SANTA LUCIA (2)

  

Kiedy już zszedłem całkiem na dół, ulica przywitała mnie kolejną fontanną. Na skale wciśniętej między dwie jezdnie, zasłuchani w szum wody oddali się sjeście Neptun z Amfitryną.

Małżonka władcy mórz pokazuje mu wyciągnięta zapewne przed chwilą z wody muszlę. On wpatrzony, chyba bardziej w nią niż w konchę. Trochę szkoda, że w tak piekne popołudnie musza siedzieć prawie na asfalcie. Ale nie! Tak wydaje się tylko komuś kto skrada się za ich plecami. Jeśli spojrzeć z innej perspektywy, robi sie prawdziwie rajsko.

Pozostawiłem władców mórz zajetych sobą, a nie minęło nawet pięć minut gdy stanąłem przed dramatyczną sceną zatytułowaną „Zjednoczeni w chwale i śmierci”.

Moje pierwsze skojarzenie zanim zastanowiłem się głębiej nad inskrypcja, było: Dedal i Ikar, lecz ich skrzydła nie są sztuczne. To skrzydła anielskie, więc…

Rozmyślając nad tym podniosłem głowę, by przeczytac napis na portalu stojącego tu pałacu. „Museo de Bellas Artes”. Byłem na miejscu.

Limitowana objętość wpisu nie pozwala mi na kontyuację, więc musze zakończyć tradycyjnym „ciag dalszy nastąpi” z głebokim postanowieniem, że zacznę się streszczać, bo pojutrze mam samolot powrotny a z blogiem jestem w lesie.

Teraz szybko do kafejki internetowej wrzucić to na serwer, by spokojnie móc wypłynąć wieczorem do Lirquen, gdzie zakończe swoją prace na tym statku.

 

San Antonio, 20.01.2009; 15:25 LT

Komentarze