Największym ryzykiem w życiu jest niepodejmowanie ryzyka. W tak prowokujący sposób reklamuje sie na plakacie film „Dowód”. Przyznam się, ze nie zwróciłem wcześniej uwagi na tę myśl. Spostrzegłem ją juz po napisaniu poprzedniego tekstu i w ostatniej chwili dokleiłem do reszty.
Tak jak już wspomniałem, nie sądzę by to akurat był najistotniejszy problem poruszany w owym filmie, ale hasło prowokuje do zastanowienia się nad swoim (i nie tylko) życiem.
Mówi się, że bez ryzyka nie ma wygranej. Jeżeli to prawda, to rzeczywiście unikanie go jest jak rezygnacja z wygranej. Nie ryzykując, sprawiamy, że nasze życie prawdopododbnie nie wyrwie sie nigdy z codziennej szarzyzny. Być może tak, ale w ryzyko zawsze wkalkulowana jest porażka. Czy warto więc żałować, że próby się nie podjęło? Trudne pytanie. Są tacy co po kolejnych zyciowych tragediach odradzają się niczym feniks, ale bywają też tacy, których niewielka porazka potrafi zepchnąć na dno życiowego piekła. Ryzyko jest też ryzyku nierówne. Co innego zaryzykować pięćdziesiąt złotych na los na loterii, a co innego igrać na przykład z uczuciami najbliższej osoby. Czasem podjęcie ryzyka ucieczki od ołtarza może zycie odmienić na lepsze (czego spodziewamy się oglądając finałowe sekwencje „Absolwenta”), a czasem wyskok z domu by odreagować stress i zaszaleć na luzie wbrew małżonkowi może uruchomić fatalny splot okoliczności, które jak walące się kostki domina błyskawicznie zrujnują dotychczasowe życie aż do całkowitego jego unicestwienia. Tak było w przypadku Thelmy i Luizy, które z przymusu porzuciwszy nudną codzienność zaznały zycia na najwyższych obrotach, o którym co njwyżej mogłyby poczytać w gazetach lub posłuchać w wiadomościach. Cena była wysoka, ale są tacy, co twierdzą, ze warto.
Ja jestem zachowawczy. Zawsze długo ważyłem wszelkie „za” i przeciw”. Postepowałem racjonalnie i krok po kroczku posuwałem się ku wybranemu celowi. Jeżeli odważałem się na ryzyko, na ogół zamiast wielki susów naprzód, okoliczności zatrzymywały mnie w miejscu. Może nie podejmowałem go wtedy, kiedy powinienem. Dziś, kiedy patrzę wstecz, zauważam zmarnowanych kilka różnego rodzaju szans, które życie, zdawało się podsuwać mi na tacy. Czy żałuję? Nie. Moje zycie byłoby prawdopodobnie inne, lecz czy szczęśliwsze? Któż może wiedzieć co czyha za rogiem innej ulicy? Jedyne czego żałuję to brak możliwości przeżycia chociaż fragmentu takiego alternatywnego scenariusza. Gdyby móc dać się ponieść czemuś przypominającemu wirtualną grę, z opcją obowiązkowego powrotu w punkt wyjścia… Sprawdziłbym wtedy czy warto było posunąć się o krok dalej w pewnych bardzo bliskich kontaktach, co mogłoby zmienić na przykład studiowanie kolejnego fakultetu, albo realizacja marzeń o dalekim rejsie kajakiem. Znalazłbym się w zupełnie innym punkcie, ale przecież implikacją raz podjętej wielkiej decyzji, byłaby cała masa wypadków mniej istotnych lecz jednak zmieniających wątki życiowego scenariusza. I wcale nie wiemy czy na lepsze? Wszystko, co nieznane, kusi…
Nie docągnę tego tekstu do końca. Zasypiam przy kompie. Może trzeba mi podjąć ryzyko dłuższego odpoczynku wbrew temu co dzieje się w biurze?
Gdynia; 08.02.2006; 23:45 LT