Dwójka była lekko dopakowana. Część ludzi spała rozłożona na kanapkach. Pani konduktorka, czując się odpowiedzialna za niefortunnych pasażerów pierwszej klasy, subtelnie budziła tych rozłożonych na kanapkach.

– Wstawać proszę! To nie sypialny! Trzeba zrobic miejsce dla pasażerów z jedynki.

– A oferujecie państwo wagon sypialny? Chętnie skorzystam – odpowiedziała zgoniona z kanapki pasażerka, której polecono zrobić mi miejsce – A moze WARS tu jest, zeby móc napić się ciepłej herbaty? – drwiła dalej. Jej uwagi zostały zignorowane. Wszyscy wiedzą, że PKP Przewozy Regionalne wypowiedział jakis czas temu umowy ajentom, ponieważ ciągnięcie wagonów restauracyjnych było zbyt drogie. Nie pomagały argumenty, że taki wagon podwyższa standard całego pociągu. Wyrugowano je i od tamtej pory Warsy stały się przywilejem pasażerów pociągów ekspressowych oraz intercity. Nikt jakoś nie wyliczył czy bardziej opłaca się ciągnąć wagon restauracyjny, czy pusty, wypełniony jedynie sniegiem wagon pierwszej klasy? Pociąg relacji Białystok – Szczecin, ze względu na swą długą trasę (i nie największą prędkość) zwany kiedyś potocznie „Włóczęgą Północy” nie ma ani baru, ani kuszetki czy sypialnego. Ot XXI-wieczny standard.

Szczecin powitał mnie zmrożony i przykryty cieniutką warstwą śniegu.

Po zmierzchu poszedłem do katedry p.w. Św.Jakuba licząc, że wjadę na udostępnioną już ponoć odrestaurowaną wieżę. Wieża była jednak zamknięta. Pomimo mrozu warto było jednak zrobić sobie mały spacer, by popatrzyć na podświetlone, barokowe rzeźby na Placu Orła Białego.

  

Na głównych ulicach jeszcze wiszą świąteczne iluminacje, lecz zapewne już niedługo wszystko wróci do normy. Wkrótce sklepy zaczerwienią się od Walentynek, a zaraz potem zaczną pojawiać się pisanki i zajączki.

Potem zaś okolice tych modernistycznych pawilonów znów ożyją za sprawą fontann i spacerowiczów. Ale to juz pieśń przyszłości. Na razie, jak mówi prognoza pogody na najbliższe dni, czekają nas tegie mrozy.

Szczecin, 04.01.2009; 00:35 LT

 

Komentarze