POŻEGNANIE ZE SZCZECINEM

W końcu musiała nadejść ta chwila. Odkąd w 2004 roku rozpocząłem pracę w Trójmieście moje zamieszkiwanie w Szczecinie, ograniczane do niektórych weekendów stawało się coraz większą fikcją. Utrzymywanie nieużywanego na codzień mieszkania generowało niepotrzebne koszty, a na dodatek załatwienie czegokolwiek w weekend było prawdziwym wyzwaniem. Urzędy zazwyczaj w soboty nie pracują, nawet odebranie listu poleconego wymagało pełnomocnictw. Z drugiej strony coraz bardziej doskwierało mi oddzielne mieszkanie moje i Anioła. Randki są rzeczą fajną i romantyczną, ale chciałoby się wreszcie odejść od codziennego ustalania, czy zjemy razem kolację i czy nazajutrz razem, czy oddzielnie pojedziemy do pracy? Postanowiłem więc sprzedać szczecińskie mieszkanie, a uzyskane środki w części dołożyć do naszego wspólnego lokum nad brzegiem Bałtyku. Mam nadzieję, że będzie to już na zawsze nasze wymarzone gniazdko…

Oferta 1

Nabywca się znalazł, umowa podpisana i trwa pakowanie. Mieszkanie zastawione kartonami. Niesamowite jak wieloma rzeczami obrastamy przez lata. Jak wiele z nich zalega w szafach i szufladach, nieużywanych i niepotrzebnych. Dobrych kilkanaście wielkich worków wyniosłem już na śmietnik. Mimo wszystko jednak sporo z nich unika śmietnikowego wyroku, no bo przecież nie można tak po prostu wyczyścić z pamiątek cały szlak za sobą, nawet gdyby owe gadżety miały nigdy do niczego się nie przydać.

Przeprowadzka 1

Przeprowadzka 2

Pakowanie rzeczy to wielka podróż przez kawał mojego życia. Dwie półki po brzegi wypełnione paczuszkami z widokówkami, które namiętnie kupowałem we wszystkich portach, jakie dane mi było odwiedzać, a tylko nieliczne z nich doczekały się ekspozycji w albumach. Zeszyty dzieciaków, wyciągniete z ich regałów, pozostawione tam od czasu gdy z moją Eks przeniosły się do Jeleniej Góry. Gazety pozostawione na pamiątkę, jak choćby ta anonsująca nasze przystąpienie do Unii Europejskiej, czy atak Al Kaidy na WTC, albo wcześniejsze, z datą 14 grudnia 1981. Własnej roboty wina jeszcze z czasów kawalerskich, z naklejkami czerwiec 1989 (pomyśleć, że nastawiałem je w czasach gdy upadał komunizm), obrusy będące  świadkami niejednej imprezy, bombki choinkowe. niektóre kupowane przez moją mamę kiedy ja jeszcze nawet nie chodziłem do szkoły, Szkolne świadectwa mojego taty z nagłówkiem „Generalne Gubernatorstowo dla okupowanych obszarów polskich” zabrane przeze mnie z chaty babci po jej śmierci. Dziś nie ma już tamtej chałupy, pozostał jedynie kamień, który leżał przed progiem drzwi wejsciowych. Nie byłoby więc już pewnie i tych świadectw. Moje listy do malutkich jeszcze dzieci, w których pisałem im o odwiedzanych portach, ułożone w kartonach po butach razem z ilustrującymi je zdjęciami i widokówkami.

Przeprowadzka 3

Plecak, który towarzyszył mi w tylu górskich wędrówkach, tylu przygód był świadkiem nie pojedzie już do Trójmiasta. Tam w szafie leży nowy, a ten sfatygowany i popruty wyląduje na śmietniku. Duży zbiór płyt winylowych ocaleje. Cały karton kaset (audio i video) także. Niektóre z nich nagrywałem jeszcze w liceum. I pewnie ze dwadzieścia lat nie odśłuchiwałem.

Nad każdą z tych rzeczy trzeba pochylić się oddzielnie i zadecydować: worek i śmietnik, czy karton oraz podróz na nowe miejsce?

