Ranek znów przywitał nas słoneczny. Dzień był piękny, ponieważ nie prażył nas trzydziestopięciostopniowym upałem jak piatek, ani nie smagał chłodnym deszczem jak sobota. Pogoda w sam raz na spacer. Postanowiliśmy więc przejść się uliczkami Josefova – dawnej dzielnicy żydowskiej.
Zanim tam dotarliśmy, na Placu Wacława jak i na Rynku przyglądalśmy się kolejnym kamienicom. Właściwie bez względu na epokę, każda starala się czymś wyróżnić.
Nawet te modernistyczne, zazwyczaj oszczędne w zdobienia, w Pradze nie ograniaczały się do gołych ścian.
Żydzi ze stolicą Czech związani byli niemal przez całą historię tego miasta. Kroniki wspominają o dwóch osadach żydowskich w Pradze już w 1091 roku. A w 1096 doszło do pierwszego pogromu osiedleńców. Na mocy postanowień soboru laterańskiego II, w 1215 roku dzielnicę otoczono murem i już wtedy nazwano gettem.
Nie sposób w kilku zdaniach streścić ponad dziewięćset lat historii. Oprócz pogromów i upokorzeń były też lata „złote” charakteryzujace się tolerancją, swobodami i mieszaniem kultur. Nazwa Josefov nadana została dzielnicy przez samych jej mieszkańców, którzy w ten sposób zadbali o pamięć cesarza Józefa II, który wydał edykt o tolerancji. Zniósł on między innymi nakaz noszenia przez Żydów oznaczeń na ubraniach, do czego wrócili potem hitlerowscy okupanci.
Okupacja hitlerowska to jak wszędzie w podobnych miejscach zagłada zgotowana odwiecznym współmieszkańcom tych ziem. Ci, którzy nie zostali zamordowani na miejscu, prawie wszyscy zostali wysłani do obozów koncentracyjnych w Terezinie i Oświęcimiu. O ile jednak wszędzie w barbarzyński sposób niszczono cywilizacyjny dorobek żydowskich mieszkańców, Pragę führer potraktował łaskawie. Tutaj, w synagogach Josefova postanowił stworzyć „Muzeum Wymarłej Rasy”. Tutaj ropoczeto zwozić „eksponaty” z oczyszczanych z Żydów rejonów Europy.
Paradoksalnie ów zamysł Hitlera po ostatecznym zdeptaniu przez cywilizowany świat jego chorych wizji, został wcielony w życie. W ocalałych synagogach i na starym cmentarzu miesci się obecnie Muzeum Żydowskie. Bilety nie są tanie, ale można to zrozumieć biorac pod uwagę liczbę obiektów. Kupiliśmy z założeniem obejrzenia tylko niektórych wnętrz i ekspozycji, ponieważ w przeciwnym wypadku musielibyśmy poświęcić co najmniej cały dzień, a przecież o dwudziestej mieliśmy powrotny samolot do Polski.
Na mnie z całej tej muzealnej trasy największe wrażenie zrobiła Synagoga Pinkasa. Na jej ścianach po wojnie wypisano 77297 imion czeskich i morawskich żydów zgładzonych podczas Holocaustu. Przy okazji na jej przykładzie dowiedzieliśmy się jak bieżaca polityka wplywa na postrzeganie historii. Opisał to doskonale Orwell w „Roku 1984”, mieliśmy swoje doświadczenia i my, gdy zakazywano świętowania 3 maja oraz 11 listopada. Natomiast Synagogę Pinkasa z jej ponurą listą zamknięto w 1963 roku i pod pretekstem remontu nie otwierano przez długie lata, kiedy to komunistycznym władzom było nie po drodze z Izraelem. „Remont” doprowadził do zniszczenia owych ściennych malowideł. Po zmianie ustrojowej nastał bardziej sprzyjający czas i ściany poddano renowacji. Obecnie znów można oglądać odnowione inskrypcje.
