POWTÓRKA

              

I po co ja tam lazłem? Na ten rynek w Słupsku. Mogłem jechać spokojnie do Szczecina, słuchać Listy przebojów „Trójki” i być może byłoby inaczej. Ale ja zawsze swoje. Poświęciłem drugą połowę meczu Niemcy-Kostaryka (słuchałem w radiu) żeby zdążyć dojechac do Słupska przed dwudziestą pierwszą. Miejscowi forumowicze poinformowali mnie zawczasu, że mecz mozna będzie obejrzeć m.in. na Starym Rynku. Dzieki temu nie musiałem odkładać wyjazdu do Szczecina, lecz zrobić sobię miłą przerwę w podróży. Miłą, he he, kurza jego twarz!!! A jeszcze pani na stoisku pasmanteryjnym w Gdyni ostrzegała „oj żebyście tylko jutro nie płakali” kiedy kupowałem wstążki białe i czerwone.

– A do czego to panu?

– Jak to do czego? – oburzyłem się – Mecz dzisiaj! Muszę do anteny na samochodzie przyczepić.

– Powariowały te chłopy! – skomentowała pani mój zakup ze śmiechem, dodając ów tekst o możliwym płaczu nazajutrz.

Pani owa powinna częściej wyniki meczów obstawiać. Może dzięki temu zamiast sprzedawać wstążki, pojechałaby na egzotyczne wakacje?

Nie spełniły się moje przewidywania, że czara goryczy przelała się przed mundialem, a teraz już będzie dobrze. Chyba mi się pojemność owej czary pomyliła. Wszystko było tak jak cztery lata temu. Niemal identyczny scenariusz. Wtedy tez był dobry początek meczu, nastepnie wyrównanie gry, kilka groźniejszych atatków teoretycznie słabszej drużyny i wkrótce potem bramka, która sprawiła, że nasz zespół przestał grać zupełnie. A w drugiej połowie gwóźdź do trumny w postaci drugiej bramki.

Cztery lata temu nastepny miał być mecz z Portugalią, faworytem grupy. Zkończył się klęską 0:4. Jeżeli scenariusz miałby się powtórzyć, takim wynikiem zakończyłby sie mecz z Niemcami. Z taką grą jak w piątek jest to wariant bardzo prawdopodobny. Ja jednak ciągle wierzę w odrodzenie zespołu i biało-czerwonych wstążek z anteny nie zdejmuję.

Martwi mnie jednak nie tyle przegrana co jej styl. Porażka jest wpisana w sport. Problem w tym, że Polacy grali ospale i kompletnie nie mieli szybkości, a pierwszy celny strzał na bramkę oddali dopiero około siedemdziesiątej minuty. Wrócił koszmar z towarzyskiego meczu z Kolumbią. Zawodnicy wyglądali na przemęczonych juz na starcie.

Dzisiaj wszyscy mają wolne. To moim zdaniem dobry pomysł, ale… odnoszę wrażenie, że jest on efektem zdenerwowania, rozpaczliwą próbą odwrócenia niekorzystnego biegu wydarzeń niż przemyslaną decyzją. Co innego gdyby od początku mówiło się, że dajemy wolne dzień lub dwa po meczu. Trener od dwóch dni ukrywa się przed dziennikarzami. Jutro wreszcie ma się pojawić na konferencji prasowej. Nastroje jednak są na tyle fatalne, że zanosi się na wywiad – lincz. To źle ponieważ Janas także jest człowiekeim i cała zawierucha może odbić się jeszcze bardziej nerwowymi decyzjami przed i w trakcie meczu z Niemcami. Lepiej byłoby dać mu teraz spokój. Niepokoi mnie bardzo fakt zaplanowanego na wieczór spotkania zawodników we własnym gronie. Prezes Listkiewicz uspokaja, że to normalne, ale… czy na pewno? I co miałby mówić jeśli nie jest to prawdą?

Żal mi dwóch rzeczy.

Pierwsza to zaangażowanie kibiców. Chyba nigdy w historii wielkich imprez sportowych, tak wielka grupa fanów danej dyscypliny, z mnóstwem biało-czerwonych gadżetów nie pojawiła się za granicą. Zachwywali się ponoć świetnie i mogli obalić stereotyp polskiego kibola kretyna demolującego stadiony. Pamiętam nieliczne, pojedyńcze biało-czerwone flagi, jak rodzynki wyłuskiwane z trybun przez operatorów kamer, kiedy nasi piłkarze strzelali bramki w Niemczech w 1974 roku czy osiem lat później w Hiszpanii. Ubogo było i smutno bo mimo wielkich sukcesów były to imprezy niedostępne dla przeciętnego mieszkańca naszego kraju. Teraz wreszcie mogło byc inaczej, lecz kamery pokazywały smutne twarze biało-czerwonych.

Druga to niespełniona pośmiertna obietnica dana wielkiemu trenerowi. „Będziemy grać dla niego”. Może lepiej było być bardziej powściągliwym w deklaracjach przez szacunek dla nieodżałowanego Pana Kazimierza? Jeżeli tak ma wyglądać hołd oddany twórcy największych sukcesów polskiej piłki nożnej to ten zamiast uśmiechać się z góry, pewnie w mękach przewraca się w grobie.

Mawiał jednak Kazimierz Górski, ze dopóki piłka w grze… Dopóki sędzia nie odgwiżdże zakończenia pojedyńku z Niemcami, będę wierzyć, że jeszcze stać na zryw naszą husarię.

Szczecin, 11.06.2006, 21:30 LT

Komentarze