RYSA

To pierwszy z nagrodzonych filmów tegorocznego, gdyńskiego festiwalu, który miałem okazję obejrzeć.

Małżeństwo z wieloletnim stażem. Namiętności wygasły juz dawno, miłość jeśli jest, bardziej bliska jest głębokiej przyjaźni między dwojgiem ludzi, którzy razem przeszli przez życie. Nie ma jakiegoś przesadnego okazywania uczuć, rutynowe czynności wykonywane bardziej z przyzwyczajenia, ale jest to ten model rodziny, w którym małżonkowie są zadowoleni z życia nie oczekując zarazem od niego niczego szczególnego. Ot, codzienne obowiązki, drobne przyjemności, rozmowy o biężących sprawach. Takie związki mogą trwać dziesiątki lat w przekonaniu, że tak właśnie trzeba. Nie pobudzi ich pewnie nawet wygrana w lotto, ani nie rozbije żaden z rozmaitych czyhających wszędzie kłopotów. Chyba, że jakaś burza, zdrada może, alkoholizm jednego z partnerów, nielojalność, albo…

W życiu głównych bohaterów programu pojawia sie kaseta video. Nie wiadomo kto ją podrzucił. A na niej kilka minut jakiegoś lokalnego programu, w którym fragment czyjejs wypowiedzi dotyczy odległej przeszłości męża. Padają słowa o jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa i o tym, że jego małżeństwo było elementem operacji SB, mającej na celu umieszczenie agenta w inwigilowanej rodzinie.

Brzmi to wsyzstko nieprawdopodobnie. Główny bohater ignoruje tę historię. Uważa, ze każdy może gadać co chce, ale to nie powód, by od razu biec do sądu. Program nadany w regionalnej telewizji nie miał szans na wielką publiczność, więc sprawa tym bardziej nie warta zachodu.

Raz zasiana wątpliwość budzi jednak wątpliwości kobiety. Rozpoczyna prywatne śledztwo. Gdzie jednak tkwi prawda? Pomawiający, którego odwiedziła jako pierwszego, sam były esbek od początku nie budzi zaufania. Przeinacza fakty, co prawda mała istotne dla meritum sprawy, ale jednak przeinacza, a to podważa jego wiarygodność. Na wątpliwości ma jedną odpowiedź „było tak, jak mówiłem”.A jednak coś burzy ten mur nieufnośći. Zachowane zamówienie na kilka metrów bistoru, białego w czarne kropki, „dla celów operacyjnych”. Żona odnajduje w albumie swoje zdjęcie w sukience uszytej z takiej właśnie tkaniny. Inny świadek jest już bardzo stary i schorowany. Niewiele juz do niego dociera. Na nazwisko było agenta reaguje z irytacją, lecz nie jest w stanie powiedziec nic sensownego. Nie kontroluje juz nawet swoich odruchów fizjologicznych. Moczy się, zapada w letarg, po chwili nic nie pamieta. Czy ktoś taki może być wiarygodny?

Film mnie trochę rozczarował. Spodziewałem się przede wszystkim większego tempa akcji. Ta zaś ślimaczy się niemiłosiernie od jednego skromnego epizodu do drugiego. I gdyby chcieć wyłącznie śledzić rozwój głównego wątku, moznaby nieźle się wynudzić. Co stanowi siłę „Rysy” to analiza postępującej choroby głównej bohaterki. Utracone zaufanie, nawet jeśli nie potwierdzone lecz domniemane (to jeszcze gorzej, bo jak oczyścić przeszłość wybaczyć, albo nie, kiedy dyskutuje się o hipotezach, a nie fakatach, przy całkowitym ignorowaniu tematu przez zainteresowanego) wpędza kobietę w depresję i obłęd. Porzuca pracę, brak jej sił na najprostsze czynności, a jednocześnie narasta obrzydzenie do partnera sprowadzające się miedzy innymi do obsesyjnej dezynfekcji dotkniętych przez niego przedmiotów, czy dotykania jego rzeczy przez gumowe rękawiczki. Bohaterka porzuca w końcu swój dom, zrywa kontakty z przyjaciółmi, przeprowadza się do wynajętego mieszkania, gdzie wegetuje a nie żyje. To bardzo dobrze zagrany i bardzo dobrze napisany w scenariuszu wątek. Taka choroba może nagle spaść na każdego z nas. Wystarczy odpowiedni zbieg okoliczności, wyzwalający reakcje bodziec, by zacząć się staczać. Kto wie ilu kloszardów widywanych na dworcach albo w opuszczonych szopach ma za sobą podobny epizod? Słyszałem wszak o bogatych ex-biznsmenach, albo ex-naukowcach, którzy zostawili wszystko wybierając życie bezdomnego włóczęgi.

Obiektywnie osądzając, okruchy zdarzeń przedstawione widzowi coraz wyraźniej świadczą, że jednak pomówienie okazuje się prawdą. Wydaje się, że główny bohater rzeczywiście był agentem. Jak w to uwierzyć, gdy widzi się na ekranie raczej potulnego mężczyznę, uzależnionego od posiłków przygotowywanych przez żonę, od prania, sprzątania czyli wszystkiego tego, co niejednokrotnie eufemistycznie nazywa się podtrzymywaniem ogniska domowego. Dla człowieka tego problemem było nawet samotne zjedzenie posiłku, chociaż po części mogło wynikać z uczucia jakim po latach darzył swoją żonę, wystawionego teraz na niebezpieczeństwo. Jak tego typu facet, okreslany często mianem „ciepłe kluchy” mógł być agentem wywiadu, donosić tajnym służbom na rodzine i znajomych? Współczucie dla niego rośnie kiedy córka krzyczy iż jej ojciec był najlepszy na swiecie, że to on a nie matka wychował ich wszystkich, w odróżnieniu od matki zawsze mając czas na ich dziecięce problemy. Współczujemy, bo widzimy łagodnego człowieka ewidentnie krzywdzonego przez niezrównoważoną psychicznie żonę. Czy jednak mamy prawo współczuć, domyslając się jego podłej przeszłości, w której zona była tylko „narzędziem operacyjnym”?  Okazuje się, że szatan przybiera nader często ludzką twarz. Ilu hitlerowskich zbrodniarzy potrafiło być dobrym, łagodnym mężem i ojcem, by zaraz potem bez skrupułów mordować inne matki i dzieci oraz ich mężów i ojców. Potwory, okazuje się, nie są potworami przez cały czas. O ilez łatwiej byłoby oceniać ludzi gdyby właśnie tak było! Zresztą ilekroć patrzę na piaskownice albo place zabaw pełne rozkosznych maluchów, z przykrością stwierdzam, że statystyki są nieubłagane. Któreś z tych dzieciaków zostanie mordercą inne gangsterem, a jeszcze inne za niepłacenie czynszu zostanie wyrzucone na bruk.. Kiedy i z jakiego powodu dokonuje się przemiana? Dobrą odpowiedź na to pytanie dał kiedyś film „Cześć Tereska”. Krążą więc wśród nas wilki w owczych skórach – wyrośnięte na porzadnych obywateli owe radosne i niewinne dzieci, które w pewnych okolicznosciach potrafią oddać się rzezi bo… taki mieli kaprys. Mamy im współczuć po latach kiedy skrzywdzą ich najbliżsi czy też bez wahania skazać jako wyjątkowo groźnych bo zakamuflowanych i kto wie wobec kogo lojalnych?

Pytań pojawia się więcej i są znacznie ciekawsze niż główny wątek scenariusza.

Gdynia, 01.10.2008, 01:15 LT

 

 

Komentarze