POTWORY MORSKIE

Lubię oglądać mapy. Jest to zawsze namiastka podróży. Wystarczy uruchomić wyobraźnię i już wędruje się po bezkresnej Patagonii, płynie kajakiem ze Szczecina do Gdańska albo „odkrywa” ciekawe obiekty w najbliższej okolicy. Szczególnie jednak lubię oglądać mapy stare. Z jednej strony stanowią one swiadectwo zmian zarowno krajobrazu jak i (co często ciekawsze) naszej wiedzy o geografii odległych krain. Z drugiej, zachwycają swoim niepowtarzalnym klimatem, bogatymi zdobieniami. Tak bogatymi, że czasem odnieść można wrażenie, iż forma góruje nad treścią.

Miałem niedawno przyjemność studiować morską mapę sprzed ponad czterech stuleci. Obejmowała znaczną część Europy ze szczególnym uwzględnieniem Morza Norweskiego i północno-wschodniego Atlantyku. Te rejony i dzisiaj nie należą do przyjemnych pod względem żeglugi. Kto sie tam wybiera, podejmuje ryzyko stawiania czoła sztormom,  zimą oblodzeniu potrafiącemu przewrócić statek i świadomości pustki dookoła. Może nie tak dokuczliwej jak kompletne pustkowia południowego Atlantyku, lecz także znaczącej, szczególnie w porównaniu z ruchliwymi szlakami między Bałtykiem a Kanałem La Manche. Cóż więc mieli mysleć ówczesni żeglarze?

Ktoś kto zabierał ze sobą taką mapę, powinien lepiej  w ogóle nie opuszczać zacisznego portu. Obszar między Norwegią a Islandią to prawdziwe, morskie piekło. Dopłynięcie do surowej wyspy bez spotkania z potworami graniczyło z cudem.

Monstra wyglądają przeraźliwie, ale mnie szczególnie intrygują ich specjalne narządy w postaci rurek przelewających strumienie wody zdolne z pewnością zatopić niejeden statek. Jestem przekonany, ze taki właśnie los spotkał ów nieszczęsny okręt, koło którego wynurzyła się bestia.

Niewielkie szanse ma też pewnie i nastepny chociaż załoga broni się dzielnie, ale wyraźnie złowrogie oblicza stworzeń przypominających dziki nie wróżą niczego dobrego.

Nie można być pewnym niczego, dopóki nie dopłynie się do portu. Śmiałków którzy przemierzyli piekielne akweny, wąż morski dopadł niemal u zbawiennych wybrzeży.

Aż cud, że w ogóle udało się czasem gdzieś dopłynąć, a Kolumbowi nawet wylądować w Ameryce. Bo wyobrażam sobie jakie atrakcje szykowali kartografowie odkrywcom rejonów kompletnie nieznanych

Przy nich nasze poczciwe wybrzeże jawi się jako oaza spokoju. Ale jaką miało pięknie rozwinietą linię brzegową J I Półwysep Helski jak fikusnie wygięty! I nawet katedra w Szczecinie zaznaczona! Mimo wszystko, w porównaniu ze szlakami do Islandii było u nas raczej nudno. Na pocieszenie mamy za to nowego prezydenta, dzięki któremu nieco igrzysk i nam skapnie.

Vancouver, 23.10.2005

 

Komentarze