PRZYDŁUGA OPOWIEŚĆ O NACHODCE

 

Ta opowieść jak i pozostałe dwie, zapisana była na komputerze nie posiadającym polskiej czcionki. Czytelników z góry przperaszam za utrudnienia.

Do Nachodki przypływałem na statku „Accurate”, o ile dobrze pamiętam, siedem razy na przełomie2000 i 2001 roku. Opowieść jest  zlepkiem zapisków z tych kilku odwiedzin.

 

* * *

Morze Japonskie,  19.08.2000,  Sobota

 

Znow w drodze, tym razem na poludnie. W Wostocznym spedzilismy tylko poltorej doby.

 

Byc w Rosji to nic wielkiego, ale byc w Rosji na Dalekim Wschodzie to jednak rzadkosc. Sama zatoka, nad ktora rozlokowala sie Nachodka (a na jej przeciwleglym brzegu Wostocznyj) zostala ponoc zagospodarowana ku chwale cara dopiero jakies 150 lat temu.

 

Jestesmy wiec oto na ziemi przeklinanej przez zeslancow. I dzis jest tu mieszanka narodowosci, chociaz przymusu juz nie ma. Nasz agent to Kirgiz, pograniczniczka to Ukrainka, znajaca nawete troche polski, kolejny zas agent pochodzi z Kazachstanu… Rozmawiamy dosc swobodnie po rosyjsku.  Procentuje osiem miesiecy spedzone z Ukraincami i Rosjanami na "Storm Windzie".

 

Wostocznyj to niewielka osada. Kilka blokow z wielkiej plyty,  jakies budy pelniace role sklepow albo barow.  Wszystko strasznie obskurne, brudne , odrapane, od lat nie remontowane. Ulice tak dziurawe, ze czesto ruch odbywa sie tylko jedna strona. Beznadziejne musi tu byc zycie.

 

Wybralismy sie do Nachodki i utwierdzilismy sie w powyzszym przekonaniu. Oczywiscie czuje sie upadek komuny, wolnosc slowa, lepsze zaopatrzenie, ale tak samo czuje sie marazm, brak perspektyw na lepsze w bliskiej przyszlosci. Szaro, brudno, byle jak i przygnebiajaco. Nachodka nie jest mala, a mimo to agent nie mial nam nic do zaproponowania gdy powiedzielismy, ze chcemy po prostu obejrzec miasto. Przewiozl nas glowna ulica, ciagnaca sie wzdluz brzegu zatoki, pokazal pomnik bohaterow wojny z plonacym wiecznym ogniem i to wszystko. Po drodze zdazylem zauwazyc miedzy obskurnymi blokami zachowane tu i owdzie drewniane chatki. Nieduze, ale charakterystycznie zdobione. Takie widywalem na filmach o Syberii.

 

I tak w koncu wyladowalismy w knajpie. Nie byla to typowa knajpa lecz rowniez rosyjska specjalnosc: polaczenie delikatesow z barem. Ludzie robia zakupy, a kto chce, ten siada przy stoliku i moze sie na miejscu posilic.

 

Postanowilismy z chiefem mechanikiem spedzic reszte wieczoru w iscie rosyjski sposob. Kupilismy wiec w owych delikatesach czarny chleb, sloiczek czarnego kawioru i oczywiscie miejscowa wodke. Z wodka byl, jak nam sie poczatkowo wydawalo, klopot, bo nie mieli butelek 0.25 l. Okazalo sie jednak, ze cwiartke odlano nam na zyczenie z wiekszej butelki i podano w karawce podobnej do tych, do jakich we francuskich jadlodajniach nalewaja wino. Oczywiscie pani pokroila nam kupiony chleb, otworzyla kawior i wszystko podala jak nalezy.  A poniewaz stakancziki tez male nie byly, szybko okazalo sie, ze z ta cwiartka wodki to bylo zawracanie glowy i pani musiala napelnic karawke jeszcze raz. Dla odmiany kupilismy teraz czerwony kawior.  Kiedy juz mielismy dosc, zadzwonilem do agenta, aby nas odebral. Poinformowano nas, ze ow przybytek nazywa sie "Lawka u Pietrowicza". Rzeczywiscie, potem zauwazylem, ze taki neon swiecil nad wejsciem. Agent potrzebowal jednak okolo czterdziestu minut na dojazd z Wostocznego wiec jeszcze zostalismy podjeci koniakiem przez Ukraincow, ktorzy byli tu w interesach (handel czesciami zapasowymi do samochodow) i wypilismy kawe z lodami.

 

Zdziwilem sie, ze w doskonalej formie wrocilem na statek. Jescze przed snem troche poczytalem. Gorzej bylo po przebudzeniu nazajutrz. No ale w koncu bylismy w Rosji.

 

A jak bardzo odcieci od swiata byli ludzie tutaj zeslani, niech swiadczy fakt, ze jeszcze do tej pory nie da sie samochodem przejechac z europejskiej czesci Rosji do Nachodki. Ponoc brakuje kilkuset kilometrow szosy przez syberyjskie bagna. Zima te trase pokonuje sie jadac samochodem po zamarznietych rzekach, ale latem teren jest nieprzejezdny. Samochody transportuje sie koleja na specjalnych platformach.

 

Wostoczny juz jednak za nami, a przed nami tworzy sie nowy tajfun. Jeszcze rano byl to tylko niz tropikalny, ale po poludniu przeksztalcil sie w tropikalny sztorm. Nabiera sily, predkosci, i na dodatek nasze drogi sie przecinaja. Teraz jest sobota wieczor, a jezeli nic sie nie zmieni to w nocy z poniedzialku na wtorek spotkamy sie z nim na polnoc od Tajwanu. Oczywiscie nie moge do tego dopuscic. Odbieram prognozy uaktualniane co 6 godzin.

 

Jutro rano przeplyniemy przez Ciesnine Koreanska z Morza Japonskiego na Wschodniochinskie i wtedy podejme decyzje co dalej. Najprawdopodobniej skieruje statek od razu w strone chinskiego brzegu aby w razie czego zakotwiczyc w jakiejs zatoce nieopodal ujscia rzeki Jangcy. Mam jednak cicha nadzieje, ze Bilis, bo tak nazywa sie ow sztorm, zmieni kierunek z polnocno-zachodniego na polnocy i rozminiemy sie bez przeszkod.

Komentarze