SŁOWO KIBOLA

  

Kiedy wyjeżdżałem z Polski czytałem o konflikcie między Legią a PZPN w sprawie sprzedaży biletów na finałowy mecz o Puchar Polski. Legia, która po zadymach mających swe apogeum w Wilnie powiedziała dość i na jakiś czas zaprzestała współpracy z t.zw. Klubem Kibica, została zrugana przez działaczy związkowych za to, ze odmówiła przyjęcia naleznej jej puli biletów. Dobry związek wobec tego sam przekazał bilety pokrzywdzonym

Pokorni aktywiści z Klubu (?) Kibica zapewnili, że będzie porządek, a nawet sami pomogą w jego dopilnowniu. Nic tylko płakać ze szczęścia. Wenezuelskie telenowele mogą się przy tym schować. Zastanawiałem się wtedy ile warte jest słow kibola. Bo przeciez nie raz padały juz rozmaite deklaracje, a potem było jak zwykle: demolki, pobicia, morderstwa. Nawet śmierć Jana Pawła II i wypowiedziane pod jej wpływem górnolotne słowa pojednania między kibicami Wisły oraz Cracovii nie przetrwały próby casu. Co ja mówię – próby czasu! Kibole wytrzymali chyba jedną albo dwie ligowe kolejki, a potem wrócili do swego.

Stadiony są nadal demolowane, z trybun lecą takie okrzyki, że uszy więdną, więc na ligę chodza tylko najwytrwalsi. Nikt rozsądny nie weźmie rodziny, dzieciaków, żeby nie dręczyć się do końca życia wyrzutami sumienia, że za chwilę przyjemności zapłacił kalectwem albo smiercią najbliższych. Jak Polsak długa i szeroka trwają zaś dyskusje i pełne słomianego zapału deklaracje, że „trzeba wiecie, rozumiecie coś z tym zrobić”. I robi się. Tyle tylko że na papierze. Że na papierze to nieskutecznie? Mój Boże, przecież chęci były – sprawozdania nie kłamią. Widocznie ci kibole nasi jacyś gorsi od angielskich, sprawozdań nie czytają, zakazów stadionowych nie chcą respektować. Jak tu z nimi współpracować? A współpracować przecież trzeba, wychowywać trzeba, bo to najwierniejsi kibice. Jeżdżą za druzyną na każdy mecz.  Że lać się jeżdżą, a nie oglądać? Nie! Owszem zdarzyło się tu i ówdzie, ale to kibole tamtych drużyn byli winni. To oni byli bardziej agresywni i wyraźnie naszych prowokowali. Ba! Słyszałem głosy, że zakazy stadionowe są nieskuteczne bo kibice i tak organizują t.zw. ustawki. Umawiają się poza stadionem i tam się tłuką! Masz ci los! Wygląda więc na to, że trzeba biedakom udostępnić stadion, bo wtedy walą się pod kontrolą, rzucają wyrwanymi krzesełkami, a nie kamieniami, no i w razie czego pogotowie ratunkowe jest pod ręką.

Że można inaczej, pokazują mecze siatkówki, koszykówki, zawody skoków narciarskich. Nawet piłka nożna ma w Polsce wartościowych, kulturalnych kibiców, którzy potrafią się świetnie bawić, o czym ze zdumieniem przekonał się świat podczas ostatnich mistrzostw świata w Niemczech. Wierzę, że tak będzie również w Austrii i Szwajcarii.

Ni tak jednak ludzi nie deprawuje, jak prawo, które istnieje wyłącznie na papierze, dla poprawienia wizerunku, a którego nikt nie stosuje. Dopóki naprawdę nie zmobilizuje się szerokiego frontu przeciwko kibolom i nie wyrzuci bandziorów ze stadionów, nie będzie spokoju i normalny kibic w strachu oraz przez kraty oddzielające go od boiska będzie oglądać mecze. Dodam, że przez kraty, które są zaporą i upokorzeniem, dla tych właśnie normalnych. Bandziory bez trudu takie ogrodzenia forsują kiedy tylko im się zechce. Jeżeli zakaz stadionowy będzie tylko świstkiem papieru, jeżeli sądy 24-godzinne będą bardziej sprawą rozgrywek politycznych między partiami niż rzeczywistym srodkiem egzekwującym respektowanie cywilizowanychg reguł, jeżeli nadal ważniejsze od siłą wymuszonego zachowania porządku będzie dbałość od krucha psychikę szesnastoletniego nożownika zabijającego dla chorobliwie pojetego honoru klubu (które to pojęcie kompletnie nic nie znaczy – jest to tylko pretekst do zadymy) nastolatka kibicującego innej drużynie – nadal będziemy wstydzić się przed światem i umykać ze stadionów zostawiając je na pastwę hord zdziczałych kretynów.

Wbreew pozorom nie chodzi tu tylko o stadiony i o kiboli. Podobnie jest z prawem o ruchu drogowym. Drogi mamy najgorsze w Europie, ale to nie powód by gnać po tych wertepach 150-180 km/h na spotkanie śmierci, pół biedy jeśli swojej, ale najczęściej Bogu dicha winnych nieszczęśników, którzy znaleźli się na drodze wariata. Czy ktoś jednak słyszał o surowych karach, drakońkich mandatach, konfiskatach samochodów? Wszystko niby jest, ale tylko na pokaz – dla sprawozdań jakie mamy dobre prawo. Ktoby jednak miał serce zabrać komuś cała pensję w ramach mandatu za przekroczenie prędkości. Tyle ludzi ją przekracza i akurat jednego nieszczęśnika tak ukarać? To juz lepiej dac mu kwiatek i połajankę ustną w ramach akcji „Przyjazna Policja” – jakiż to piękny, chwytliwy medialnie temat! W sam raz na świąteczne wydanie „Wiadomości”. A może by tak wzorem USA przy każdym znaku ograniczenia prędkości przymocowywąć taryfikator z minimalną karą? A w miejscach n.p. robót drogowych dodatkową infornmację, że tutaj ze względu za narażenie pracujących ludzi przekroczneie prędkości karane jest w podwójnej wysokości? Tyle tylko, że same tabliczki nic nie dadzą. Ktoś musiałby być bez serca i owe grzywny stosować

Anglicy byli. Dzięki temu, nieco ponad dwadzieścia lat po tragedii na Heysel mają nadal najbardziej agresywnych kiboli, lecz najspokojniejsze stadiony w Europie.

 

Amsterdam, 15.05.2008; 20:15 LT

Komentarze