PRAWIE WIOSENNYM WIECZOREM ZE ŚNIEGIEM

                      

Marzec, wiosna coraz bliżej, lecz na dworze tego nie widać. Śnieg padał przez całe popołudnie, wieczór i pada nadal. Być może do piatku trochę sie poprawi. Czeka mnie jazda do Szczecina, a potem do Brake.

Głodny piłki nożnej obejrzałem dziś sobie mecz USA – Polska. Ponieważ mecze towarzyskie za bardzo mnie nie rajcują, chciałem obejrzeć tylko kawałeczek. Nasi jednak grali dość dobrze w pierwszej połowie. Gol wydawał się być kwestia czasu, wiec postanowiłem obejrzeć także i drugą część. Gol rzeczywiście padł szybko, bo już w 48 minucie. Od tej pory wszystko stanęło, a gra naszej reprezentacji obniżyła się do poziomu, który jak na finalistę mistrzostw świata mozna nawać żenującym. Pamietam porażkę reprezentacji Polski prowadzonej przez Kazimierza Górskiego na kilka dni przed mistrzostwami swiata w 1974 roku. Orły przegrały 1:4 z przeciętnym klubem niemieckiej ligi i był to ich ostatni sprawdzian przed tamtą imprezą. Mozna sobie łatwo wyobrazić co pisały gazety. I nie wiem czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach postawiłby parę złotych na medal dla Polski. Od tamtej pory wyniki meczów towarzyskich przyjmuję z dużą rezerwą. Trudno mi jednak ze spokojem przyjąć słowa bramkarza powiedziane do kamery tuż po końcowym gwizdku:

– Zagralismy w sumie dobry mecz.

Jeżeli tak mówi bramkarz, który był bardzo współwinny straconej bramki, i który obserwował niemoc kolegów, którzy przed 45 minut nie byli w stanie poważnie zagrozić amerykańskiej bramce, to o wynik meczów na mistrzostwach martwić sie należy.

Martwić tez sie można o los zwalnianych wkrótce kasjerek i sprzedawczyń z hipermarketów. Nie będą mieć kasy, ale za to nie bedą wykorzystywane przez chciwych kapitalistów, przez których w niedzielę nie mogły pójść do kościoła. Pamiętam, że gdy kiedyś jeździłem w niedziele na rajdy i spływy, znajdowalismy czas by wpaść do kościoła z plecakami na ostatnią niedzielna mszę, czasem zaś na sobotnią, która liczy się tak samo, a bywało też, że zaliczaliśmy mszęw jakimś wiejskim kosciółku, który przytrafił sie po drodze. Ponoć dla chcącego nic trudnego. Kasjerki nie pracują trzydzieści sześć godzin non-stop. Trzy sprzymierzone partie mówią jednak jednym głosem, ze nie chodzi tu tylko o kościół lecz o prawo do rodzinnego życia, którego pozbawia się zatrudnianych w niedziele. Brzmi to pięknie, ale, cholera, dlaczego nie póść dalej? Elektrownie mogłyby pracować w weekendy na pół gwizdka, dzięki czemu mniej ludzi potrzebnych by było do ich obsługi. Mogliby cieszyć sie rodziną, a społeczeństwo ze zrozumieniem spędzało by romantyczne, sobotnie wieczory przy swiecach. Ciepłownie pododbnie. Siedząc w grubych swetrach mielibysmy swiadomość, że matkom i ojcom umożliwiono spedzenie weekendu z dziećmi zamiast w zakładzie pracy. Taksówki? I tak jest ich nadmiar, więc taksówkarze do domu! Kolejarze też! Kolejarze już częściowo poszli bo połączenia kolejowe likwiduje sie na potęgę.Dużo jest jeszcze ludzi do przepędzenia z zakładów pracy. Nie wyłaczajac parlamentarzystów, którzy, aż serce się kraje, głosuja nieraz w Sejmie aż do późnej nocy.

Zakończę nutką optymistyczną z odrobiną sarkazmu. Dowcip zsłyszany dziś rano:

Trzech przyjaciół przez długi czas odmawiało sobie wszelkich przyjemności, aby po latach wyrzeczeń i drakońskich oszczędności móc wybrac się na wakacyjny wypad do Kenii. Kiedy tam dojechali, dwóch z nich postanowiło upić się ze szczęścia. Zakupili alkohol i zachęcali trzeciego by wypił razem z nimi.

– Jak możecie? Tyle lat wyrzeczeń! Odmawiałem sobie wszystkiego, by tu przjechać, a teraz zamiast korzystać, zwiedzać, mam wydać forsę na wódkę? Odwrócił się, trzasnął drzwiami i wyszedł.

Niestety, tak to juz jest na tym świecie, że szlachetne obyczaje nie zawsze są nagradzane przez okrutny los. Kiedy osamotniony w swysch poglądach i niezachwianej moralności turysta położył się na trawie podumać nad nieroztropnoscią kolegów, z pobliskich mokradeł przyczłapał po cichutku lekko zgłodniały krokodyl. Nazajutrz o świcie dwójka wciąż jeszcze narąbanych marnotrawnych turystów wyszła przed bungalow i natknęła się na krokodyla, któremu z paszczy wystawała juz tylko głowa nieszczęśnika.

– Patrz! – powiedział oburzony jeden do drugiego wskazujac palcem w kierunku gada – na wódkę to mu było szkoda forsy, ale spiwór to sobie „Lacoste” kupił!

Gdynia; 01.03.2006;  23:30 LT

Komentarze