Praca, praca…

Nie udało mi się nakłonić technika z firmy  instalującej jeden z kompresorów, żeby zrobił to podczas postoju w Nowym Jorku. Uparł się, że tylko Eastport, mimo, że jest to koniec świata. Na dodatek nie zrobi tego w samym Eastport, lecz popłynie z nami do Port Canaveral. Tym samym rozwiał moje nadzieje nawet na następny weekend w Polsce, bo na Florydę dopłyniemy najwcześniej w piątek, więc przy bardzo dużym szczęściu mógłbym dojechać do Szczecina w sobotę po południu. Za późno aby myśleć o ewentualnym przyjeździe Pauliny i Tomka. Może wobec tego uda się na Boże Ciało? Jeżeli nie będę musiał jechać na żaden statek i wziąłbym w piątek dzień wolny, wtedy moglibyśmy być ze sobą nawet cztery dni.

Jezeli więc małe mam szanse by być w Polsce nawet za tydzień, to już w ogóle nie ma się po co spieszyć. Mogę spokojnie załatwiać sprawę z kompresorem oraz inspekcje i wrócić dopiero około 13 maja, na weekend następny.

Wczoraj bez żadnych uchybień przeszliśmy inspecję Coast Guardu. Sukces na początek. Potem pojawił się inspektor ubezpieczyciela, ale miał już za mało czasu by oprócz sprawdzenia od wewnątrz zbiorników balastowych zobaczyc cos jeszcze. Po kolacji zakończył sie bowiem wyładunek i odpłynęliśmy do Wilmington, Delaware (w odróżnieniu od Wilmington, North Carolina, które wciąż jeszcze przed nami). Będzie kontynuować inspekcję w Nowym Jorku, gdy część ładowni już będzie pusta, a zakończy całkowicie dopiero w Savannah, za dwa tygodnie, kiedy opróżnione zostaną ostatnie dwie ładownie.

Kiedy statek odumował, sięgnąłem do walizki po jeden z filmów i urządziłem sobie seans na DVD przed snem. Wybór padł na „Drobne cwaniaczki” Woody Allena. Z bardzo prostej przyczyny: byłem zmęczony, więc postanowiłem wybrać film najkrótszy. Arcydziełem on nie jest, ale oglądał się bardzo przyjemnie, zwłaszcza gdy lubi się typ humoru Allena.

Dzisiaj od rana zaś znów wspinaczki po drabinkach w czeluściach zbiorników. Po kilkanaście metrów w górę i w dół, żeby pokazać spawaczom zakres prac remontowych. A ponieważ na wieczór znów zaplanowano odcumowanie i dalszą podróż, nawet nie pomyślałem o zejściu na ląd. Gloucester i Wilmington obejrzałem jedynie z perspektywy statkowego pokładu.

Jutro po południu powinniśmy dopłynąć do Nowego Jorku. Zacumujemy jednak dopiero około dwudziestej pierwszej. Taki grafik.

 

Wilmington, Delaware, 28.04.2005

Komentarze