PORTSMOUTH

 

Portsmouth, New Hampshire to niewielkie urokliwe miasteczko. Czas jakby zatrzymał się tu w miejscu. Lubię te miasta w północnej części wschodniego wybrzeża, które pamiętają początki angielskiej kolonizacji. Są zupełnie inne od całej reszty Stanów.

Stare budynki z czerwonej cegły trudno nazwać pięknymi, ale niosa w sobie coś z klimatu dawnej Aglii z okresu rewolucji przemysłowej. To takie swoiste „familoki”, które można znaleźć po obydwu stronach Atlantyku, więc nawet gdyby ktoś nie znał historii, na ich podstawie bez trudu okresliłby skąd przybyli pierwsi osadnicy.

Był okres, kiedy stare domy i nadbrzeżne magazyny popadały w ruinę. Niedawno znaleziono receptę jak zachowac dawny wygląd miast nie niwelując zarazem buldożerami ich historii. Jak świat długi i szeroki stara infrastruktura przemysłowa przeżywa swój renesans. Miasta odrestaurowują stare fabryki, składy, a czynsz w tych odzyskanych budynkach przekaracza często wartość tego, który płaci sie w nowo wybudowanych domach.

Tą drogą podąża także Portsmouth. A ponieważ jest to miasto malutkie, ma się wrażenie, ze składa się wyłącznie z takich budowli. To także rezultat mądrości tutejszych władz. Nowe domy są niemal idealnie wkomponowane w istniejącą zabudowę i istnieje zakaz wznoszenia czegoś, co odbiegałoby od obecnego stylu. Dlatego krajobrazu nie psują zadne wysokościowce ani biurowce ze szkła i aluminium.

Nawet keja, przy której stoi nasz statek pamięta chyba wiek XIX. Trafiła sie nam rzecz niespotykana w dzisiejszych czasach. Stoimy niemal w samym centrum tego miastczka. Ze statku wychodzi sie niemal prosto na ulicę, przy której rozlokowały się rozmaite galerie, sklepiki z pamiątkami, butiki. Ta zaś uliczka prowadzi prosto do centralnego placu, podobnego do rynku i odległego od nas o góra dwieście metrów. Dlatego wieczorem, po czałym dniu pracy zwykłem wychodzic na krótki spacer pobliskimi zaułkami.

W każdym można znaleźć coś innego, o czym informują stylowe szyldy. Są to czasem bardzo specyficzne usługi.

Wiele sklepików oferuje dekoracyjne gadżety nawiazujące klimatem do przesłości. Uwielbiam szwędać sie po takich miejscach. To trochę jak szperanie po straych strychach. Nigdy nie wiadomo co się znajdzie. Sklepy te nie oferuja nic z rzeczy niebędnych do życia, ale nawet jeśli nic się nie kupi pozostaje mnóstwo wrażeń związanych z niepowtarzalnością ekspozycji.

Zbliża się Halloween więc wokół coraz więcej pająków, czarnych kotów, dyń i czarownic. Nawet i te zgrane gadżety są wyeksponowane z odrobiną inwencji. Na jednej z wystaw znalazłem na przykład takie trzy gracje:

Dziś po południu zmienię trochę klimat. Wypożyczam samochód i startuję do Newburgh w stanie Nowy Jork, gdzie na krótko zawinie inny statek naszej floty. Odwiedzę ich, zobaczę jak statek wygląda i jakie ewentualnie mają problemy, a potem powrócę do Portsmouth dokończyć roczną inspekcję. W sobotę mam nadzieję wracać do Polski. Prosto na wybory.

Między kolejnymi podróżami i inspekcjami dowiedziałem się, że mój przyjaciel Hrabia, z którym spotkalismy się w Trójmieście w ubiegłym tygodniu, zdobył nagrodę na II Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Popularnonaukowych. „Badamy tajemnice DNA”, który oglądaliśmy „przedpremierowo” we trójkę podczas naszego spotkania w czwartek wieczorem, został doceniony przez jury.

http://ate.univ.gda.pl/festiwal/

Fajnie było się spotkać po latach, ale jeszcze fajniej przeczytać o jego sukcesie.

Portsmouth; 17.10.2007; 07:30 LT

 

Komentarze