SALA SAMOBÓJCÓW

Z ciekawością, ale i z niepokojem szliśmy na ten film. W reklamach pojawiały się animowane wstawki, więc zachodziła obawa, że dzieło będzie nieco infantylne. Jak to jednak zwykle bywa, rzeczywistość odbiega od reklamy i w tym przypadku okazała się lepsza.

Animowanych wstawek było w sam raz tyle, ile trzeba. Ani za dużo, ani za mało. Zacznijmy jednak od początku…

Chłopak przygotowujący się do matury ma teoretycznie wszystko, czego mu w życiu potrzeba. Chodzi do dobrej szkoły. Właściwie nie chodzi, kierowca go podwozi i odbiera o ustalonej godzinie. Bo jego zamożnych rodziców stać prawie na wszystko. Na studniowkę idzie z fajną dziewczyną i tam zaczyna się dramat.

Czasem aż trudno uwierzyć, jak z niewielkiego głupstwa rodzą się poważne problemy. Młodzież sobie popiła, języki się rozwiazują w przenośni i dosłownie, bo oto jedna z dziewczyn zaczyna opowiadać o jej doświadczeniach w całowaniu się z inną dziewczyną. Podchmielona grupa zaczyna domagać się pokazu, a ona na to, że owszem może to zrobić, ale pod warunkiem, że również i dwóch chłopaków zrobi to ze sobą. Padło na głównego bohatera i jego kolegę. Wśród śmiechów, aplauzu i nagrywających „event” telefonów komórkowych całują się namiętnie najpierw dziewczyny, a potem chłopaki.

Studniówka się skończyła i powróciła szarość codziennych lekcji, ale międy chłopakami pojawiło się jakieś ciche porozumienie, mowa gestów, spojrzeń, niby to przypadkowych muśnięć dłoni. Trudno powiedzieć, czy owa studniówkowa odrobina szaleństwa dodała im odwagi by ujawnić ukrywany wcześniej pociąg, czy też odwrotnie: ona właśnie ukierowała go nie w stronę dziewczyn, lecz kogos tej samej plci? Seksuolodzy twierdzą wszak, że pierwsze doświadczenia seksualne bardzo mocno wpływają na przyszłe zachowania w tej dziedzinie. W każdym razie coś zaiskrzyło, a że chłopaki razem ćwczyli judo, na jednym z treningów tak mocno zwarci ze sobą, że w końcu głównemu bohaterowi przytrafił się wytrysk. Spostrzega to przyjaciel i zaczyna się śmiać. Ten zaś, upokorzony, ucieka. Oczywiście nazajutrz nie idzie do szkoły. Co gorsza, na facebooku pojawiają się coraz bardziej niewybredne żarty, co oznacza, że wszyscy już wiedzą. Trzeba by miec niezwykłą siłę by przejść przez to z podniesioną głową. Bohater jest jednak tylko zwykłym człowiekiem, nie udźwignie takiego ciężaru. Zamyka się więc w sobie, nie chodzi do szkoły, lecz bezmyślnie surfuje po sieci raz po raz oglądając kolejne facebookowe kpiny. Przypadkiem trafia w sieci na dziewczynę o różowych włosach, która wprowadza go do „Sali samobójców”. To grupa skrzyknięta na jakims portalu, która uważa, że ich życie nie ma dalszego sensu i chcą je skończyć. Nie łączy ich żadna idea oprócz tej jednej. Każdy miał jakieś tam złe doświadczenia i to wystarczy. Spotykają się w sieci w scenografii z jakiejś gry komputerowej (i to są te animowane wstawki, wkomponowane w film bardzo udanie, nienachalnie). Oprócz tego on i dziewczyna rozmawiają dużo za posrednictwem komputera, ale już bez udziału tej gry. Dowiaduje się, że ona (jeżeli wierzyć w to co mówi) od trzech lat nie wychodzi z pokoju. Zamknęła się z komputerem i tylko przez niego kontaktuje się ze światem. Wkrótce to samo czyni i on. Gdy przez kilka dni nie opuszcza pokoju sprawa opiera się o psychiatrów.

W tym momencie mamy przepiękne portrety dzisiejszych pracocholików. Rodzice nie rozumieją psychiatry, który mówi, że nie da rady wyciągnąć z tego stanu chłopaka do matury, że potrzebny jest czas i ich cierpliwa współpraca. Oni przecież płacą, więc żądają tabletek, które załatwią sprawę szybko. Nie ten psychiatra to inny, w końcu jakiś się znajdzie…

Dziewczyna dowiaduje się o tym, więc zleca chłopakowi misję. Ma zdobyć te tabletki pod pretekstem zgody na leczenie, a potem jej je przekaże, by mogła się zabić. Długo przekonuje ją i innych z Sali Samobójców, że ich decyzja nie ma sensu, że powinni żyć i cieszyć się każdym dniem. Zakochał się chyba w tej dziewczynie, więc tym bardziej ją przekonuje, ale bezskutecznie. Ma przynieść tabletki w umówione miejsce gdzie spotka ją ten jeden jedyny raz w realu.

