STARY ROZUMIE GORZEJ?

Dziś też poszedłem coś przekąsić na Skwer Kościuszki i… chłodno już było. Niby dało się siedzieć, ale wielkiej przyjemności juz z tego nie było. Pewnie byłoby fajnie gdybym jakąś kurtkę albo przynajmniej sweter założył. Wieczorem termometr na sopockim molo wskazywał +11˚C. Dlatego mimo otwartego ogródka na Monciaku, na kawę wszedłem już do środka. Nie da się oszukać jesieni.

Za to kiedy wróciłem do domu, zwróciłem uwagę na przyjemne ciepełko. Dotknąłem ręką kaloryfera. Grzeją. Sezon grzewczy rozpoczęty. Lato pogrzebane do reszty.

Zrobiłem sobie kawę oraz rozpuściłem saszetkę coldrexu, bo w biurze w powietrzu aż czarno od rozpylanych kichaniem wirusów. Wystarczy, że się napatrzę i od samego widoku w gardle mnie drapie, a z nosa cieknie. Pokroiłem kupioną po drodze babkę, aby było coś do kawy i mogłem spokojnie obejrzeć „Panoramę”. Ponieważ jednak nie było jeszcze dwudziestej drugiej, postanowiłem najpierw uzupełnić braki w deklaracjach ZUS. Składki opłacam regularnie, ale w dobie internetu to żaden problem. Gorzej gdy trzeba wypełnic formularze i ustawic się w kolejce do ich przekazania. Zaskoczył mnie fakt, ze ostatnie złożone deklaracje dotyczyły maja. Cholera, zdawało mi się, ze tak niedawno tam byłem. „Panorama” już leciała, kiedy kończyłem ostatnie zaległości. Jutro w przerwie obiadowej ustawię się pokornie w kolejce.

Tymczasem w „Panoramie” poruszyli sprawę zarządzenia NFZ zakazującemu lekarzom pewne drogie leki zapobiegające przerzutom nowotworów podawać ludziom powyżej 65 roku życia. W pierwszej chwili sądziłem, że coś niewłaściwie zrozumiałem, ale nie, wszystko okazało się prawdą. Przepis co prawda już zmieniono, ale przez jakiś czas obowiązywał i NFZ twardo zamierza karać szpitale, których personel mu sie nie podporządkował. Szkoda, że nie pokazano twarzy człowieka, który wpadł na pomysł takiego rozwiązania. Dlaczego nie spojrzał w oczy licznym emerytom? Oczywiście wiem, że pieniędzy nie starczyłoby dla wszystkich i łatwo krytykować nie proponując nic w zamian, ale mimo wszystko mam poczucie, ze stało się coś odrażającego. W majestacie prawa mówi się ludziom: „dość żeście się już nażyli, nie ma dla was pieniędzy więc musicie zrobic miejsce młodym”.  Dotknęło mnie to szczególnie, ponieważ gdy jakiś czas temu moja mama powiedziała mi przez telefon, że jest takie zarządzenie, według którego starym ludziom nie będą podawać niektórych drogich leków, długo jej tłumaczyłem, że na pewno coś źle zrozumiała, że to byłoby wbrew konstytucji zapewniającej równe traktowanie obywateli. Byłem wtedy po drugiej stronie oceanu i nie mogłem zweryfikować owych newsów, a moje tłumaczenia spowodowały tylko niepotrzebne spięcie, bo mama poczuła się urażona, że nie wierzę w to, co mówi.

Podobnie było zresztą z „Tele 2”. Akwizytorzy namówili rodziców do podpisania umowy, która skomplikowała im życie. Odkręcałem potem to za nich, pisałem podania o przywrócenie dawnego stanu, kiedy rozliczali się tylko z TPSA.

– Bo oni mówili, że są z Telekomunikacji i pytali czy chcemy mniej płacić za rozmowy. No to się zgodziliśmy – tłumaczył tato. – Dopiero w trakcie podpisywania zorientowałem się, że to „Tele 2”, ale głupio mi było wtedy się wycofać – zakończył.

I znów nie uwierzyłem. Myślałem, że moi staruszkowie po prostu nie zrozumieli dokładnie, co akwizytorzy mówili. Aż tu kilka dni temu znajomi z pracy zaczęli opowiadać o pukaniu do drzwi panów z „Telekomunikacji”, którzy po bliższym poznaniu okazywali się panami z „Tele 2”. Subtelna różnica. Nie można im zarzucić, że mówią nieprawdę, bo nikt się nie przedstawiał, że jest z „Telekomunikacji Polskiej SA”, a jedynie z telekomunikacji. „Tele 2” jest zaś firmą telekomunikacyjną. Cóż to jednak za firma, która wstydzi się własnej marki? To tak jakby akwizytorzy Coca coli przedstawiali się, że są z wytwórni napojów gazowanych. Przykro mi się zrobiło, że nie uwierzyłem rodzicom, bo starzy i pewnie coś pokręcili.  

Moja wina, ze nie uwierzyłem, że zabrakło mi zaufania. Nie pierwszy to jednak raz, kiedy licząc się na codzień z każdą złotówką, kupowali gdzieś na skwerku a to komplet tandetnych noży, a to latarkę-breloczek, czy też atlas samochodowy. Oddawali później nam rzeczy, które ani nam ani im potrzebne nie były. Kupili, bo nie potrafili odmówić.

W ogólności szkodliwość społeczna czynów cwanych poprawiaczy świata była być może niewielka, lecz ilu emerytom napsuli krwi? Ile mniejszych lub wiekszych rodzinnych spięć wywołali grą na niuansach, które w głowie przeciętnemu człowiekowi się nie mieszczą? Ile zaufania w relacjach międzyludzkich  nadwyrężyli? I pewnie śpią spokojnie, zadowoleni z dobrze wykonanego zadania.

Gdynia, 05.10.2005

Komentarze