SLUBY PANIENSKIE

Brak czasu dotkliwie daje sie nam we znaki i juz od dobrych kilku tygodni nie bylismy w kinie. Jednak tym razem po raz pierwszy od dluzszego czasu nigdzie nie wyjezdzalem na weekend, wiec moglismy z Aniolem pozwolic sobie na obejrzenie czegos nowego. Wybor padl na „Sluby panienskie” w rezyserii Filipa Bajona.

Niebiosa najwyrazniej uparly sie, abysmy nie obejrzeli tego filmu. Ogromne korki spowodowane zamknieciem alei Niepodleglosci w Sopocie sprawily, ze nie zdazylismy na wieczorny seans sobotni. W niedziele postanowilismy jechac inna droga, ale jak sie okazalo, nie my jedni. W efekcie znow stracilismy na przejazd godzine i nie zdazylismy. Zrobilismy trzecie podejscie na pozniejszy seans i tym razem sie udalo.

A trzeba bylo pojsc za znakami, zamiast brnac przeciwko…

Juz sam podtytul „komedia wszechczasow” budzil moja nieufnosc, bo co mozna powiedziec o filmie, zanim znana bedzie reakcja publicznosci? Nazywanie czegos w ten sposob jest czystym naduzyciem, chociaz oczywiscie wszyscy zdaja sobie doskonale sprawe, ze to tylko chwyt marketingowy. Tak jak lato czy zima stulecia trafia sie srednio co piec lat, tak i komedie czy thrillery wszechczasow pojawiaja sie niemal kazdego sezonu, a filmy „kultowe” staly sie juz tak powszechne, ze niedlugo ten przymiotnik zacznie byc synonimem kiczu. Szkoda, ze nie mozna pozywac do sadu za bezprawne naduzywanie tego typu okreslen, prowadzacych do wypaczenia ich znaczenia.

Niestety, moje obawy okazaly sie sluszne. Duze pieniadze wydane na telewizyjna reklame, liczne plakaty z owym „wszechczasowym” podtytulem sprawily, ze chetnych do obejrzenia bylo sporo i film wyswietlano nawet w dwoch salach jednoczesnie. Tyle tylko, ze wraz ze zgaszeniem swiatel na widowni zapadla cisza i trwala ona az do napisow koncowych. Wynik dobry w odniesienu do thrillera, ale dla komedii wszechczasow…?

No moze przesadzam. Niewielkie poruszenie, nie tyle gleboki smiech, co chichot polgebkiem pojawil sie gdy jeden z glownych bohaterow wyciagnal… telefon komorkowy. Pozniej rezyser jeszcze wielokrotnie wracal do tego samego chwytu, idac w koncu na calosc i serwujac w pewnym momencie szersze ujecie planu i aktorow w strojach z epoki we wspolczesnej scenerii. Czemu to mialo sluzyc? Zmiana akcji zadna, bo z nielicznymi wstawkami (n.p. bardzo „smieszny” dialog:  – Denerwuje sie  – To zazyj prozac) nadal mowiono tekstem Fredry… Te wstawki sprawialy, ze chwilami mialem wrazenie, iz zamiast filmowej adaptacji dziela naszego zacnego komediopisarza ogladam reportaz z jego produkcji.

Duzo sie mowi na temat umieszczania w filamch scen rozbieranych. Tam gdzie jest to zasadne, wzbogaca to jak najbardziej tresc. Tymczasem mamy tu w filmie scene kapieli glownych bohaterek Anieli i Klary w rzece. Nagusienkich oczywiscie i podgladanych przez kawalera schowanego za pasaca sie krowa. W pewnym momencie kawaler ow wyciaga komorke i dzwoni. Odzywa sie telefon Klary, ktora wybiega z rzeki, wyszukuje z rzeczy na brzegu swoj telefon, patrzy czyj numer sie wyswietlil, i odwraca sie do kawalera grozac mu palcem. Rzecz dzieje sie w XIX wieku, wiec ubaw taki, ze boki zrywac… Ciecie i wracamy do wlasciwej akcji. Fragment tej sceny (wbiegajace do wody nagie kobiety) jest wykorzystany w spocie reklamowym. Myslalem, ogladajac reklame, ze to bedzie jakis istotny moment filmu. Niestety, to tylko „moment” w dawnym tego slowa znaczeniu, wabik na naiwnych.

Bylem zazenowany mizernym poziomem filmu. Adaptacja klasyki, a szczegolnie tego typu sztuk zawsze niesie ryzyko, ale gwiazdorska obsada sugerowala sukces. Niestety, klapa. Na pocieszenie mozna dodac, ze bez gwiazd byloby jeszcze gorzej. A moze zamiast udziwniac, wystarczylo pozowlic tak doswiadczonym aktorom bawic sie tekstem Fredry i jedynie to rejestrowac? 

Poza tym nie ma przeciez obowiazku sfilmowania kanonu lektur szkolnych. Moze lepiej bylo przeznaczyc wydane pieniadze na inny projekt, uznajac ze nie zawsze to co sprawdza sie w teatrze, musi obronic sie na ekranie? Nie wiem. Gdybym wiedzial, to sam zajalbym sie produkcja filmow. Wiem za to, ze dawno nie wyszedlem z kina tak rozczarowany jak w dniu dzisiejszym.


Gdynia, 11.10.2010; 00:55 LT

Komentarze