Ile to jest siedemdziesiąt siedem tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt siedem? Dużo, ale co to znaczy? To jakaś abstrakcyjna liczba. Dla nas, przeciętnych ludzi pięćdziesiąt, sześćdziesiąt, czy siedemdziesiąt tysięcy zanczy prawie to samo: dużo. Kiedy jednak wejdzie się do bożnicy i zobaczy całe, wielkie powierzchnie ścian zapisane drobnym maczkiem, do człowieka zaczyna docierać ogrom tej liczby.
A kiedy zobaczy się, że w owym maczku znaków, każdy drobniutki fragment to czyjś ludzki los pełen radości, dramatów, zwyczajnych i niezwykłych przeżyć, przecięty jednego dnia ręką potworów spod znaku swastyki, którzy w dzieło cywilizacji rodzaju ludzkiego wniesli wynalazek zadawnia śmierci na skalę przemysłową… Kiedy zobaczy się całe to ludzkie życie zawarte w kilkunastu literach imienia i nazwiska oraz liczbach okreslających długość jego istnienia, a potem znów spojrzy się na całe ściany zapełnione inskrypcjami, ciarki przechodzą po plecach. Wtedy uświadomiłem sobie sobie co tak naprawdę znaczy siedemdziesiąt siedem tysięcy.
A gdzie zapisać nie tysiące lecz dziesiątki milionów wszystkich ofiar tej najkrwawszej wojny, by jeden człowiek mógł je ogarnąć swoim wzrokiem i wstrząśnięty, każdy z osobna zrobić wszystko co w jego mocy bo nigdy nie dopuścić do czegos podobnego? Lekcja hitlerowska i stalinowska nie do końca została odrobiona, o czym świadczy przykład chociażby Srebrenicy u końca XX wieku niemal w samym centrum Europy.
Oprócz inskrypcji ogromne wrażenie robi galeria prac dzieci oczekujących na czekającą je śmierć za drutami obozu w Terezinie. Ich opiekunowie do końca próbowali zajmować je rysowaniem i malowaniem podsuwając „normalne” tematy, typu mój dom, moja szkoła, przyjaciele i.t.d. To straszne, gdy pomyśli się, że te dzieci zakończyły swoje życie niedługo po namalowaniu owych obrazków. One cudem przetrwały. Dziś wiszą w galerii w towarzystwie prac ich współczesnych rówieśników. Jak widać postrzeganie świata przez dzieci niewiele się zmieniło. Te same sprawy wydają się istotne, te same tematy podobnie są ujmowane. I aż strach pomyśleć, jak wyglądalby świat nie tylko rysunki były podobne, lecz także ich los. I także nie mieści się w głowie, że te normalne dzieciaki rysujące, malujące i czujace tak samo jak wszystkie inne na świecie z zimną krwią wysłano do gazu w imię jakiejś paranoicznej idei, która zawładnęła całym narodem podążającym ślepo za swoim przywódcą.
Spacer po Josefovie to także spacer śladami Franza Kafki, który w Pradze się urodził i w tutaj spędził większą część swojego życia.
Tablica na Starym Mieście upamiętnia dom, w którym przyszedł na świat. Z oryginalnego domu zachowało się bardzo niewiele, ale ważne jest miejsce.
„Proces” tego pisarza zrobił na mnie wielkie wrażenie jako opis zmagania jednostki będącej bez szans z sądowo-biurokratyczną machiną państwową. O interpretację tego dzieła koneserzy spierają się do dzisiaj. A przecież ta pisana od 1914 roku jedna z największych powieści XX wieku miała w ogóle nie ujrzeć światła dziennego, ponieważ twórca sobie tego nie życzył. Jego wolę zignorował przyjaciel, który wydał ją po śmierci pisarza. Ile dzieł nie wzbogaciło dorobku myśli ludzkiej zamkniętych na klucz, bądź zniszczonych przez samego artystę? Co takiego siedziało w jego głowie, że tworzył tak ważne, a zarazem niczym żywcem wyjęte z sennego koszmaru utwory, by potem je niszczyć , aby nikt ich nie przeczytał?
