ROK TEMU, DWA LATA TEMU…

  

Wczoraj minęły dwa lata od śmierci mojej mamy. Miałem w planie napisać o Niej wspomnienie, ale chyba jeszcze za wcześnie. Wciąż jest blisko. Jedno, co mogę potwierdzić z pewnoscią, to fakt, że mieli rację ci, którzy mówili, ze potem nic juz nie jest takie jak dawniej.

Moja mama miała duży wpływ na atmosferę panującą w domu. Raz lepszą, raz gorszą, zależnie od jej nastrojów. Nigdy jednak nie stała z boku. Nawet kiedy była już bardzo chora, jej zdanie było respektowane z całym szacunkiem. Była spoiwem scalającym rodzinę. Do końca pilnowała spotkań, dbała o oprawę rodzinnych uroczystości, zwracała uwagę, by nikt nie lekceważył t.zw. więzów krwi.

Kiedy odeszła, wraz z nią odeszły tamte obyczaje. Przestały nas krępować jej wymagania. Układy z tatą stały się swobodniejsze. Dom rodzinny stał się głównie męskim domem.. Ze wszystkimi jego zaletami i wadami.

Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że już od ponad dwóch lat nie było w tym mieszkaniu domowych wypieków. Że od ponad dwóch lat do niedzielnego obiadu nie było charakterystycznego kisielu z owocami. A na święta kupuje się gotowe produkty, bo nie ma czasu ani ochoty na żmudne, kuchenne przygotowania.

Dom niby ten sam, lecz jakiś pusty, jakby bez duszy. Zresztą… pamiętam te czasy, gdy jeszcze chodziłem do szkoły, kiedy czasem wręcz dokuczały niekończące się wizyty. Kiedy mama miła dość, narzekała, że „u nas to jak u Matysiaków, co chwilę dzwonek do drzwi” (chodziło jej oczywiście o tych radiowych Matysiaków). Myślę czasem o tym przy okazji świąt oraz przy innych okazjach, jak chociażby rodzinne spotkanie po mszy za mamę. Tak niewiele osób było. Przykre, ale większość z tych, którzy bywali w naszym domu juz poumierała. Czas płynie nieubłaganie.

No właśnie. Czas płynie. Rok minął od chwili gdy UEFA przyznała nam organizację EURO 2012.

Miało być tak pięknie, a po dwunastu miesiącach w niektórych miejscach budowy stadionów nie wbito nawet łopaty. Przyśpieszenia budowy autostrad też jakoś nie widać. Wysłuchałem za to dziś w radiu, że ponoć posłowie mają uchwalic jakiś nowy pakiet ustaw, upraszczający niektóre procedury inwestycyjne. Myslałem, że mylą mnie uszy. Jeżeli przez rok nie poradzono sobie nawet z ustawami to o czym tu mówić?

Nie sądzę, żeby ziścił się czarny scenariusz i odebranoby nam prawo do organizacji mistrzostw. Gdyby do tego doszło byłby wstyd na cały świat i sygnał do tego świata na długie lata, aby raczej nie powierzać Polsce zbyt ambitnych przedsięwzięć. Na pewno nastapi mobilizacja i wywiążemy się z nałożonych zadań. Organizacja EURO 2012 bardzo przypomina mi organizację przez Szczecin Tall Ship Races 2007. Były trzy lata na przygotowania i marzenia jak zmieni się miasto z tej okazji. Liczono na odsłonięcie pomnika Sediny, na remont nabrzeży, gruntowny remont dworca kolejowego, promenade spacerową wzdłuż Odry oraz inne mniejsze lub wieksze inwestycje. Tymczasem zanosiło się na kompromitację, gdy jeszcze na kilkadziesiąt dni przed imprezą w jej centralnym punkcie straszyły głębokie wykopy, bo jakaś firma nie radziła sobie z wymianą rurociągów. Udało się jednak. Brzydkie miejsca przysłonięto, sam scenariusz finału regat zaś był tak wielkim sukcesem, że padło stwierdzenie iż Szczecina wyznaczył nowe standardy w organizacji tego typu imprez. Tyle tylko, że poza dumą oraz impulsem do śmielszych zmian (to był jednak bodziec odmieniający mentalność mieszkańców, scalający te społeczność wokół wspólnego celu i dający wiarę, że gdy się bardzo chce, to można zrobić coś wyjatkowego), niewiele fizycznych pamiątek pozostało z marzeń. Podobnie będzie zapewne w przypadku Euro. Stadiony zbudujemy i sama impreza dostarczy wielu niezapomnianych wrażeń sportowych oraz estetycznych. Z pewnością zaskoczymy Europę samą oprawą meczów, sposobem transmisji i.t.d. Tyle tylko, że zmarnujemy szansę na cywilizacyjny skok. Zamiast tysięcy kilometrów autostrad, powstanie ich może kilkaset. Zamiast przebudowy portów lotniczych trochę się je odnowi i byc może dołoży kilk tymczasowych punktów odpraw. Zamiast budowy nowoczesnych kolei, wyremontuje się kilka najważniejszyc szlaków i w pospiechu dokupi trochę nowych wagonów by pociągi Intercity między miastami, gospodarzami meczów przycmiły nędzę pozostałego taboru. Z upływem lat dojdziemy do wymarzonych standardów. Tyle tylko, że będzie nas to kosztować wiecej wysiłku i pieniędzy niż gdyby zabrano się za to wszystko solidnie przy okazji organizacji Euro.

Skoro już o Euro mowa, to nie sposób nie wspomnieć o przyznaniu polskiego obywatelstwa Rogerowi, który ma wesprzeć naszą reprezentację podczas pojedynków na boiskach Austrii i (być może) Szwajcarii. Nie mam nic przeciwko przyznawaniu obywatelstwa, ale cała akcja jest wygrywaniem (oby!) meczów nie na boisku, lecz zakulisowym cwaniactwem. Co to za reprezentacja, do której najmuje się obcokrajowców, którym wyłącznie w celu umozliwienia gry przyznaje się obywatelstwo? To zreszta nie jest problem jedynie naszej druzyny narodowej. Wygląda na to, że narodowe reprezenatacje coraz smielej podążają ścieżką wyznaczoną przez kluby i z czasem nazwa „Niemcy”, „Polska”, „USA” stanie sie jedynie marką. Bedą w nich grywać Brazylijczycy, Nigeryjczycy oraz przedstawiciele innych narodów, którzy, co za zbieg okoliczności, krótko przed mistrzostwami wystąpią o przyznanie obywatelstwa zamożnego kraju. A wygra ta drużyna, która sprawniej logistycznie i finansowo rozwiąże przyciągnięcie znanych nazwisk.

Gdynia, 18.04.2008; 08:00

Komentarze