ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI I BOŻE NARODZENIE

Niedzielny poranek. Ostatnio w kuchni pisze mi się najlepiej, więc na stole laptop pośród śniadania. Kuchnia to zawsze troche magiczne miejsce. Jak sięgam pamięcią, każda prywatka prędzej czy później kończyła się w kuchni. Ciasno i często niewygodnie, a jednak właśnie tam był azyl, gdzie można było pogadać spokojnie, często az do świtu.

W leniwy poranek w pustym mieszkaniu o magię raczej trudno. Tym bardziej, że przyjechałem tu ledwie na kilkanaście godzin. Nawet lodówka i chlebak puste, bo prywiozłem ze sobą tylko to, co na śniadanie.

I w takiej, trochę chłodnej scenerii nagle magia i ciepło na ekranie. Po kilku dniach przerwy otwieram skrzynkę pocztową, a tam e-mail niespodzianka. Nie był specjalnie długi, lecz ktoś w bardzo emocjonalny sposób nawiązał do jednego z moich wpisów. „Dziekuję za przypomnienie co jest ważne (…)” napisano w ostatnim akapicie. Czytałem kilkakrotnie ów list z rozdziawioną gębą. Ktoś dziękuje za te zapiski, które w niemałym trudzie kolekcjonuję dla własnej przyjemności?

To niesamowite uczucie dowiedzieć się, że jakiś tekst napisany „by the way”, dla kogoś, kogo nawet nie znam, może znaczyć tak wiele. „Bezcenne” – jak stwierdzonoby w jednej z reklam.

To było rano. Natomiast wieczorem poprzedniego dnia po długiej przrewie miałem okazję spotkac się z moimi przyjaciółmi z liceum. Przyjemne z pożytecznym bo imprezie imieninowej z racji sąsiadujacego z nią Święta Niepodległości został nadany charakter patriotyczny. Bez martyrologicznego patosu, broń Boże, bo jak zachęcano w mediach, to obchody tej uroczystosci miały być wesołe. Obowiązywały oczywiście barwy biało-czerwone.

Strój to jednak drobiazg. Najważniejsze było bowiem śpiewanie. Przygotowane zostały spiewniki, z których zawodziliśmy przez wiekszą część wieczoru. Hm, śpiewanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Na Boże Narodzenie czasem dołączałem do chóku kolęd, lecz w repertuarze patriotycznym jeszcze się nie sprawdzałem. Efekt raczej w niczym nie przypomianał koncertowych wykonań naszych artystów, ale mimo to wspólne wykonanie „Warszawianki” czy „Pierwszej Brygady” dostarczyło mi wiele przyjemności. Fajnie być Polakiem.

Twórcy owych pieśni nie przewidzieli, ze kiedys będzie istniec coś takiego jak telefony komórkowe i to multimedialne na dodatek. Jak się okazuje, są one bardzo przydatne nawet i przy takiej okazji, żeby zdjęcie zrobić, albo przeprowadzić drobną transmisję by dać przykład jak należy świętować nasz Dzień Niepodległości.

Impreza przeciagnęła się do pierwszej w nocy. Ostatnio w takim gronie spotkałem się ponad rok temu, na 60-leciu naszego liceum. Tegoroczne permanentne podróże nie sprzyjały podtrzymywaniu kontaktów, więc tym przyjemniejsze było dla mnie owo spotkanie.

W niedzielę po obiedzie wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę powrotna do Gdyni. To był pierwszy zimowy weekend. Miejscami sypał gęsty śnieg i kolumna pojazdów poruszała sie bardzo powoli. Za Koszalinem jednak padać przestało i na całkiem suchej nawierzchni dotarłem do Trójmiasta. Za to kiedy obudziłem się rano, by pojechać do pracy, Gdynia przykryta juz była cienką warstwą białego puchu.

Zima może zlitowała się nad handlowcami, by jakoś mniej głupio sie wydawało. W szczecińskim „Galaxy” zobaczyłem bowiem w sobotę taki obrazek:

Sczczecin i tak jest spóźniony o dwa miesiące do takiego Nowego Jorku, gdzie Mikołaja widziałem już we wrześniu. Odnoszę wrażenie, ze komercja sięga absurdu.

Gdynia, 14.11.2007; 07:15 LT

 

Komentarze