SPACER PO STOLICY

  

Warszawski upał ustepuje powoli miejsca bardziej rześkiemu powietrzu i burym chmurom. Jesteśmy coraz bliżej Pomorza. Wracam do Trójmiasta z Pauliną, a jutro dojadą na ostatni tydzień wakacji jej koleżanki. Przeleciały te wakacje nie wiadomo kiedy. Jeszcze trochę i zacznie się jesień, która może czasem kusić wszelkimi odmianami czerwieni i żółci na drzewach, ale jak ją pokochać za coraz częstsze szarugi i topniejący w zastraszającym tempie dzień?

Póki co, korzystaliśmy jeszcze z warszawskiego wypadu, by w ciepłe dni i wieczory na wakacyjnym luzie pospacerować po tamtejszej starówce. Po remoncie Nowego Światu, a później Krakowskiego Przedmieścia, ten rejon zmienił się w imponujący deptak. Zauważyłem, że bardzo niewiele jest zasiedlonych mieszkań na Trakcie Królewskim. Reszta albo przerobiona na rozmaite biura, albo przeznaczona na wynajem, tak jak używane przez nas na rogu Nowego Światu i Chmielnej.

Niezliczona ilość knajpek oraz letnich ogródków sprawia, że życie toczy się tam do bladego świtu. I chociaż donośne głosy imprezowiczów regularnie zakłócały ciszę nocną, to jednak gwar i tłumy turystów od Barbakanu po Aleje Jerozolimskie robią wrażenie. Z pewnością nie jesteśmy już zaściankiem Europy.

Niezwykle efektownie prezentują się ekspozycje obrazów przedstawiających dawną Warszawę. Reprodukcje ustawione na chodniku w miejscu, gdzie kiedyś malowali je mistrzowie zwłaszcza wieczorem prezentują się świetnie, udanie łącząc nowoczesną formę z okalającą ją zewsząd historyczną zabudową.

Jak bardzo te dwie ulice stały się świadectwem historii naszego narodu, świadczą mury stojącej wzdłuż nich kamienic. Niemal na każdej z nich znajduje się tablica upamiętniająca znane postacie i wydarzenia z nimi związane. A oprócz tablic miejsca pochówku n.p. serca Chopina w Kościele Trzech Krzyży

czy napotykane niemal co krok pomniki. Mikołaja Kopernika, kardynała Wyszyńskiego, Adama Mickiewicza, Bolesława Prusa i innych.

  

A przecież jest jeszcze i Pałac Prezydencki, i Uniwersytet, i przepięknie odrestaurowany hotel Bristol, i Zamek z kolumną Zygmunta, pod którą otoczeni wianuszkiem widzów prezentują swoje umiejętności zapaleńcy breakdance’u.

I tylko ulica Kozia, moja ulubiona, jakoś podupadła zepchnięta na ubocze i jakby zapomniana. A może to tylko takie wrażenie, kontrast spotęgowany dopieszczonym Krakowskim przedmieściem?

Dziś, w dzień wyjazdu wreszcie pospaliśmy nieco dłużej. Klucze trzeba było oddać do jedenastej i tak też uczyniliśmy. Pozostawało jeszcze trochę czasu by zobaczyć coś oprócz tego co widzielismy wczoraj. Dyskutowaliśmy o tym przy porannej kawie. Może Łazienki? Ale nagle przypominamy sobie o Muzeum Powstania Warszawskiego. Tam nikt z nas jeszcze nie był, a swego czasu głośno było o nim jako o jednym z najnowocześniejszych muzeów w naszym kraju. I rzeczywiście, nie zawiedliśmy się. Jedynie kasa działa odstraszająco bo naszym polskim obyczajem ułatwiamy sobie życie przez utrudnienie. Po co otwierać całe drzwi, jeżeli jedno skrzydło można zostawić na stałe zamknięte. Pani kasjerka, albo ktoś kto tym nienwielkim budnkiem sie zajmuje ma dzięki temu mniej roboty, a że ludzie przeciskają się przez wąski otwór i wychodzący przepychają stojących pokornie w kolejce to już nikogo nie obchodzi. To jest jakaś nasza dziwna, narodowa przypadłość. Bududje się muzea, centra handlowe, urzędy, sale koncertowe z dużą ilością drzwi, by potem personel miał tylko z nimi kłopot i trzymał je zamknięte.

Ale po tym pierwszym zgrzycie wszystko pozostałe jest bardzo poruszające. Po raz pierwszy mogłem tak namacalnie poczuć atmosferę powstania i lat okupacji. Multimedialne ekspozycje oraz liczne eksponaty – od najdrobniejszych po ogromne jak fragment elektrowni czy samolot.

Szczególne wrażenie zrobiły na mnie bardzo osobiste pamiątki – rozmaite ubranka dziecięce z naszytymi informacjami o dziecku na wypadek gdyby podczas bitewnej zawieruchy gdzieś się zagubiło, setki listów, zabawek… Obwieszczenia o masowych egzekucjach budzą dreszcz grozy. I ta nachalna, gebbelsowska propagfanda. Dreszcz grozy budzi też niewielki czerwony korytarz z ogromnym sierpem i młotem – świadectwo początku kolejnych lat zniewolenia.

No i mur pamięci, długi, z zapisanymi drobnymi lireami tysiącami nazwisk uświadamia skalę tej tragedii.

Na mnie duże wrażenie zrobił też wyjazd na platformę widokową. Pozornie nie mającą kompletnie związku z charakterem muzeum. Ale nagle wyjeżdża się z pogrążżonych w półmroku pomieszczeń, pełnych ruin i beznadziei skazanej na klęskę walki w całkowicie odmienny świat. Widać szerokie ulice, drapacze chmur, całą najnowocześniejszą Warszawę. Być może niektórzy powstańcy widzieli ją taką we snach.

Po wyjściu z muzeum pojechaliśmy prosto na dworzec. Po kupieniu biletów zostało nam jeszcze kilkadziesiąt minut, więc zajrzelismy jescze do Muzeum Techniki w Pałacu Kultury i Nauki, ale juz tylko dla niektórych ekspozycji. A potem już kolejowy szlak powiódł na na północ.

 

W pociągu Warszawa-Gdynia, 23.08.2008, 19:40 LT

Komentarze