PORNOGRAF


Z piosenkami Brassensa spotkałem się jeszcze na studiach, przegrywając na byle jakich magnetofonach piosenki z kaset pożyczonych od znajomych. „Dzielna Margot”, „Kaczusia Piotrusia” czy „Strzeż się goryla” od razu sprawiły, że owa kaseta została na moim sprzęcie zajechana. Potem trafiłem na kasetę wydaną przez Akademickie Radio Pomorze. Dziś z politowaniem potrzę na ten muzealny niemalże egzemplarz wydany chałupniczym sposobem w połowie siermiężnych lat osiemdziesiątych. W nowej epoce po upadku komunizmu te same piosenki w wykonaniu Zespołu Reprezentacyjnego (m.in. Jarosław Gugała i Filip Łobodziński, którzy tłumaczyli na polski piosenki francuskiego poety) trafiły na płyty compactowe i oczywiscie służy mi taka do dziś.

Nie mogłem jednak dopuścić, by  nie zobaczyć przedstawienia pod tym samym co płyta i jedna z piosenek tytułem („Porograf”) wystawionego przez szczeciński kabaret „Czarny Kot Rudy”. Było to gdzieś u schyłku lat dziewięćdziesiątych. „Kot” gra bowiem ten program od 1997 roku do dziś. Publiczność jak wiadomo głosuje nogami i pomimo upływającego czasu przybywa na kolejne spektakle posłuchac piosenek francuskiego skandalisty. I wcale jej się nie dziwię, ponieważ piosenki te są nie tylko bardzo dobrze zaśpiewane, lecz przede wszystkim doskonale odegrane (choreografia Janusza Józefowicza).

Z przyjemnością więc skorzystałem z okazji, by przybywając z moim Aniołem do grodu Gryfa na długi weekend wybrać się na grany w sobotni wieczór dwieście dziewięćdziesiąty dziewiąty spektakl. Gdybyśmy trafili tam tydzień później, załapalibyśmy się na jubileusz.

Juz po kilku piosenkach wiadomo było, że nic się nie zmieniło. To znaczy program wciąż jest gwarantem świetnej zabawy. I nie jest to pusty chichot, lecz biorący się z mądrych, aczkolwiek często bardzo frywolnych tekstów. Cóż, Brassens nie oszczędzał w swoich piosenkach drobnomieszczańskich nawyków, hipokryzji, purytanizmu, dewocji i zapewne nie bez przyczyny śpiewał, że niejeden marzy „by mój trup zamknął na wieki jadaczkę swą”.  No bo cóż to za buc ośmiela się podnosić pióro na bogobijne matrony i pisać o pewnej panience lekkich obyczajów, która ubiwszy gościa co jej nie zapłacił stwierdza iż ten rzeczywiście nie miał gotówki, lecz jedynie listy od komornika. Lała łzy i „padła do martwych starca stóp / wiem, ze zrobiłam źle” . Rozpaczała z powodu niecengo uczynku, kiedy wiedli ją do celi i „ten prawdziwej skruchy gest / dał jej do nieba wstęp / A kiedy powiesili ją / poszła do Raju wprost / przez co dewotki z naszej wsi / wściekłe do dzisiaj są”.  Albo jeszcze gorzej, gdy młody ksiądz cichutko śpiewa sobie „gdy czasem wspomnę Maję / to staje mi, oj staje…”  Muszę przyznać jednak, że wysłuchawszy kilku fragmentów w oryginalnym wykonaniu Brassensa, z całym szacunkiem dla poety, aktorzy wspomnianego kabaretu wykonują je o niebo lepiej. A już do łez  rozśmieszyła mnie interpretacja piosenki zaczynającej się slodziutko:

W chmurach bujałem smakując wiek złoty,

Miałem zakaz kontaktów z tym padołem łez,

Za to dbałem z rozkoszą o bezdomne koty,

I ogródek, gdzie rósł szczaw i bez

By równie słodko przeplatać następujacą potem historię refrenem

Ty, ty, kurwo podła ty,

Ty, ty, mój losie zły

Gdyby ktoś nie znał języka polskiego, zapewne myslałby, że aktor nadal śpiewa o kotkach i kwiatkach.

Żeby nie było, że Francuzowi, jak to Francuzowi, tylko swintuszenie na myśli, oprócz frywolnych tekstów trafiały się także perełki na tematy bynajmniej z seksem nie związane jak chociażby brawurowo wykonany przez cały zespół kabaretu „Król” z powtarzającym się refrenem, że „nie poradzisz nic bracie mój / gdy na tronie siedzi chuj”, albo zupełnie poważny, wciąż aktualny song „Śmierć za idee” nawiązujący do zagrzewania do walki zastępów kolejnych wojowników mających naprawić świat w imieniu tych idei twórców, nawołujący tych szarych bojowników do chwili zastanowienia i raczej dania szansy wykazania się „wodzom”.

Bo gdyby mogły tu zaradzić ścięte głowy

Toby na ziemi raj był już niejeden rok

(…)

Mesjasze ofiar swych, apostołowie śmierci,

możecie pierwsi iść – błogosławimy wam!

Ruszajcie naprzód tam, gdzie święty płomień świeci,

niech najpierw każdy z was spróbuje tego sam.

Śmierć, bynajmniej nie za idee, lecz z powodu raka dopadła poetę krótko po jego sześćdziesiątych urodzinach, 29 października 1981 roku. Mimo, że chciał, by pochowano go w rodzinnym Setè (dokąd powrócił zmożony chorobą) skromnie i bez rozgłosu (co też uczyniono), cała Francja okryła się żałobą.

Wspaniale, że zostawił po sobie tyle tekstów, szczególnie tych beztrosko i dowcipnie opowiadających o dziedzinie życia tak ważnej dla każdego człowieka, a tak często budzącej zażenowanie, brak własciwych słów lub po prostu stanowiącej tabu. Dlatego z pewnościa wybiorę się jeszcze do „Czarnego Kota Rudego”, by posmakować inscenizacji w reżyserii Adama Opatowicza, w której do spółki z całym zespołem w osobach Adam Dzieciniaka, Sławomira Kołakowskiego, Mirosława Kupca, Wiesława Łągiewki, Jacka Polaczka i Michała Janickiego tworzą niezwykłe spotkanie z poezją.

My z Aniołem jeszcze długo wspominaliśmy rozmaite sceny z tego przedstawienia uznając go za jeden z najciekawiej spędzonych ostatnio wieczorów.

Gdynia, 09.05.2010; 14:25 LT

Komentarze