POŁUDNIOWY PACYFIK

Dziwnie się płynie wzdłuż wybrzeży Ameryki Południowej. Chłód i chłód…Wczoraj byliśmy już na wyciągnięcie ręki od równika, a temperatura w południe z trudem dobiła +18˚C. Rano musiałem ubrać koszulę z długim rękawem, bo zmarzłem przy biurku. Wszystko się odmieniło dzisiaj, gdy znaleźlismy sie na półkuli północnej u wybrzeży Ekwadoru. Tak jaby istniała gdzieś niewidzialna granica, bariera dla mas powietrza. Chmury niby te same, lecz powietrze zgęstniało, a ubranie zaczęło się lepić do spoconego ciała. A wieczorem pojawiły się owady, lecące jak zwykle do światła. Jak one się tu pojawiły? Ani w Peru, ani w Chile nie widziałem dosłownie ani jednego. Może to chłód, może suchość pustyni je prztrzebiła? W wilgotnych tropikach jest ich zatrzęsienie, ale żeby kilkadziesiąt kilometrów od lądu? Od lądu, którego nie widać? Chyba wiatr je przyniósł, bo przecież by nie doleciały.

Roboty przede mną jeszcze mnóstwo. Mam jednak paradoksalnie również sporo wolnego. Więcej niż na lądzie. Zamknięty w ograniczonej przestrzeni kadłuba, odcięty od świata, po dniu wypełnionym służbowymi zajeciami w końcu otrzymuję do dyspozycji czas wyłącznie dla siebie. Czas, w którym w zasadzie nic nie mogę zrobić. Nie załatwię, żadnej sprawy, nie wyjdę do miasta, z nikim sie nie spotkam… Od dawna już czytanie książek odkładam na taki właśnie okres. Tym razem zabrałem ze sobą Kapuścińskiego. „Wojnę futbolową”, „Szachinszacha” oraz „Imperium”. Pierwszą już skończyłem. Teraz muszę się nieco ograniczać, ponieważ „Imperium” mam zamiar kończyć dopiero w samolocie podczas podróży powrotnej. W przeciwnym wypadku wynudziłbym sie okropnie przez kilka godzin bezczynności w fotelu. Na czarną godzinę jest jeszcze w wersji audio „Wojna polso-ruska pod flagą biało-czerwoną”.

Lubię też posiedzieć nad mapą. Zostało mi jeszcze trochę niewykorzystanego urlopu. Kuszą mnie góry. Ten nagły wyjazd na statek zniweczył moje plany wypadu na Niemcową. Chciałem pojechac tam na kilka dni, zaszyć się zdala od cywilizacji, trochę zwolnic tempo i odpocząć. Wyszło na to, że zaszyłem się tutaj. Niemcowa po sezonie czynna bywa tylko w weekendy, więc pomyślałem o jakiejś wędrówce od schroniska do schroniska. Tatry pod koniec października będą już w miarę puste. A może Bieszczady? Wieki tam nie byłem. Fajnie byłoby przejść się po połoninach. Kusi mnie jednak też i to od wielu lat wschodnia Polska. Gdyby tak zrobić pętlę samochodem przez Białystok i Hajnówkę do Lublina, Zamościa, Kazimierza? Jakoś nigdy nie potrafie się zebrać, by poznać tamte rejony. Zawsze nie po drodze.

Pracując, czytając, oglądając mapę – wciąż myślę o tym co wydarzyło się między mną i Aniołem i o tym jak to wszystko się potoczy. Jakkolwiek by się bowiem nie potoczyło, to nieodwołalnie utraciliśmy dziewictwo zgody. Burze mają to do siebie, że często padają słowa, które w normalnych okolicznościach do głowy nie przychodzą. Wypowiedziane zapadają w pamięć i pozostaje blizna. Może rzeczywiście jestem niedojrzały i gonię za niemożliwym? Może ma rację? Po rozwodzie myślałem przede wszystkim o tym, że nie oddam już odzyskanej na nowo wolności. Trzymałem się tego postanowienia trzy lata. Tęskniłem za dziećmi, ale upajałem się tym, że znów całe moje postepowanie było tylko i wyłącznie wynikiem moich decyzji. Nikt mi niczego nie narzucał, chociaż oczywiście nie żyłem w prózni i starałem się myśleć o wszystkich. A potem pojawił się Anioł i odmienił moje życie. Odkryłem całe jego bogactwo, pełnię barw każdej chwili. Mówi się, że każda miłość jest pierwsza. Tego właśnie, jej wyjatkowości doświadczałem każdego dnia. Szczęśliwy jak nigdy dotąd. I do znudzenia pytałem się sam siebie, czy to możliwe, że właśnie ja wygrałem główny los na loterii?

Aż w końcu huknęło te parę dni temu. Dlaczego aż tak? Może przeraziło mnie, że znów tracę wpływ na to co robię? Tyle tylko, że inaczej się nie da. Gdzieś blisko za tamta linią, spoza której cięzko mi wyjść zaczyna się egoizm. Nie da się żyć z kimś, nie respektując jego potrzeb. Jeśli nie wyjdę im naprzeciw, pozostanę wolny, swobodny, ale sam. Idąc zaś na kompromis wbrew swoim przekonaniom budzę stare demony. Może nie są one takie straszne, jak mi się wydają? Przecież prosząc o rękę tę dziewczynę o włosach koloru lipcowej pszenicy, wiedziałem, że grzebię tym samym część swojej wolności. Chciałem zapłacić nią za możliwość smakowania niezwykłego życia z Aniołem przez resztę moich dni. Skąd więc teraz to zamieszanie, ten zamęt w głowie i niepokój co będzie dalej? Czyżbym do tej pory żył na kredyt i dopiero teraz dotarła do mnie świadomość, że pora zapłacić pierwszą ratę? To by rzeczywiście świadczyło, ze drzemie gdzieś we mnie mały, wystraszony chłopiec, a nie mężczyzna. To by znaczyło, że Anioł miał rację, chociaż mój wewnętrzny głos drze się z całej siły, że to nieprawda.

Pacyfik, 18.09.2009; 22:05 LT

Komentarze