Akrotiri. Jedno z miast, które zasypał popiół z ogromnej erupcji wulkanu około 1627 roku p.n.e. Oglądaliśmy odkryte ruiny z rozbrzmiewającym w myślach dramatycznym opisem nadciągającego kataklizmu w Pompejach, który wyszedł blisko czterdzieści lat temu spod pióra Jacka Kaczmarskiego. Tak właśnie mogło być i tutaj, zanim kataklizm unicestwił życie na wyspie.
– Czemu pies szczeka, rwie się na łańcuchu? –
Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnika,
Który w łaźni na własnym kołysząc się brzuchu
Wydaje rozkazy, pyta niewolnika.
– Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!
– Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości,
Co z poetą którego rozkazałem śledzić?
– Nic nowego – meldują podwładni z ciemności –
W swoim mieszkaniu przy kaganku siedzi
I pisze za wierszem wiersz dla potomności.
– Czemu pies szczeka, targa się po nocy? –
Tej którą objął twarz znieruchomiała.
– Bzdura, może chuligan trafił kundla z procy –
Mruczy, chce wydobyć uległość z jej ciała,
Ale ona w oknie utkwiła już oczy.
– Ziemia drży, czy nie czujesz? Objął ją od tyłu
I szepnął do ucha – to drżą członki moje!
Świat nie zginie, dlatego że bydlę zawyło –
Odwraca jej głowę i długo całuje,
Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu.
– Czemu pies szczeka, słychać w całym mieście? –
Więzień szarpie kratę, czuje duszny powiew.
– Strażnicy, otwórzcie! Ludzie, gdzie jesteście?!
– Ja jestem – żebrak spod muru odpowie;
Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie.
– Ratuj mnie, wypuść! – Ten tylko się ślini
I ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono.
– Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni,
Tyle ich ostatnio tutaj postawiono;
Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
– Czemu pies szczeka? Patrz jak płonie niebo,
Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro;
Ziemia dygoce, uciekać stąd trzeba,
Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!
Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
– Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec,
Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza.
Nikt nie zobaczy, gdy wszystko zniszczone!
Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza!
Biegnę, jak ciężko! Powietrze spalone…
https://www.youtube.com/watch?v=1qqCjYdCGI4
W ciszy, prawie zupełnie sami oglądaliśmy w skupieniu odkopane miasto. To bonus dla listopadowych podróżników. Santorini jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc na świecie. Strach pomyśleć, co tutaj się dzieje w lipcu albo w sierpniu.
Od czasu gdy zadrżała ziemia, a na jeden z dachów spadło pierwsze, gorące ziarno pyłu minęło około trzy i pół tysiąca lat. Przez tyle czasu starożytne Akrotiri czekało pod ziemią aż pierwszy promień słońca za sprawą archeologów ponownie rozświetli zrujnowane kataklizmem ulice. Grobowiec z popiołu okazał się jednak zarazem gwarancją zachowania wielu szczegółów, na przykład niezwykłych fresków, które obecnie eksponowane są w muzeum w Atenach.
Ciekawe w jaki sposób naukowcy doszli do wniosku by kopać właśnie pod tym wzgórzem?
Trzeba jednak przyznać, że sposób zabezpieczenia i udostępnienia wykopalisk robi wrażenie. Rozkopane wzgórze przykryto drewnianym dachem z wplecionymi weń świetlikami, a wewnątrz poprowadzono ścieżki dla zwiedzających ulokowane na specjalnych pomostach.
W szczytowym okresie rozwoju w zasypanym mieście mieszkało kilka tysięcy ludzi. To, co odkopano jest więc zapewne dopiero częścią większej całości.
Współczesna Santorini (jej nazwa nadana w średniowieczu pochodzi od Świętej Ireny – Santa Irina) ma kształt rogalika zagubionego pośród innych wysp Cykladów. Ten obszar kilkaset tysięcy lat temu był stałym lądem ciągnącym się od Grecji po Turcję. Z czasem t.zw. Płyta Egejska uległa zatopieniu, a z morza wystawały tylko górskie szczyty w postaci ponad dwustu wysp.
Na Santorini znajdował się wulkan, a pod nią wielka komora magmy. Jedna z kilku teorii destrukcji wyspy przedstawiona jest na poniższym rysunku.
Stożek wulkanu znajdował się mniej więcej w tym samym miejscu co obecnie, w bezpośrednim sąsiedztwie dzisiejszej Thiry. Tyle tylko, że wówczas znajdował się on na lądzie a na północ od niego znajdowała się niewielka laguna – pamiątka po wybuchu jaki miał miejsce ponad 20,000 lat p.n.e. Wulkan rósł, a wyrzucany materiał zasypał lagunę. Aktywność jednak się nie zmniejszała. Wręcz przeciwnie. Pojawiają się kolejne kratery w centrum wyspy, a trzęsienia ziemi generują fale tsunami. W końcu ciśnienie w komorze magmy pod wyspą staje się tak wielkie, że kolejne kratery już nie wystarczają. Gigantyczna eksplozja wyrzuca w powietrze dwadzieścia sześć kilometrów sześciennych skał. W kierunku Krety z prędkością 350 km/h gnają ogromne tsunami, które dokonają spektakularnych zniszczeń. Tymczasem środek Santorini zapada się około trzysta metrów pod powierzchnię oceanu, a ponownie uwolniony północny przesmyk wpuszcza w powstałą, głęboką kalderę ogromne masy morskiej wody. Eksplozja prawdpodobnie zdążyła już zabić wszystkie żyjące organizmy na wyspie. Przez najbliższe 300-500 lat wyspa pozostanie wymarła i dopiero po tym okresie dotrą tu następni osadnicy. Wróćmy jednak do wybuchu. Morze zalało kalderę i zaczęło podmywać osłabione brzegi pumeksowych, wulkanicznych skał. Ziemia jeszcze wciąż niespokojna. Wstrząsy i woda powodują osuwanie się kolejnych fragmentów skał, co w końcu prowadzi do przerwania zachodniej części pierścienia i wdarcia się wody przez nowo utworzony przesmyk. Wyspa z ogromną dziurą pośrodku de facto została rozłupana na trzy kawałki: Santorini, Thirasię oraz Aspronisi. Środek pozostał pusty i dopiero w czasach nowożytnych powstały wyspy Nea Kameni i Palea Kameni, które rosną wraz z kolejnymi erupcjami. Ostatnia z nich miała miejsce w 1950 roku. Wyobrażam sobie, że za ileś tysięcy lat sytuacja może się powtórzyć. Rosnące wyspy wypełnią kaldere aż w końcu może znów dojdzie do wybuchu i kolejny raz wszystko się zapadnie.
Na razie jednak Akrotiri śpi spokojnie i żaden pies nie ujada po nocy ostrzegając przed nadciągającą katastrofą.
W sennej knajpce przy opustoszałej późnym popołudniem uliczce zjedliśmy grillowaną rybę i ośmiornicę, popiliśmy wybornym, białym winem i dotarło do nas, że pora się żegnać z wyspą. Nazajutrz rano mieliśmy wracać z powrotem do Polski, do chłodu, wiatru i deszczu, do schabowego zamiast owoców morza, ale też do miejsca, gdzie można spać spokojnie, bo trzęsienia ziemi, ani wybuchy wulkanów raczej nam nie grożą.
Santorini jednak też przyjęła nas najspokojniej jak tylko mogła, o czym będzie w następnych wpisach.
Gdańsk, 20.11.2017; 23:30 LT