ŚWIT W GDYNI, WIECZÓR W ROWACH…

Przed samym nawrotem zimy pojawiło się… słońce.  Szarość ustąpiła tak nagle i zrobiło się tak kolorowo i prawie wiosennie, że nie mogłem powstrzymac się, by przed wyjściem do pracy nie wstąpić na chwilę na gdyński bulwar.

Przed samym nawrotem zimy pojawiło się… słońce.  Szarość ustąpiła tak nagle i zrobiło się tak kolorowo i prawie wiosennie, że nie mogłem powstrzymac się, by przed wyjściem do pracy nie wstąpić na chwilę na gdyński bulwar.

Gdynia 2011-02-10  01

Słońce akurat wyłaniało się zza widnokręgu. Gdzieś daleko jakis statek podążał w stronę Gdańska, albo w stronę ognistej kuli jeśli ktoś woli. Oprócz mnie przypatrywały się temu dziesiątki mew uwijających się w poszukiwaniu porannego posiłku oraz zapaleńcy rozpoczynający dzień od joggingu.

Gdynia 2011-02-10  04

Promienie barwiły wszystko na intensywnie złoty kolor, a okrągła, szklana fasada akwarium niczym ogromny heliograf wysyłała wszystkim posłanie, że budzi się piękny dzień.

Gdynia 2011-02-10  02

Nawet wracający jak zwykle o tej porze ze Szwecji prom przybrał na tę okoliczność niezwykłą szatę.

Gdynia 2011-02-10  03

Cały ten spektakl miał się zakończyć po kilkunastu minutach, gdy słońce wzniosło się nieco wyżej i gra barw miała stać się bardziej stonowana. Nie czekałem jednak, aż rozjaśni się na dobre. Zamknąłem drzwi auta i ruszyłem ku codziennym obowiązkom.

Ten piękny poranek był tylko krótkim przerywnikiem. Na sam początek weekendu sypnęło śniegiem, a wszystko wokół znów skuł mróz. Akurat wtedy, gdy szykowałem się do pierwszego po wypadku wyjazdu samochodem do Szczecina. Tato kończył 81 lat i oprócz samej wizyty u niego, trzeba było pomysleć nad zorganizowaniem mu urodzinowego przyjęcia. Nie są to juz te czasy co kiedyś, gdy na urodziny lub imieniny schodził się cały tłum gości. Dziś większość z nich jest już po tamtej stronie, a i ci, którzy pozostali, z coraz większym trudem dotrzymują sobie towarzystwa.

Wyjechaliśmy z Aniołem w sobotę rano z bagażnikiem pełnym zakupów na imprezę, ktorą mieliśmy przygotować z marszu, prosto z podróży. Na szczęście przyjęcie dla sześciu osób to nie było jakieś szczególne wyzwanie. Jechaliśmy powoli. Do Koszalina było paskudnie, a po minięciu teo miasta pomimo lekkiego mrozu zrobiło się całkiem wiosennie.

W niedzielne popołudnie pokonywalismy tę trasę w odwrotnym kierunku i nic się nie zmieniło. Za Koszalinem świat zaczął bieleć, a w Słupsku było już całkiem sporo śniegu. Tym razem w Słupsku skręcilismy na północ, bo w pobliskich Rowach, nad brzegiem Bałtyku mieliśmy celebrować nasze kolejne Walentynki, a przy okazji mieliśmy zamiar trochę odpocząć od biurowego kieratu. Jak bardzo tego nam było trzeba świadczyła właśnie niedziela. Pracownicy hotelu „Kormoran” zachowali się na poziomie, bo byli z nami przez cały czas w kontakcie telefonicznym i pomimo nieczynnej już kuchni zapewnili nam kolację dokładnie na nasz przyjazd. W pokoju czekały czekoladki i butelka wina, a my po kolacji wylądowaliśmy w łóżku „tylko na chwilę” i po tej „chwili” zasnęliśmy snem głębokim niczym przedszkolaki, ignorując gotową do otwarcia ową butelkę wina, Wstaliśmy gdy słońce było już wysoko na niebie.

Oprócz spokoju położonego na odludziu kurortu niczego nam nie bylo trzeba. I to mieliśmy zapewnione całkowicie. Kiedy wreszcie po długich godzinach  lenistwa zdecydowalismy się wyjść na spacer, zapadał zmierzch. Rowy wyglądały jak wymarłe. W całej miejscowości napotkaliśmy na ulicach może ze cztery osoby. Taki urok nadmorskich kurortów. Zimą zapadają w śpiączkę. Sami na plaży kontemplowaliśmy nadchodzący wieczór.

Rowy 05

Mróz szczypał w uszy i nos, grabiały ręce obsługujące aparat fotograficzny, ale warto było zostać dłużej, by smakować tę ciszę przerywaną jedynie kojącym szumem morza.

Rowy 01

Potęgujący się z każdą minutą po zachodzie słońca mróz był efektem wyżowej pogody, a ten wyż zapewniał prede wszystkim niemal bezchmurne niebo. Kiedy ściemniło się bardziej, zaczęły się pojawiać gwiazdy. Nie ma lepszego miejsca do ich oglądania niż morze albo góry, gdzie ani światła miast, ani smog nie rozpraszają świecących punkcików.

Rowy 04

Tak było i tym razem. Z upływającym czasem gwiazd pojawiało się coraz więcej, a nad samą plażą zawisł, dyszlem do dołu, Wielki Wóz. Przedłużając linię jego tylnej krawędzi można było natrafić na Gwiazdę Polarną, bedącą zarazem ostatnim punktem dyszla Małego Wozu.

Rowy 03a

Nad samą miejscowością zaś, oprócz Księzyca rozbłysł m.in. Orion. Możnaby jeszcze długo przyglądać się niebu, gdyby dokuczliwe zimno oraz zbliżająca się kolacja. Nie taka zwykła. Był to wszak dzień Świętego Walentego i hotel mial dla nas przygotowaną romantyczną kolację przy świecach. Wróciliśmy by w cieple clebrować dalszy ciąg wieczoru Święta Zakochanych.

Rowy 06

Rowy, 16.02.2011; 01:15 LT

Komentarze