Przede wszystkim dyspozycyjność

Już nie tylko nie rozpakowuję walizki, ale wożę ją stale ze sobą, nie wiedząc skąd i kiedy przyjdzie mi udać się w nastepną podróż. Od Nowego Roku spędziłem w Polsce około dziesięć dni, z tego tylko jeden weekend w domu. W nocy z środy na czwartek wróciłem z Niemiec, z czwartku na piątek dotarłem do Gdyni, z piątku na sobotę wróciłem do Szczecina, w niedzielę wieczorem znów pojadę do Gdyni, a we wtorek rano mam lecieć do Vancouver.

 

I co z tego, że czwartek większość czasu miałem spędzić w domu? Smycz w postaci laptopa i komórki okazała się na tyle skuteczna, że całe popołudnie ganiałem po mieście, żeby wszystko co mi nakazano pozałatwiać. Wróciłem do domu przed dziewiętnastą tylko po to, żeby zjeść kolację, po czym wsiadłem do samochodu i ruszyłem w drogę. Dobrze, że lubię taki tryb życia, bo inaczej chyba bym sfiksował.

 

Okazało się, że jestem idealnym pracownikiem jeżeli chodzi o profil wymagany przez firmę. Idealny pracownik to:

         rozwiedziony, żeby nie miał do kogo wracać

         posiadający dzieci, żeby miał na kogo pracować

Do takiego wniosku doszli koledzy z biura. Opowiedzieli mi jeszcze jedną anegdotę. U nas w biurze pracuje się do osiemnastej, lecz do dobrego tonu należy pozostanie chociaż z kwadrans dłużej, a zdarzyło mi się raz siedziec nawet do dwudziestej drugiej. W owej anegdocie jeden z pracowników juz o siedemnastej spakował swoje rzeczy i na oczach zdumionych kolegów poszedł do domu. Nikt nic nie powiedział, obserwując jedynie ukradkiem reakcje dyrekcji. Nazajutrz sytuacja sie powtórzyła i zapanowało lekkie napięcie, oczekiwanie na awanturę, której jednak nie było. Kiedy na trzeci dzień człowiek ów zaczął porządkować swoje biurko już o szesnastej, ktoś nie wytrzymał i teatralnym szeptem zapytał:

         Co ty wyprawiasz? Zwariowałeś? Chcesz, żeby dyrektor cię namierzył?

         Koledzy! Co wy? – zdumiał się tamten – Przecież ja od tygodnia jestem na urlopie!

 Dzisiejszy wpis miał być poważniejszy i dotyczyć wolności w relacjach damsko męskich, do czego zainspirowała mnie wypowiedź Drexler w jej wasnym blogu. No ale jak tu pisać, gdy juz jest po pierwszej, a ostatnie trzy noce miałem zarwane? Powieki mi sie kleją, a muszę wstać przed piątą, by odebrać dzieciaki z dworca autobusowego. Przyjeżdżają do Szczecina na pierwszy tydzień ferii. Niestety, dane nam będzie spędzić ze soba tylko weekend. Potem polecę na druga półkulę, a kiedy wrócę, ich już tu nie będzie. Dobrze, że wciąż mają tu przyjaciół (no i dziadków) bo inaczej cały ten przyjazd byłby lekko pozbawiony sensu. I to jest najbardziej przykre.

 O przykrościach postaram się jednak mysleć dopiero po wyjeździe. Póki co, będziemy się cieszyć z podarowanego przez los weekendu.

 A o wolności napiszę, bo intryguje mnie ten temat. Potrzebuję jednak okoliczności sprzyjających skupieniu.

Szczecin, 12.02.2005

Komentarze