Wszystko toczy się tak szybko, a wolnego czasu tak mało, że dopiero po dwóch tygodniach mogę napisać coś o dziewiątym Rajdzie z Kompasem. Właśnie dwa tygodnie temu o tej porze błąkaliśmy się nocą gdzieś po kaszubskich lasach.
Tym razem zapisaliśmy się w niemalże w ostatniej chwili, więc na trasę wyruszyliśmy jako jedni z ostatnich, o 21:18. Mieliśmy osiem godzin na przebycie dwudziestu jeden kilometrów i odnalezienie czternastu punktów kontrolnych.
Dla nas zawsze trudne jest odnalezienie pierwszego punktu, bo wymaga oswojenia się z mapa i terenem. Tym razem także krążyliśmy początkowo po zagajniku, ale udało się. To zawsze umacnia psychicznie, zwłaszcza takich „niedzielnych” uczestników rajdów jak my, którzy bierzemy udział w takich imprezach od niedawna i to nie częściej niż dwa – trzy razy do roku.
Dwójkę i Trójkę odnaleźliśmy bez większych problemów. Przy okazji natknęliśmy się na oznakowanie Pomorskiej Drogi Świętego Jakuba. W średniowieczu tędy właśnie przebiegał szlak pielgrzymek z Estonii do Santiago de Compostella w Hiszpanii. W ostatnich latach ta trasa została odtworzona i ponownie oznakowana. Przynajmniej jej pomorski fragment, bo innych nie widziałem.
Droga Świętego Jakuba intryguje mnie od dawna. Kiedyś zawinąłem do portu El Ferrol i korzystając ze spokojnej niedzieli wybrałem się autobusem do Santiago de Compostella. To jednak nie była piesza pielgrzymka. Kiedyś jednak dopnę swego i wierzę, że uda nam się przejść przynajmniej sto kilometrów gdzieś tam nad Atlantykiem.
Weszliśmy w las. Teraz zrobiło się trudniej. Już sama samotna wędrówka w środku nocy leśnymi ostępami dostarcza dreszczyku emocji. A przecież trzeba odnaleźć te nieszczęsne punkty. Kiedy przypominam sobie wiosenny Harpagan 49 i jego proste odcinki leśnych dróg przebywane przy świetle dziennym, ten pofałdowany teren pełen krętych ścieżek stanowił dla nas znacznie poważniejsze wyzwanie. Nierzadko musieliśmy wracać w ostatnie znane miejsce i rozpoczynać poszukiwania od nowa.
Kompas na takich krętych drogach był nieodzowny, bowiem bardzo szybko można było stracić orientację. Pomocny był księżyc, który po pierwsze doskonale oświetlał drogę, a po drugie był czyms w rodzaju znacznika – pozwalał kontrolować kierunek marszu.
Kiedy dotarliśmy do szóstki, było już na tyle późno, że obawiałem się, iż nie zdążymy zmieścić się ze wszystkimi punktami kontrolnymi w ośmiu godzinach marszu.
Postanowilismy mimo to iść naprzód, odpuszczając na początek jedynie Ósemkę, która pozostawała za bardzo na południu.
Dziewiątka odnaleziona. Ominęliśmy jednak zejście w kierunku Dziesiątki i odnalezienie jej okrężną drogą zaczęło niebezpiecznie pożerać czas.
– Idziemy dalej – zdecydowałem – Robi się bardzo późno.
Kiedy zobaczyłem porastający brzegi jeziora las, grząski grunt i plątaninę prawie niewidocznych, wąskich ścieżek, byłem przekonany, że Jedenastki nie odnajdziemy. A jednak znaleźliśmy to jedno konkretne drzewo w gęstwinie. Byłem w szoku.
Dwunastka był łatwa do odnalezienia, lecz wymagała stromego podejścia jarem, co przy szwankujących kolanach dokładało cierpienia. Podobnie jak podejście po urwisku na północ od łańcuszka jezior. Osiem godzin już upływało. Nie zdążyliśmy. Teraz należało już tylko z możliwie najmniejszym opóźnieniem dotrzeć do mety, lecz to wciąż było kilka kilometrów.
Już nie szukaliśmy punktów kontrolnych, lecz po prostu jakiejś drogi, by nie przedzierać się dłużej przez las. Dotarliśmy na jakieś rozstaje.
Polskie polne drogi i ich rozwidlenia znaczone krzyżami albo kapliczkami… Przeżegnać się, pomodlić, otrzymać błogosławieństwo na drogę. Bo każde takie rozwidlenie to przecież w pewnym sensie wybór określonej drogi życiowej. W zależności od tego, w którą się skręci, odpowiednio potoczy się nasze życie. Ludzie od wieków zawierzali swoje wybory Opatrzności.
Na tej, którą wybraliśmy powitał nas świt. Pojawiły się w oddali zabudowania Lini. Wiadomo było, że już nie zabłądzimy, a dojście było jedynie kwestią czasu.
Wreszcie jest i meta.
Wyłączam aplikację Endomondo. Podaje, że przeszliśmy prawie 26,5 km w dziewięć i pół godziny. Rezultat nienadzwyczajny, tak samo jak i przedostatnie miejsce w klasyfikacji. My jednak uważamy, że od wyniku ważniejszy jest udział. Nocna wędrówka po lasach, brzegami jezior to przede wszystkim fajna przygoda. No i ten zasłużony, głęboki sen w ciepłym łóżku po przyjeździe do domu!
Gdańsk, 10.10.2015; 23:55 LT