Bywanie w Szczecinie w weekendy ma tę wadę, że stępia się czujność w rejonie stref parkingowych. W weekend się nie płaci, wiec kiedy nagle przytrafi sie zostać w dzień powszedni, płaci się frycowe. Nie miałbym jednak nic przeciwko, gdyby karano jedynie gapiostwo. Niestety, niektórzy funkcjonariusze Strefy Płatnego Parkowania znacznie lepiej czuliby się jako sędziowie biegów sprinterskich niż na obecnym etacie. Godzina 14:40. Próbuje zaparkować w rejonie ulicy Obrońców Stalingradu. Ciężko. Wszędzie tłok. Znajduje jednak na samym końcu, tam gdzie ulica ta łączy się z Aleją Niepodległości, a tuz obok zbliża się na odległość kilku metrów Aleja jana Pawła II. Między nimi stoi tylko budynek BPH. Wysiadam i rozglądam się za parkometrem. Nie ma. W naturalnym odruchu idę więc na druga stronę bankowego budynku licząc, ze parkomat znajdę własnie przy Jana Pawła II. I rzeczywiście stoi. Chwila na przestudiowanie taryf oraz instrukcji obsługi i po chwili staję się szczęśliwym posiadaczem biletu parkingowego wydrukowanego o 14:41. Wracam do auta, a tam właśnie dwuosobowy patrol kończy operacje wydruku mandatu. Wydruk z godziną 14:42.
– Co państwo robią?! – krzyczę na nich – Przecież ja tylko poszedłem do parkometru kupic bilet!
– My przyglądaliśmy się i nikogo przy parkometrze nie było – pan kończąc zdanie wskazał palcem na parkometr stojący po drugiej stronie ulicy, pod płotem okalającym budowę Galerii Kaskada. Rzeczywiście, nie zauważyłem go wcześniej.
– A co to? Tylko ten jeden parkometr obowiązuje? Ja poszedłem do tego za bankiem.
– Trudno. Mandat juz wydrukowany. Może pan reklamować.
Niech to szlag! Teraz trzeba jeździć do biura SSP, żeby sprawę odkręcić. Kiedy po przebijaniu się przez zatłoczone w popołudniowym szczycie ulice dotarłem do biura strefy, moja wściekłość sięgała zenitu i siła woli powstrzymywałem się od eksplozji. Niczym rewolwerowiec w westernie wkroczyłem jak burza do budynku.
– Gdzie przyjmują reklamacje? – spytałem przechodzącej pracownicy.
– Ostatnie drzwi na lewo.
No, ja wam teraz pokażę! Otworzyłem drzwi, a tam zza biurka urzędująca pani powitała mnie takim uśmiechem, jakby czekała tylko na mnie. Moja złość została nadwątlona.
– Przyszedłem reklamować ten mandat! Został wystawiony minutę po zakupie biletu w parkomacie!
– Proszę usiąść – pani usmiechnęła się jeszcze bardziej, choć przed chwilą wydawało mi się, że już bardziej nie można – Może pan mi pokazac ten bilet i mandat?
– Prosze bardzo! Minuta różnicy! To już normalnie chodzić nie można, tylko trzeba jak odtrzutowiec gnać do parkomatu i z powrotem? – próbowałem robic groźną minę, ale czułem, że coraz słabiej mi sie to udaje.
– Oczywiście reklamację uznajemy. Mandat anulowany. Czy potrzebuje pan jakieś zaświadczenie w związku z tym incydentem? – pani spojrzała na mnie pytająco nie przestając się uśmiechać.
Kurczę, no jak to tak? Przychodze do urzędu i bez kłótni, bez łaski zostaję obsłużony? Organizm się buntuje, ale nie ma co fukać – juz po sprawie.
– Nie, nie potrzebuję zaświadczenia, ale poproszę o ten bilet z powrotem, bo postój opłaciłem do siedemnastej.
– Ach, oczywiście. Pozwoli pan tylko, że w takim razie zrobię kserokopię do swoje dokumentacji?
– Oczywiście, że pozwolę. Proszę bardzo!
Pani oddała bilet i pożegnaliśmy się uprzejmie. Reklamacja trwała około dwie minuty.
Przed wejściem do budynku stał stolik, a przy nim jakis pan zbierał podpisy pod projektem referendum w sprawie zniesienia stref płatnego parkowania. Podpisałem się, bo czułem się w jakis sposób poszkodowany. Przykro jednak by mi było gdyby z tego powodu owa miła pani miała stracić pracę.
Następnego dnia rano pojechałem załatwić kilka spraw i przed cukiernią Kocha przy Jagiellońskiej musiałem kupic nowy bilet.. A co tam! Kupię od razu do południa – pomyślałem sobie i położyłem wydruk na desce rozdzielczej. Potem podjechałem pod dom mojego taty nieopodal. Pomny szybkości kontrolerów, wyszedłem do auta juz kilka minut przed dwunastą, żeby przedłużyc postój. Prawie wrzucałem przygtowaną monetę, gdy nagle mój wzrok padł na przednią szybę. A tam, pod wycieraczką powiewała biała szarfa mandatu.
Co teraz do cholery?! Spojrzałem na zegarek. Jeszcze nie było dwunastej. Po chwili sie wyjaśniło. Bilet kupiłem w podsterfie B, a zaparkowłem w podstrefie A. Mój tato ma szczególny przywilej mieszkania u zbiegu trzech podstref: A, B i C. Przez to już dwukrotnie zdarzyło mi się kupic bilet w jednej strefie, który potem nie pasował do innej. Oczywiście przytrafiło mi się to wyłącznie przez głupotę i nieuwagę, ale jednak trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, ze przyjazne dla przecietnego obywatela to te strefy nie są.
I tak zamiast krótkiej wzmianki, wyszedł mi o płatnym parkowaniu cały wpis.,
Szczecin, 17.10.2008, 01:00 LT