Znów zakłócę chronologię i o “Zorbie” napiszę później. Teraz zaś o Pyromagic 2009, dość nowej imprezie, która zagościła w szczecińskim kalendarzu. Brat opowiadał mi o jej pierwszej edycji w ubiegłym roku, lecz tyle rozmaitych wydarzeń ucieka mojej uwadze, że puściłem to mimo uszu.
Dopiero dziś dotarłem do strony internetowej imprezy, na której jest zapis ubiegłorocznych pokazów, w tym oczywiście zwycięzców, Pirotecnica Parente z Włoch.
http://www.pyromagic.pl/2008_parente_film.html
Może to jarmarczna rozrywka, ale mimo wszystko lubię się upodlić i cieszyć zmysły świetlnym spekatklem z podkładem muzycznym. Jest to tez doskonały pomysł na przyciągnięcie do miasta turystów przebywających w tym czasie na wybrzeżu. Pstrykając zdjęcia rozmawiałem z ludźmi, którzy jechali na pokaz z Międzyzdrojów i z Koszalina.
Ja jak zwykle też wpadłem do Szczecina jak po (nomen omen) ogień. Na Pyromagic trafiłem więc poniekąd przypadkiem. Teraz żałuję, że tylko na pierwszy dzień, ale cóż kiedy rozpoczną się niedzielne pokazy, ja będę już w pociągu zdążającym do Gdyni.
W tym roku, podobnie jak w ubiegłym prezentuja się cztery zespoły. W sobotni wieczór swoje pokazy przedstawili Meksykanie i Francuzi. W niedzielę czekają nas fajerwerki w wykonaniu Słowaków i Portugalczyków. Program jest dowolny oprócz pierwszych trzech minut, które powinny nawiazywać do idei Floating Gardens 2050 – hasła promujacego Szczecin i zarazem wyznaczajacego kierunek jego rozwoju na najbliższe dziesięciolecia. Organizatorzy podali, że każda z grup na swój pokaz zużyje co najmniej półtorej tony materiałów wybuchowych.
Jako pierwszała sie ekipa Reyes Pirotecnia z Meksyku.
Zielone ognie na tle zielonej Wyspy Grodzkiej, wraz z unoszącymi się na Odrze racami miały być owym nawiazaniem do pływających ogrodów.
A potem się zaczęło…
Fajerwerki rozświetlały wieczorne niebo przede wszystkim w takt muzyki meksykańskiej, która sama z siebie porywała tłumy, więc spektakl był przyjmowany z entuzjazmem przez dziesiątki tysięcy zebranych na Wałach Chrobrego widzów.
Kilakrotnie burza oklasków nagradzała pokaz ponieważ wszyscy myśleli, że to już był finał, a po chwili okazywało się iż to tylko kolejne stopniowanie napięcia i przedstawienie kontynuowano z jeszcze większą dynamiką
W prawdziwym finale zrobiło się niemal tak jasno jak w dzień, a granat nieba zastąpiło srebro i złoto tysięcy ogników.
Pokaz następnej w kolejności grupy, „Feerie” z Francji, miał odbyc się za trzy kwadranse. Wykorzystałem je na spacer i na spokojne zrobienie paru zdjęć z perspektywy Trasy Zamkowej. Tą estakadą zazwyczaj mknę samochodem. Tym razem widoki kontemplować przez czas dłuższy niż kilkadziesiąt sekund. A było co, ponieważ Zamek Książąt Pomorskich w wieczornym oświetleniu prezentuje się znakomicie.
Podobnie zresztą jak i Wały Chrobrego.
Pokaz Francuzów nieco mnie rozczarował. A może to Meksykanie wysoko postawili poprzeczkę?
Przedstawienie toczyło się przy spokojnej, jak dla mnie zbyt pokojnej, muzyce. Oczywiście podobnie ospale musiały pojawiać się fajerwerki. Wydaje mi się, że dynamika, szybkość i zmienność oraz element zaskoczenia są niejako wpisane w kanon tego typu spektakli. Ekipa „Feerie” broń Boże nie uśpiła publiczności. Jej pokaz też co jakis czas nagradzano oklasakmi, lecz nie wydaje mi się by mieli wygrać tę rywalizację.
Kiedy skończyli, dochodziła północ.
Do domu dotarłem już w okolicach pierwszej.
Fajnie, że Szczecin zoraganizował taką imprezę i najważniejsze, że wygląda na to iz nie będzie to efemeryda, o której zapomni się po kilku sezonach. Po Szczecin Rock Festival, i przed kolejnym finałem Tall Ship Races planowanym tu w roku 2013, razem z corocznym Szczecin Sail (dobrze, że pomimo narzekań zmienion formułę Dni Morza, które odbywają się niemal w każdej gminie na właśnie Szczecin Sail), Pyromagic jest kolejną imprezą, która zacznie wyrózniać to miasto na mapie wakacyjnych wedrówek.
Szczecin, 09.08.2009; 13:10 LT