PORANKI ZŁYCH WIADOMOŚCI

Przeczytałem na jednym z blogów pełną rezygnacji notatkę kogoś, kto zwątpił w sens dalszego pisania pod wpływem zalewu informacji o rozmaitych tragediach atakujących z mediów każdego dnia.

Kilkanaście lat temu przytrafiło mi się spedzać bożonarodzeniowy poranek w Kanale La Manche. Po uroczystym śniadaniu przyszedł czas na chwilę relaksu. Po kilkunastodniowej podrózy przez ocean skorzystalismy między innymi ze znalezienia się ponownie w zasięgu telewizji. W angielskim studiu atmosfera też była podniosła. Celebrowano pełne miłości święta. Aż do porannch wiadomości.

– Trzęsienie ziemi, które nawiedziło…. pocłonęło…. Tysiące ludzi ulowkowano w tymczasowych schroniskach… – informował na początek spiker. Potem obraz się zmienił i pobiegła w eter kolejna informacja:

– Ratownicy wciąz szukaja ciał… zagnionych w katastrofie…

A zaraz potem:

-Okrutnego morderstwa dokonano…

– Cholera! Co to jest? Boże Narodzenie? – wkurzył się jeden z załogantów i wyszedł trzaskając drzwiami.

Odkąd informacja stała się towarem, którego wartość przelicza się na pieniądze poprzez rozmaite wskaźniki oglądalności zły news zawsze wyprze ten dobry. Gawiedź juz tak ma. Nikt nie zaobserwuje zbiegowiska wokół zakochanej pary, kiedy mężczyzna obdarowuje wybrankę bukietem kwiatów i przytula czule. Spory tłumek będzie sie jednak przyglądać z ciekwością kiedy tych dwoje obrzucać się będą inwektywami i byc może posuna sie nawet do rękoczynów. Stosunkowo niewiele ludzi pójdzie oglądać awangardowe obrazy kontrowersyjnego mistrza, lecz tłumy pobiegną kontemplować zgliszcza jeżeli szaleniec podłoży pod nie ogień. Przez tysiące lat nic się pod tym względem nie zmieniliśmy. Od walk gladiatorów i rzucania chrześcijan lwom na pożarcie, przez publiczne palenie czarownic na stosie, pseudoeksperymenty w hitlerowskich obozach i przyjemność fotografowania upokorzonych Irakijczyków przez żołnierzy zwycięskiej armii.

Im wiecej cierpienia, krwi, zniszczeń, tym bardziej medialny news i wieksze prawdopodobieństwo, że od niego rozpoczną się wszystkie ważniejsze programy informacyjne. Resztkami człowieczeństwa prezenterzy zmuszają się do przyjęcia na czas informacji zatroskanej miny, by pół minuty później śmiać się szczerze relacjonując wizytę u fryzjera dziwacznego pieska równie dziwacznej gwiazdy muzyki pop. Czasami dysonans bywa niezamierzony. Niestety, wielokrotnie doświadczałem go słuchając serwisów nadawanych przez moją ulubioną stację radiową. Zafundowali sobie oni krzykliwy i pełen entuzjazmu spot ogłaszający radosnie wszem i wobec: „To są wiadomości Programu Trzeciego!!!” albo jakoś podobnie (nie pamiętam dokładnie, ale nadal powtarza się wielokrotnie każdego dnia). Bywa więc, że dziennikarz oznajmia o katstrofie w kopalni i o osieroconych  w jej wyniku rodzinach i nagle rozlega się ów okrzyk. W normalnych okolicznościach, gdyby rzecz nie działa się w eterze, facet prawdopodobnie dostałby w mordę aby się uciszył. Rozumiem, że reklama jest potrzebna, bo dzięki niej mogę słuchać tej stacji, ale czy naprawdę nakręcenie kilku krótkich spotów kosztuje aż tak drogo? Czy nie można na tragiczne okoliczności mieć czegoś bardziej stonowanego?

Niemal powszechne jest zawyżanie szacunkowej liczby ofiar albo zakresu zniszczeń w przypadku rozmaitych katasrof. W większości przypadków dane te koryguje się potem w dół. Rzadko kiedy w górę. No bo przecież pięć tysięcy ofiar zelektryzuje widza bardziej niż pięćset. Nie tak dawno mówiło się o możliwości dziesięciu tysięcy smiertelnych ofiar po przejściu huraganu Katrina. Rzeczywistośc okazała się daleko mniej sensacyjna. Pamietam też pierwsze szacunki po zamachach 11 września, które mówiły, ze w budynkach mogło znajdować sie nawet 50000 ludzi. Potem liczbę ofiar szacowano na 5000, a wiele miesięcy znacznie ciszej skorygowano tę liczbę do bodajże 1900. Śmierć nawet pojedyńczego człowieka jest wielką tragedią i na dobrą sprawę, gdyby ktoś chciał na tej podstawie zrobić przejmujące doniesienia, też by mu sie to udało. Tyle tylko, że wymaga to trochę więcej pracy, indywidualnego podejścia do tematu, być może chwili zadumy nad kruchością naszego życia i misternie budowanych planów. Nie ma na to czasu. Prościej pójść na łatwiznę i prześcigać się liczbami ofiar, wielkością zniszczeń, coraz bardziej wymyślnymi zdjęciami. Chce gawiedź igrzysk, no to je ma każdego poranka.

Nie pamietam dokładnie kto propagował tę akcję, ale było coś takiego stosunkowo niedawno: podawanie tylko dobrych wiadomości. Słuchacz albo widz się budził i otrzymywał porcję newsów, które miały sprawić, że rozpoczynający się dzień nie będzie mu się jawic koszmarem. I nie chodzi o tłumaczenie, że szklanka jest w połowie pełna, gdy każdy widzi, ze w połowie pusta, lecz o informację (prawdziwą), że dziś napełniona jest lepszym płynem. Albo w ogóle o odpuszczenie sobie informacji o szklance. Tyle przecież dzieje się wokół nas, a to czym karmi się nas z radia lub telewizora to przecież mikroskopijny ułamek, przesiany przez niezwykle gęste sito, aby dokładnie dopasować się do zaplanowanej co do sekundy ramówki.

Nie są telewizyjne ani radiowe wiadomości prawdziwym obrazem otaczającego nas świata. Są subiektywnym obrazem świata widzianego oczami dziennikarzy, a jeszcze częściej jego wypaczeniem przykrojonym na miarę potrzeb bezwzględnej walki z medialną konkurencją. Gdybysmy więc mieli sądzic o świecie tylko to, co nam z gadających pudełek (i pierwszych stron gazet też) zaserwują, już dawno trzeba byłoby się zaszyć w jakiejś pustelni. Na szczęście jest jeszcze coś, co nazywamy własnym doświadczeniem, a to zazwyczaj podpowiada nam, że zazwyczaj nie jest tak źle, jak sie nam próbuje wmówić. Tak jak z dystansem podchodzi się do plotek rozgłaszanych przez znajomych, tak warto zachować go i przy programach informacyjnych. To w końcu też tylko plotki.

Gdynia, 03.10.2005

 

Komentarze