POWRÓT DO NORMALNOŚCI

 

Wydawało się, że po doku wszystko się uspokoi, lecz stan ten trwał najwyżej z trzy dni. Potem znów zaczęły się nocne odbiory prac, walka o wykonanie poprawek, a na sam koniec potwierdzanie listy wykonanych prac. Takie listy to szereg bardzo szczegółowo rozpisanych czynności, na ogół bez jasno ustalonego porządku, ale za to z licznymi pomyłkami w postaci powtarzania tych samych prac w róznych miejscach raportu jak i zawyżania ich ilości. Wszyscy kierownicy działów przedstawiają swoje listy na ogół w ostatnie dwa dni, poczym żądają podpisania niemal natychmiast. Potrafią przychodzić do biura po kilka razy w ciągu godziny z tym samym pytaniem czy już zostały podpisane. W niedzielę zakończyliśmy definitywnie i prace i ich potwierdzanie , a w poniedziałkowy poranek zszedłem na motorówkę, która odwiozła mnie do stoczniowej kei, a statek niedługo potem odpłynął do Xingang.

  

Kolejne dwa dni to z kolei analiza rachunków, które tym razem były wykonane wyjątkowo niechlujnie i skandalicznie wręcz zawyżone. Sprawdzaliśmy je linijka po linijce od rana do nocy, aż do pieczenia w oczach. Opłaciło się jednak. Sprawiliśmy bowiem, ze były to jedne z najdziwniejszych negocjacji w jakich brałem udział. Tworca owych rachunków odebrał od nas kopie z uwagami do przejrzenia. Powiedział, że wróci za dziesięć minut. Wyszedł i… wrócił po ponad trzech kwadransach.

– Duzo tych uwag – pokazał na kwity z nietęgą miną.

A potem usiadł i na kartce napisał kwotę, którą dwa dni temu zaakceptowalibyśmy w ciemno. Po prostu nadstawił gardła jak zaatakowany przez silniejszego pies. Reszta to była już tylko kosmetyka. Zbijanie drobnych kwot.

Po raz pierwszy od długiego czasu mialem więc dość spokojny wieczór. Wreszcie będę mógł zająć się innymi sprawami (w tym blogiem). Ale najpierw jutro rano o 07:30 wyruszam do Nanjing. Tam złapię następny ze swoich statków.

 

Wyspa Liuheng, 19.11.2008, 02:35 LT

Komentarze