STOCZNIE GOETEBORGA

Odpowiedzią Szwecji na cła pobierane przez Danię za przewożone przez cieśniny wiodące na Bałtyk towary było założenie miasta, którego port obsługiwałby handel morski  bez konieczności przeprawiania się przez Sund, Wielki Bełt albo Mały Bełt.

Tak narodził się Goeteborg – obecnie drugie co do wielkości miasto Szwecji i ważny port usytuowany nad brzegiem Cieśniny Kattegat.

Jego złote lata gwałtownego rozwoju przypadają na okres od drugiej połowy XIX wieku do końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Znaczący udział w tym procesie miały stocznie, a zwłaszcza trzy giganty:  Götaverken (założona w 1841 r.), Eriksberg (1850 r.), i Lindholmen (1844r.). Zakłady te w szczytowym okresie zatrudniały ponad piętnaście tysięcy osób. Wybudowały w sumie ponad dwa ipół tysiąca statków i sprawiły, że przez pewien okres w latach sześćdziesiątych XX wieku Goeteborg był największym ośrodkiem przemysłu stoczniowego na świecie.

Z początkiem lat siedemdziesiątych wszytsko runęło. Najpierw narastające żądania podwyżek płac wysuwane przez coraz silniejsze związki zawodowe doprowadziły do wzrostu kosztów produkcji o blisko 25%. W miedzyczasie osłabienie i dewaluacja szwedzkiej korony znacznie podrożyły import. To wszystko zbiegło się jeszcze z zawieszeniem pokrycia amerykańskiej waluty w złocie (1973 r.) i wynikającymi z tego kolejnymi wstrząsami na rynkach finansowych. Jak by tego było mało, produkcję statków na wielką skalę, szybciej i taniej zaczynała oferować na dalekim wschodzie Japonia. Upadek szwedzkich stoczni stał się przesądzony. Kryzys przetrwała jedynie Götaverken, lecz i ona ostatni całkowicie wybudowany przez siebie statek zwodowała w 1989 roku. Od tej pory zajmowała się już tylko remontami istniejących statków. W 2000 roku została przejęta przez holenderską grupę Damen i pod jej marką prowadzi działalność zatrudniając obecnie… 140 osób. Oznacza to, że w przemyśle stoczniowym w tym mieście pracuje obecnie zaledwie 0,9% ludzi zatrudnionych tam jeszcze czterdzieści lat temu. Trudno o bardziej spektakularny upadek. Od światowego lidera w produkcji statków po niewielki zakład świadczący usługi remontowe.

Piszę o tym, ponieważ miałem niedawno okazję znaleźć się na terenach należących do niedawna do stoczniowych holdingów i zrobić krótki spacer po nabrzeżach portowych basenów. Dźwigi oraz doki Damen rzucają się w oczy, chociaż znajdują się jakby trochę na uboczu.

Goeteborg 04

Bliżej portowych basenów powstały zupełnie nowe budynki. Oblicze tego miejsca przeszło ogromną metamorfozę. Hałas i nieprzychylna przecietnemu śmiertelnikowiu atmosfera zakładów przemysłu ciężkiego zostały zastąpione ciszą panującą na czystych bulwarach zachęcających do odpoczynku.

Goeteborg 07b

Goeteborg 03

Zachowały się jeszce tu i ówdzie budnynki i nazwy firm tradcyjnie związanych z shippingiem, lecz tereny te zostały opanowane przede wszystkim przez firmy spoza tej branży. Wszystko za sprawą założonego tu Parku Naukowego Lindholmen

Goeteborg 09

Goeteborg 10

Park naukowy byłby niczym gdyby nie dopływ kadr. Te zapewniają położone po sąsiedzku wyższe uczelnie.

Goeteborg 05

Goeteborg 01

Goeteborg 02

W słoneczne, wiosenne popołudnie nietrudno spotkać studentów korzystających z mozliwości sjesty na drewnianych nabrzeżach.

Goeteborg 06

W sąsiednim basenie zamiast ruchliwej przystani promów łączących to miejsce z położonym na południowym brzegu centrum miasta, ulokowana została marina. Również cicho, czysto i spokojnie, tuż obok, w miejscu gdzie jeszcze niedawno spawano stalowe konstrukcje powstaje luksusowy hotel Radisson.

Goeteborg 08

Nazwa „Park Naukowy” zobowiązuje. Dlatego na przylegającym do niej parkingu zainstalowano stanowiska do ładowania energii przez samochody elektryczne. Przeciez to ponoć jest przyszłość. Przynajmniej w ruchu miejskim.

Goeteborg 11

Zakończyła się pewna era w rozwoju miasta. Niewątliwie przeminął złoty wiek, ale kto wię, czy to, co powstało na gruzach dawnych stoczni również złotem się nie okaże. W każdym razie napotkani tam ludzie na nieszczęśliwych nie wyglądali.

Nie wspominałbym o tym gdyby nie analogia do wstrząsu jaki stał się udziałem polskich stoczni na przełomie wieków. Szczecin jeszcze nie otrząsnął się po upadku największego zakładu w mieście, który dostarczył kilku tysięcy bezrobotnych. Ludzie wciaż jeszcze spoglądają na zastygłe w bezruchu pochylnie, dźwigi, suwnice jakby oczekując cudu wskrzeszenia za sprawą jakiegoś tajemniczego, bajecznie bogatego  inwestora. A może, w myśl zasady, że nie da się dwa razy wejsć do tej samej rzeki uznać, że dawna stoczniowa świetność ospłynęła hen z nurtem Odry podobnie jak tamta z Goeteborga? Kilometry nabrzeży, pochylnie, place i budynki niech się staną zalążkiem nowego bytu, który wykorzysta ów dar z nie mniejszym pożytkiem? Im wczesniej, tym lepiej.

Szczecin; 06.05.2012; 00:30 LT

Komentarze