PÓŁKSIĘŻYC NAD PÓŁWYSPEM O PÓŁNOCY

 

Tydzień przeleciał nie wiadomo kiedy. Tym bardziej, że w jego trakcie dostałem propozycje „nie od odrzucenia” lotu na kolejne statki. Miałem je w planie, lecz  przymierzałem się dopiero na koniec miesiąca. Szkoda, przejdzie mi koło nosa 32 Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Już miałem terminarz, już  wybierałem seanse w Silver Screen…

Dziwny to był tydzień. Przeplatany rozmaitymi wydarzeniami z zupełnie odmiennych sfer. Codziennie sledzilem doniesienia ze swiata polityki. To zrozumiałe. Najpierw wcześniejsza afera z zatrzymaniem Kaczmarka, potem przed weekendem słynna już konferencja prasowa prokuratury i wreszcie przymiarki do głosowania nad skróceniem kadencji parlamentu, które ostatecznie miało miejsce w piątek. Posiedzenie Sejmu przypominało chwilami kłótnię na poziomie dzieci na podwórku. Podobnie zapewne wyglądać bedzie krótka na szczęście kampania wyborcza. Z jednej strony igrzyska i widowisko, ale z drugiej poziom owego widowiska zamiast dobrze i ze smakiem wyreżyserowanego spektaklu dla wrażliwej publiczności przypomina zbiegowisko pod budką z piwem gdzie dresiarze kibicujący wrogim klubom okładają się pięściami. Wysokie stanowiska państwowe odarto już chyba całkiem z resztek prestiżu gdy całemu krajowi zaprezentowano taśmy z nagraniami rozmów posłów i ministrów. Słownictwo rodem nawet nie z magla. Obyczaje też. A gdy jeszcze pomysli się, że te rewelacje to efekt podsłuchów, które powoli stają się codziennością i zwyczajnymi procedurami to robi się i wstyd i żal. Czuję się trochę oszukany. Zawsze kiedy mogłem, głosowałem, ale rzeczywiście dopóki nie będzie okręgów jednomandatowych, z których wybierane będą konkretne osoby, zawsze do Sejmu wchodzic będą w większości ci sami ludzie z pierwszymi numerami na listach swoich partii. Jak podziękować skompromitowanym pojedyńczym politykom, jeżeli „za zasługi” otrzymają wysoką pozycję na listach popularnej partii?

Rozgoryczony poziomem serwowanego, politycznego widowiska przypomniałem sobie scenę z filmu „Niczego nie żałuję”, kiedy prostytutki prowadzą maleńką Edith Piaf, która w dzieciństwie straciła wzrok, przed oblicze Świętej Teresy, by tam wspólnie modlić się o odzyskanie wzroku przez dziewczynkę. Te, które z założenia miały być wulgarne, miały więcej taktu i wrazliwości niż wybrane przez nas elity rządzące państwem.

Gdzieś tam odchodził wielki Luciano Pavarotti. Nic światu nie dał oprócz śpiewu, lecz świat na moment przycichł i zapłakał. Nawet u nas na pozegnanie słuchano tu i ówdzie nagrań arii w jego wykonaniu. A obok kloaka wyzwisk, kłamstw, wzajemnych oskarżeń. Bo cóż warty jest spiew gdy trwa walka o dobro narodu? Przecież te wszystkie stanowiska w parlamencie i w ministerstwach to przede wszystkim ciężka służba dla ojczyzny. Tylko najtwardsi wytrzymują. Ceniony, jak wynika z sondaży, przez naród były premier Marcinkiewicz ponoć nie wytrzymał. Co prawda nie było tego po nim widać, lecz ci, którzy na urząd premiera wcześniej go powołali, wiedzą lepiej. Zrobilismy mu krzywdę obarczając obowiązkami, którym nie mógł podołać – twierdzą. Taka troska, że aż rzygać się chce.

Kiedyś, za czasów komuny, Jacek Fedorowicz powiedział, że w promieniu jednego metra od jego osoby socjalizmu nie było. To chyba dobra metoda również i na dzisiaj. Jeżeli pominąć wszystko to, co działo się ostatnio w polityce i skupić się wyłącznie na tym co prywatne, ten okres byłby niezwykle piękny. Wieczory spędzane z moim Aniołem, przy pięknej muzyce, świecach i dobrym winie miały niezapomniany urok.

 

Dopełniał go widok księżycowego rogalika rozświetlającego wody zatoki zamykanej sznurkiem pomarańczowych światełek znaczących linię Półwyspu Helskiego. Żal było opuszczać Gdynię, ale ponieważ Anioł też miał swoje obowiązki, wyskoczyłem na pare godzin do Szczecina. Wyjazd autem o wpół do czwartej nad ranem, żeby spokojnie, ze śniadaniem po drodze dojechać na godzinę, o której umówiłem się z tatą.

Pociągiem, byłoby lżej i szybciej, ale autem przyjemniej i większa swoboda, więc pociągi co najwyżej fotografowałem o zamglonym poranku.

Posiedzieliśmy z tatą, pogadaliśmy, zjedliśmy razem obiad… Wiem, że potrzebuje tego i czeka na te spotkania, chociaż stara się nie mówić tego wprost, tak jak kiedys mama. Jest juz w takim wieku, jakiego nie dożył żaden z jego braci. Chciałbym móc więc uczynic tę późną jesień jego życia mozliwie najbardziej pogodną. A i sam cieszyc się jego obecnością póki jeszcze mogę.

Po obiedzie wsiadłem do samochodu w wróciłem do Gdyni, by wspólnie z Aniołem obejrzeć mecz Portugalia – Polska. Odkąd jesteśmy razem Polacy grają niezwykle skuteczne. Zaczęło się od meczu z Portugalią właśnie, przed rokiem. Wczoraj też było nieźle. Mnóstwo emocji i „zwycięski” remis 2:2.

Niedzielny, leniwy poranek po meczu przeciągnął się do popołudnia. Pierwszy taki poranek od roku. Warto było czekać. Za oknem lało, a morze i niebo zlały się w jedną kulę ołowianego koloru. Kkiedy wreszcie wstaliśmy na późne sniadanie, słońce nas wynagrodziło i zrobiło się prawie letnie, złociste popołudnie. Cała przyroda chciała nam umilic ten ostatni dzień przed kolejnym pożegnaniem.

Sopot, 09.09.21:20 LT

Komentarze