Kiedy w 2003 roku, na 120-urodziny pisarza odsłaniano nieopodal Synagogi Hiszpańskiej jego pomnik, wzbudzał on nie mniejsze kontrowersje niż interpretacja dzieł mistrza.
Prawdę mówiąc niewiele zrozumiałem z tej rzeźby, kiedy ją ujrzałem. A przewodniki? Przewodniki podają kilka suchych faktów. Notki w internecie także. Z internetu jednak dowiedziałem się, że pomnikowi poświęcił jeden ze swoich wierszy… Tadeusz Różewicz:
Tego się Kafce nie robi
Pomnik Kafki stanął w Pradze
oczywiście sam nie stanął
postawiono go nie pytając
czy ma chęć stać w tym miejscu
i w takiej postaci
twórca pomnika tak szczelnie
owinął gadaniną swoje dzieło
tak wywijał językiem
że pomnik
oniemiał
jak widać
pomnik składa się
z pustej marynarki
i workowatych spodni
ten mosiężny worek
jest wypełniony duchem
złego Ojca
siedzi mu na karku dorosły
Franz – elegancko
ubrany – w kapeluszu
w spodniach spiżowych
uprasowanych w „kant”
synek siedzi na karku
swojego olbrzymiego Ojca
złego Ojca
rzeźbiarz
za pomocą języka
nawet obrotnego
i cyrkowych numerów
nie zmienił
kiepskiego monumentu
w dzieło sztuki
na żydowskim cmentarzu w Pradze
widziałem
pomnik kamień
leży tam
z Ojcem i Matką sławny
Syn o którym wiedzieli
tak mało…
Od mojej czeskiej
tłumaczki Vlasty która
poznała Verę córkę Ottli
wiem
że kupiec bławatny Hermann K.
syn rzeźnika był dobrym
troskliwym ojcem rodziny
dobrym mężem
że kochał swojego syna
śmiał się z Maksa Broda
i czytał prozę Raabego
Franz Kafka zasłużył sobie na to
żeby nie stawiać mu pomników
nie produkować koszulek
podkoszulków filiżanek
chusteczek do nosa majtek
talerzy z podobizną z jego twarzą
na dnie zasłużył sobie na to aby
nie otwierać kawiarenek „z Kafką”
nie otwierać sklepików
z galanterią
pomnik stanął
w Pradze
postawili go nie pytając
„a kogo mieliśmy pytać?”
Ducha! Panowie i panie,
Ducha Kafki trzeba pytać
(i nastawić ucha!)
Duch Kafki mówi: proszę
Mnie nie ustawiać nie przedstawiać
a jak już stoję proszę
nie odsłaniać!
chcę być zasłonięty
nie wyciągajcie na światło
moich kobiet moich łez
moich rodziców moich sióstr
spalonych rękopisów
moich ran
nie komentujcie mojego
życia śmierci procesu
nie urządzajcie cyrku
nie wyciągajcie ze mnie
wszystkich tajemnic
nie wciągajcie mnie
do kawiarenki
nie zaglądajcie mi w zęby
nie jestem waszym koniem
(zwierzęciem pociągowym
różnych fundacji)
nie wmawiajcie we mnie
że kochałem kiepskich
aktorów że byłem
płochliwym narzeczonym
nie róbcie ze mnie
wzorowego urzędnika
impotenta sportowca
syjonisty jarosza
i wielbiciela prozy
Maksa Broda
amen
Dociekliwych odsyłam do „Listu do Tadeusza Różewicza w sprawie pomnika Franza Kafki w Pradze” autorstwa Zbigniewa Macheja. Oprócz przyjemności lektury samej polemiki można wreszcie dowiedzieć się czegoś więcej na temat interpreatcji owej rzeźby wychodząc poza sztampę przewodników.
Przez ten wiersz edytor nie przyjął mi całego wpisu, że za długi, więc za chwilę piąty odcinek.
W pociągu Szczecin – Gdynia, 13.11.2011; 18:10 LT