Im bliżej do opuszczenia mieszkania, tym częściej wszyscy mnie pytają, czy mi nie żal? Mój Boże! To miejsce jest świadkiem prawie jednej trzeciej mojego życia. Trudno tak po prostu zamknąć za soba drzwi i bezstressowo pójść przed siebie. Zostawiam podłogi, które osobiście układałem nawet w sylwestrowe popołudnie, stół w kuchni, przy którym przegadałem z przyjaciółmi niejedną noc, pokoje w których bawiły się moje dzieci. Nie może nie być żal. Na szczęście to nie przymus lecz wolny wybór i nie wyruszam w nieznane lecz tam gdzie czekają mnie, nie mam wątpliwości, nowe, cudowne chwile, będące źródłem przepięknych wspomnień w kolejnych latach…

Zostawiam swoje rodzinne miasto.

Szczecin 2010-10-31  01

Pamiętam, jak na początku mojej pracy w Trójmieście, spotykając się z przyjaciółmi z liceum mówiłem: „wracam za tydzień”. Ktoś wtedy odpowiedział: „dobrze mówisz, że wracasz mając na mysli Szczecin właśnie”. Utkwiło mi to mocno w pamięci i pamiętam jak za czas jakiś stopniowo zacząłem mówić o powrotach w kontekście Gdyni. Pamiętam też jednak słowa mojej mamy, która opowiadała, jak mieszkając od wielu lat w Szczecinie, zawsze czuła wzmożone bicie serca gdy dojeżdżała do Ostrołęki i do położonego nieopodal rodzinnego Kleczkowa. Pewnie nigdy nie wyzbędę się tego uczucia i ja, i już zawsze będę siedzieć w pociągu podekscytowany, z nosem przyklejonym do szyby gdy tylko łoskot kół oznajmi wjazd na most nad Regalicą. Niezwykła jest siła nostalgii, tęsknoty za naszą t.zw. małą ojczyzną, zwięźle określaną przez Niemców mianem heimat. Niezwykła jest też siła marzeń – losu, który bliżej lub dalej układa się wzdłuż ich linii. Kiedyś, chyba jeszcze w podstawówce, mówiłem, ze gdybym miał kiedyś wyprowadzić się ze Szczecina, to tylko do Gdańska lub Krakowa. I proszę, spełnia się. Na dodatek w Gadańsku czeka na mnie Miłość przez duże M – taka, o jakiej marzyłem przez całe moje życie i wydawało mi się, że już nie dane będzie mi jej doświadczyć, że pozostanie mi zazdrościć nielicznym szczęśliwcom i filmowym bohaterom.

Zabieram ze sobą obrazki szczecińskich symboli: Odry, Wałów Chrobrego, Zamku Książąt Pomorskich i wielu innych.

 Szczecin 2010-10-31  02

Szczecin 2010-10-31  03

Szczecin 2010-10-31  04

Na szczęście świat bardzo nam się kurczy. Juz teraz podróż pociągiem z Gdyni do Szczecina zajmuje cztery i pół godziny (pamiętam, że osobowym na poczatku lat siedemdziesiatych jechało się godzin osiem). Na upartego możnaby wyjechać rano, załatwic coś, a kolację zjeść z powrotem w domu. Dla moich rodziców podróż pociągiem to było wydarzenie, do którego przygotowywali się co najmniej dwa dni, a na dworcu zjawiali się kilkadziesiąt minut przed odjazdem. Ja wchodze do pociągu niczym do tramwaju – w ostatniej chwili i bez zbędnych emocji. Tak jak moje dzieci do samolotu, który przestał być czymś niezwykłym. Dlatego moje pożegnanie z grodem Gryfa jest raczej symboliczne. Nadal będę tu przyjeżdżać, tyle tylko, że już nie do swojego mieszkania, a samochód będzie oznakowany gdańską tablicą rejestracyjną.

No to dalej do pakowania. W poniedziałek muszę oddać klucze i zaopatrzony w zaświadczenie o wymeldowaniu ze Szczecina, po południu ruszyć w śnieżycę w podróż do Gdyni. Dziś więc zielona noc. Niestety, bez szaleństw, po cichu, wśród zapełnianych kartonów.

Kocham Szczecin

Szczecin, 28.11.2010; 17:30 LT

Komentarze