Klub. Dziesiątki a może setki ludzi tańczących do głośnej muzyki. Alkohol leje się strumieniami. Jakaś para całuje się w toalecie. Czas mija, a on dziiewczyny nie spotyka. Wyrzuca więc tabletki jedną po drugiej do toalety, aż nagle coś w nim pęka. Siada na sedesie i zaczyna łykać te pozostałe. Ot, chwilowy impuls, a może zwykła ciekawość, albo przekora…

Następna scena. W sieci, w znajomej już scenografii czekają na niego znajomi z Sali Samobójców. Nadchodzi jednak ktoś nowy. To matka chłopaka. Informuje ich, że popełnił samobójstwo. Avatary uczestników „gry” jeden po drugim znikają błyskawicznie. Najwyraźniej zszokowani kandydaci na samobójców jeden po drugim wyłaczają swoje komputery. Zostaje tylko dziewczyna o różowych włosach, lecz i ona jedynie przez chwilę. Z dzikim okrzykiem rozpaczy wypełza z pod stołu, pod którym tkwiła z komputerem i z ciemnego pokoju wybiega wprost na podwórze blokowiska. Wygląda koszmarnie, jak może wyglądać ktoś, kto od dawna siedział w kryjówce, nie dbając o siebie. Przez osiedle przebiega jej długi, niemalże zwierzęcy ryk ropaczy.

To bardzo poruszający film i myślę, że bardzo uniwersalny, który będzie trafiać do odbiorców na całym świecie. Splata się w nim kilka istotnych problemów. Jeden z najważniejszych to ogromna siła portali społecznościowych. Moc niczym energia atomu, która może być bardzo pomcnym narzędziem przy realizacji szlachetnych akcji, jak również może nieść totalną destrukcję użyta w złej intencji. Jeszcze nie poznaliśmy jej do końca, jeszcze się z nią oswajamy, ale każdy dzień niesie nowe dowody działania jej ciemnych i jasnych stron.

Doskonale zagrana jest tez scena uzależnienia od internetu, gdy główny bohater wpada w szał rozpaczy ponieważ zdesperowany ojciec wyrywa kable z gniazdka akurat podczas jego rozmowy z dziewczyną. Ojciec zapowiada, że koniec z internetem w ich domu, a chłopak niczym narkoman albo alkoholik na głodzie wyje z rozpaczy, miota się i błaga o włączenie go choć na chwilę. Oczywiście to są skrajne przypadki, ale przyłapałem się na tym, że podczas niedawnej awarii, gdy rano okazało się, że nie ma prądu w mieszkaniu, w pierwszej chwili nie pomyślałem o oswietleniu (da się przeżyć przy świeczkach) ani o lodówce (no, trudno), ani nawet o telewizji, lecz zdenerwowałem się na myśl, że rozpoczyna się weekend więc szanse na naprawę przed poniedziałkiem są mizerne, a nie będzie działać serwer i co gorsza, po paru minutach wysiądzie bateria laptopa. Pomijając czystą przyjemność z surfowania po sieci, internet zapewnia nam załatwianie coraz większej ilości codziennych spraw.

Inny wątek to brak czasu rodziców. Pogrążeni w zawodowych obowiązkach zapominają o domu. Wszystko odbywa się z notesem i na zegarek. Ustalają swój prywatny rozkład dnia podobnie jak spotkania w pracy. Ja mogę tego dnia o tej godzinie, a ty możesz tametgo o tamtej . Brakuje czasu na spokojną rozmowę i wspólny relaks. Sam tego doświadczam każdego dnia i coraz częściej puszczają mi nerwy gdy widzę destrukcyjne działanie ciągłego przesiadywania w pracy po godzinach, a jednocześnie jeśli się zmobilizuję i wyjdę, stress związany z mnóstwem zaległych spraw do załatwienia tylko się potęguje psując tę resztkę dnia, dla której biuro opuściłem.

No i wreszcie rzecz najważniejsza: „źle się dzieci bawicie” chciałoby się powiedzieć patrząc na lokatorów Sali Samobójców. Młodość to burza hormonów i związana z nimi hustawka nastrojów. Poznawanie świata, szczytne ideały i bezkompromisowość. Pewnie nie ma nastolatka, któremu gdzieś tam nie przemknęłaby przez głowę myśl, czasem tylko w formie niewinnej wizualizacji, samobójstwa. Gorzej jeśli taka idea wykiełkuje i niczym chwast zaczyna zagłuszać wszystko inne. Trudno wyobrazić sobie większą wartość i większą przygodę niż życie. Wszystko można w nim zmienić. Kiedy już się jest na samym dnie i nie ma się nic do stracenia, można po prostu ruszyć w dal przed siebie, na poszukiwanie nowego. Wszystko jest lepsze od unicestwienia, które nie niesie już żadnej nadziei. Przewrotnością losu w filmie traci życie ten, który z całej grupy był jedynym jego obrońcą. Wszyscy potencjalni samobójcy natychmiast uciekają w popłochu co jest zdrowym objawem, bo świadczy, że tli się w nich jeszcze instynkt życia, a chęć zabicia siebie była silna, dopóki mało realna. Tyle tylko, że wstrząs, który wyrwał ich z przedśmiertnego letragu kosztował niewyporażalnie drogo. A gdyby znalazły się tabletki i okazja, pewnie i ktoś z nich przeszedłby na tamtą stronę ni to z ciekawości, ni to dla zaimponowania przyjaciołom, trochę z żalu, ale przede wszystkim bezsensownie. Gdzieś po prostu tkwi granica, którą pod presją grupy przekroczyć łatwiej niż samemu. Każdy (a zwłaszacza nastolatek, bo w tym wieku potrzeba akceptacji grupy jest najsilniejsza) powinien sam sobie zawczasu postawić szlaban, zanim podszepty wezmą górę.

Mam nadzieję, że ten film nie przejdzie niezauważony na zbliżającym się Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Gdynia, 20.03.2011; 10:15 LT

Komentarze