PRZED ODLOTEM

         

Każdego popołudnia było tak samo. Wiatr wiejący wzdłuż rzeki wzmagał się, osiagając swoje apogeum tuz przed zachodem słońca. Między nami a mostem znajdowała się piaszczysta łacha. I każdego popołudnia moglismy obserwować na niej prawdziwą burzę piaskową.

Tumany pyłu ulatywały z wiatrem, zasłaniając niemal całkowicie położony nieopodal most.

Pewnego dnia moją uwagę przykuła latająca jak wsciekła nad powierzchnią wody mewa. Kiedy przyjrzałem się uważniej, okaząło się, że mewa towarzyszy jakimś większym stworom, które byc może podążały za ławicą jakichś mniejszych rybek, które mogły stać się posiłkiem energicznego ptaka.

Nie wiem dokładnie co to pływało, ponieważ zazwyczaj pokazywało tylko swój grzbiet.

Być może to jakiś delfin rzeczny. Dla mnie najbardziej niesamowite było, ze coś żyje, widzi i oddycha w tej brunatnej i mętnej od mułu wodzie. Rybom skrzela powinny juz dawno sie pozatykać.

Zwierzętom lepiej można przyjrzeć się na banknotach. Lubie ogladać banknoty i monety rozmaitych krajów. To co dla nich jest powszednie i banalne, dla nas często stanowi kompletną egzotykę. Ot chociażby taki banknot o nominale pięciu bolivarów (około 3 zł). Niesamowite są te pancerniki.

Ciekawe, czy dla Wenezuelczyków równie egzotyczny wydaje się na przykład nasz Kazimierz Wielki oraz jego berło, tarcza i buława na banknocie pięćdziesięciozłotowym?

Nie przyjechałem tu jednak oglądać ciekawostki, lecz wziąć udział w corocznej inspekcji staku. Inspektor był zamówiony na początku lutego, potwierdził swój przyjazd, lecz ostatnio… słuch o  nim zaginął. Nie podnosił telefonów, nie odpisywał na e-maile i oczywiście nie przyjeżdżał, a stoimy tu już ponad sześć dni. No cóż, Ameryka Łacińska ze słynnym „mañana”, które zamiast „jutro” oznaczało bliżej nieokreśloną przyszłość. W jednym z raportów napisałem „oby tylko czekanie na surveyora nie okazało sie czekaniem na Godota”. No i wykrakałem. Kiedy dziś po raz kolejny nie dał znaku życia, zadzwoniłem już nie do Caracas, lecz do Panamy. Tam powiedziano mi, że ów caballero… nie ma czasu, bo ma inne zajęcia. Manager wyraził swoje ubolewanie i zachęcił do korzystania mimo wszystko z ich usług w przyszłości,

Ponieważ na Trynidadzie stoi kolejny mój statek, nie pozostało mi nic innego jak spakowac się i lecieć tam. Załatwię sprawy na tamtym, przepłynę z nimi do USA, a przez ten czas obecny statek powinien dopłynąć do Meksyku, więc być może wtedy polecę tam i zrobimy to, czego nie dane było nam zrobić w Wenezueli. Mam tylko nadzieję, że nie stracą zbyt wiele czasu tutaj, bo wtedy mógłbym nie zdążyć wrócić na Wielkanoc.

Zobaczymy. Na razie pora iść spać bo pobudka o 03:45, żeby zdążyć na samolot odlatujący o szóstej. Na szczęście lotnisko jest niedaleko, więc nie trzeba aż tak bardzo zarywać nocy.

Matanzas; 03.03.2008, 23:15 LT

Komentarze