Przesiadka

I znow znajoma bieganina po lotnisku. Tym razem w Waszyngtonie. Starczylo czasu na kawe i ciastko w Starbucks Coffee (oczywiscie, podobnie jak i w Chicago o miejscu przy stoliku mozna tylko pomarzyc). To jednak nic. Gorzej, ze padl mi laptop. Zupelnie sie nie otwiera. Wyswietla tylko w DOS-ie, ze nie moze odnalezc jakiegos pliku. Pewnie zlapal jakiegos wirusa. No, nie mial lepszego momentu, zeby sie zepsuc. I jak tu nie wierzyc w zlosliwosc przedmiotow martwych…

Bede sie tym martwic w Nowym Orleanie, a na razie pora isc do samolotu, bo boarding juz sie rozpoczyna.

Waszyngton, 07.03.2005

Komentarze