POTOK OLIWSKI ZMIENIŁ BIEG

Maszerując do pracy przechodzę przez mostek nad Potokiem Oliwskim, który jakieś sto metrów dalej uchodzi do Bałtyku. Ujście rzeki do morza jest dla mnie czymś fascynującym. To przenikanie się istnień. Koniec życia cieku wodnego, który rozpoczyna się narodzinami gdzieś setki albo i tysiące kilometrów dalej i niczym nić życia przebiega meandrując poprzez miasta, krainy, raz leniwie, to znów kipiąc i hucząc ze złości. Rzeka raz przyjazna innym zapraszająca plażowiczów do kąpieli, innym razem zapracowana tonami przewożonych towarów, a jeszcze innym razem złowroga, pochłaniająca ludzkie istnienia. Zła czy dobra, mała czy duża, krótka czy ogromnie długa – wszystkie w końcu rozpływają się w niebycie wszechoceanu.

Kiedy nie spieszę się zbytnio, lubię zejść z mostka i brzegiem potoku dojść ma plażę przyglądając się, jak jego nurt przecinając łachę żółtego piasku rozlewa sie i ustaje w toni Bałtyku.

Tak było i dziś, ale czekała mnie niespodzianka. Najwyraźniej ostatnie mrozy utrudniły spływ wody. Ta jednak wciąż napierała i próbowała się przebić przez zmarznięty wał. Jeśli nie dało się na wprost, to szukała miejsca bokiem. Drążąc więc w mniej zarzniętej warstwie piachu coś w rodzaju wąwozu skręciła pod kątem dziewięćdziesięciu stopni szukając łatwiejszej drogi.

Nowym, wyżłobionym głęboko korytem, Potok Oliwski utorował sobie w końcu nowe ujście do morza.

Zimowy spacer to nie tylko uroki potoku. Biel śniegu pieknie kontrastuje z granatem morza, a znaki nawigacyjne wygladają niczym góry lodowe. Gdzieś w oddali równie pięknie bieli się molo w Sopocie.

Sopot, 01.02.2014; 15:30 LT

Komentarze