SANTA LUCIA (1)

– Skąd jesteś? – zapytał mnie agent, kiedy wiózł do hotelu.

– Z Polski.

– Z Polski! Kiedys tu było dużo Polaków. Rybaków

– Tak, wiem. Sam kiedyś byłem w Talcahuano.

– Rybacy byli z „Odry”. Pracowałeś w „Odrze”?

– Nie, wtedy jako student miałem praktykę na statku szkolnym.Odbieraliśmy mrożone ryby oraz mączkę ze statków rybackich. Oprócz „Odry” był jeszcze „Gryf” i „Dalmor”. To już historia. Nasze rybołówsto upadło.

– A wiesz, że Polska była jedynym krajem socjalistycznym, który miał prawo wtedy u nas łowić i zawijac do naszych portów? Pinochet nienawidził komunistów i wszytkich przegonił, ale po rozmowach z polskim negocjatorem, głębokim katolikiem zezwolił waszym statkom na aktywność na naszych wodach.

Jeszcze nie przebrzmiało mi w głowie echo tej rozmowy, gdy w parku u podnóża wzgórza Santa Lucia znów padło to samo pytanie

– Skąd jesteś?

To dwoje ludzi rozdawało… wiersze.

Twierdzili, że to ich twórczość, a ja nie miałem powodu, aby im nie wierzyć. Dostałem między innymi taki:

Moja znajomość hiszpańskiego nie pozwala mi na przetłumaczenie go. Być może gdy będę mieć więcej czasu to usiądę ze słownikiem. Tekst jest raczej dość prosty, ale brakuje mi kilku kluczowych słówek.

Młodzi ludzie zbierali pieniądze aby wspomóc biednych studentów. Jeżeli ktoś chciał, mógł za wiersz odwdzięczyć się skromnym datkiem. Tak też uczyniłem, a przy okazji wywiązała się rozmowa na temat mojej w tym miejscu obecności. Powiedziałem, że mam kilka godzin wolnego i wyszedłem na spacer by coś zobaczyć. Najpierw chcę wejść na to wzgórze, by obejrzec panorame miasta.

– To nie schodź potem ta samą drogą, lecz idź nadal prosto. Zejdziesz po przeciwnej stronie, a trzy przcznice dalej natkniesz się na „Palacio del Arte” – muzeum sztuk pięknych. W Santiago dziś jest specjalny dzień. Wstęp do wszystkich muzeów jest bezpłatny. Skorzystaj! – informowali mnie moi rozmówcy.

– Co więc jeszcze mogę zobaczyć?

– Museo Precolombino. Zawiera sztukę Indian z okresu przed przybyciem Kolumba.

– Jak tam dojechać?

– Niedaleko Palacio del Arte jest stacja metra. Jedź na Plaza de Armas, a tam już je znajdziesz.

Na pożegnanie zrobiłem im zdjęcie i ruszyłem szybkim krokiem w kierunku wzgórza. Czasu wszak nie miałem zbyt wiele, a nagle ułożył mi się całkiem fajny plan spaceru.

S

Santiago urzekło mnie przede wszystkim rzeźbami i pomnikami. Możnaby nimi obdzielić niejedną metropolię. Na każdym placu, na rogu, na skwerku przykuwały wzrok coraz to inne postacie. jak choćby ta dziewczynka czytająca ksiązkę w cieniu drzewa nieopodal fontanny.

A kilka kroków dalej juz była następna fontanna, przy której baraszkowały dzieciaki, bo upał tego dnia dawał się we znaki.

 

Gorąco, nie gorąco, wleźć na góre trzeba. Kamiennymi schodkami na górę zwieńczoną wieżyczką fortyfikacji.

Sam widok, za sprawa pobliskich blokowisk był mniej wart niż spacer alejkami skalistego wzgórza. Ale warto było popatrzeć na wyrastające za blokowiskami Andy.

Tak jak mi poradzono, nie zawróciłem, lecz szedłem przed siebie, schodząc w dół przeciwległym stokiem.

Na niższym tarasie stał pomnik niejakiego Don Pedro de Valdivia.

Z inskrypcji na cokole dowiedziałem się, że jegomość ów był pierwszym gubernatorem Chile. Obozował na tym wzgórzu razem ze stu pięćdziesięcioma konkwistadorami i 13 grudnia 1540 roku nadał mu nazwę Santa Lucia, a dwa miesiące później, 12 lutego 1541 roku założył miasto Santiago. Po przeciwnej stronie cokołu znajduje się tablica z listą najważniejszych założycieli miasta. Otwiera ją Francisco de Aguirre. Nie wiem czy imię się zgadza, ale to chyba ten sam Aguirre, którego pochłonęło szaleństwo poszukiwania w dorzeczu Amazonii mitycznego El Dorado. Z wypiekami na twarzy pochłaniałem kiedyś treść książki opisującej tamtą wyprawę, gdzie chciwość, szaleństwo i okrucieństwo mieszały się z bohaterstwem, a nie znalazłszy złota jej uczestnicy (lub przynajmniej nieliczni z nich) mogli się cieszyć, że uszli z życiem wydostając się z zielonego piekła labiryntów amazońskiej dżungli. Ech, oto dotykam wielkiej historii!

Gołębie też dotykają i za nic sobie mają majestat założyciela polożonej w dole metropolii.

Żeby tylko wlazły mu na głowę! Ale one jeszcze ją i tors cały beszczeszczą!

A pod pomnikiem i pod drzewami sjeta. Ludzie porozkładali się na trawnikach. Jedni śpią inni czytają książki, ale najczęsciej to leżą parami ściskając się i całując. No cóż, lato ma swoje prawa. Zatęskniłem za latem i za Aniołem.

San Antonio, 20.01.2009; 15:25 LT

 

   

Komentarze