PODRÓŻ SENTYMENTALNA 2011

Po długim czasie nieobecności mój tato odwiedził swoje rodzinne strony dwa lata temu. Nazwałem to wtedy podróżą sentymentalną. Pojechaliśmy wówczas szlakiem wakacyjnych wojaży, które pamiętałem z dzieciństwa: do rodzinnej wsi mojej mamy, a potem przez Warszawę, odwiedzając ciocię (siostrę taty) do miejsca gdzie on się urodził.

To były ciekawe dni. Tato powracał wspomnieniami do odległych czasów, ja słuchałem, a przede wszystkim dużo rozmawialismy ze sobą, bez rutyny codziennych dialogów sprowadzających się do banalnych zdarzeń. Nie wiedziałem wtedy, czy nie jest to jego ostatnia podróż w tamte strony.

Na szczęscie tato trzyma się dobrze i wspomniał kiedyś, że jeszcze raz by pojechał. Tego mi dwa razy powtarzać nie trzeba. Chodziło jedynie o wygospodarowanie wolnego czasu. Długi weekend z okazji Bożego Ciała był dobrą okazją.

Tato dojechał do Gdyni. Ja w środę po pracy spakowałem się sprawnie i o dwudziestej opuszczaliśmy Trójmiasto. Po trzech godzinach dotarliśmy do Olsztyna, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy nocleg. Ta noc w hotelu pozwoliła nam wystartowac nazajutrz rano spookojnie, mając za sobą już około 170 kilometrów.

Pierwszym celem było Kleczkowo. Tu znajduje się grób mojego dziadka ze strony mamy. Dziadek za sprawą wpisu na moim blogu „Okruchy” (http://okruchy.blox.pl/2007/10/SPOWIEDZ-DZIADKA.html) trafił do książki opowiadającej o mieszkańcach wsi, a wydanej staraniem organizatorów ubiegłorocznego zlotu absolwentów tamtejszej szkoły.

Kleczkowo 01

Poszliśmy z moim tatą obejrzęc jeszcze co zostało z siedliska, na którym stała chałupa dziadka, sprzedana wraz z ziemią po jego śmierci.

Kleczkowo 02

Nie ma już nic. Wszędzie zielsko po pas i tylko krzewy oraz drzewa wyznaczają granice działki. Tyle zostało po miejscu pamiętanym przez nas z odległych wakacji.

Kleczkowo 03

Polna droga biegnąca obok tej parceli jak dawniej biegnie prosto hen, w kierunku lasu, do którego chodziliśmy kiedyś na grzyby, a zboże po prawej stronie jest takie samo jak to czterdzieści parę lat temu, kiedy leżeliśmy tam z rodzeństwem i kuzynami schowani przed czujnym okiem rodziców oraz sąsiadów i wygłupiając się śpiewaliśmy na melodię przeboju Wojciecha Młynarskiego:  „jesteśmy na wczasach w tych kleczkowskich lasach…”

Kleczkowo 04

Akurat kończyły się uroczystości Bożego Ciała i ludzie po prcesji rozchodzili się do domów. Odwiedziliśmy mieszkającą wciąż w Kleczkowie daleką rodzinę, ale po drodze kubiliśmy odpustowe obwarzanki, które również pamiętam sprzed lat.

Kleczkowo 05

Po wizycie czekała nas podróż do Warszawy, gdzie u cioci mieliśmy zaplanowany kolejny nocleg. Dla mnie takie przeskoki z miejsca na miejsce oraz podróże planowane i realizowane w ostatniej chwili nie są niczym nowym, ale ciocia kotlety na kolację smażyła już dzień wcześniej, bo dla niej taki przyjazd rodziny był wydarzeniem bardzo odmieniającym codzienną rutynę rozkładu zajęć osiemdziesięcioletniej, samotnej emerytki. Musieliśmy na bieżąco informować ją o planowanej godzinie naszego przyjazdu.

W piątek wyjazd do Tchórzewa, pod Kock. To właściwy cel naszej podróży. Rodzinna wieś taty. Niewiele już ludzi pozostało, których on zna. Najpierw wizyta u jego ciotecznej sostry, Antosi, której pogoda ducha i zgoda na to co niesie los zrobiły na mnie wrażenie dwa lata temu, a teraz tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu.

Przywitani zostaliśmy bardzo serdecznie.

Tchorzew 08

Oczywiście najważniejsza była rozmowa taty z Antosią i ich wspomnienia. Czy jeszcze dane im będzie spotkac się i porozmawiać spokojnie, bez pośpiechu? 

Tchorzew 09

Tchorzew 10

Tchorzew 11

Nie mogło też zabraknąć poczęstunku i tradycyjnego kieliszka wódki, bo przecież byliśmy na wsi, a gdzie jak nie tutaj najdłużej nie pozostają żywe nasze narodowe wartości, wśród których gościnność jest jedną z najważniejszych?

Tchorzew 13

Antosia zacytowała z pamięci kilka wierszy, które ułożyła na specjalne okazje Byłem pod wrażeniem, ponieważ nie były to zwykłe zlepki byle jakich zwrotów i rymów częstochowskich zalewających nas zwłaszcza w formie sms-ów z życzeniami świątecznymi. To była prawdziwa poezja. Szok dla mnie, że taka staruszka w odległej od świata wsi zajmuje się takimi rzeczami, a nie tylko doglądaniem gospodarstwa. Żałowałem, że nie miałem możliwości zanotowania chociaż kilku strof.

Nocleg mieliśmy u mojego kuzyna, bratanka taty. Nazajutrz odwiedziliśmy jeszcze jedną cioteczną siostrę taty i to już było wszystko. Reszta tamtejszej społeczności, to było już  przeważnie inne pokolenie, nieznane mojemu tacie.

Wyciągnąłem tatę na spacer polami i po łąkach, nad rzekę.  Szafirowa wstążka Tysmienicy wije się wciąż kontrastując ze złotem dojrzałych do żniw zbóż, otulona soczystą zielenią przylegających doń łąk. Tam, na widocznym na fotografii zakolu, jako nastolatek spędzałem wakacyjny czas na łowieniu ryb.

Tchorzew 14

Oczywiście podczas takiego spaceru nie moglismy nie spotkać bocianów. Okolice Kocka i Radzynia Podlaskiego to południowe rubieże historycznego Podlasia (pomimo, że dziś w granicach województwa lubelskiego), a na Podlasiu bocian mógłby być symbolem tej krainy na równi z żubrem. 

Tchorzew 06

Tchorzew 02

Tchorzew 03

Jeden z nich, znalazłszy coś, wzbił się w powietrze i ze zdobyczą pofrunął w kierunku gniazda.

Tchorzew 01

Ciekawe, czy ma to związek z granicami Podlasia, ale w Tchórzewie zauważyłem podobne okiennice, jakie obserwowałem w wioskach, kiedy brałem udział w wizycie blogerów w województwie podlaskim.  Charakterystyczne dwa pdodłużne, pionowo zorientowane prostokąty w centralnej części oraz po jednym poziomym, szerszym i krótszym na gorze oraz na dole. Zmieniała się wielkość okiennic, ich kolorystyka, lecz ornament wszędzie pozostawał ten sam.

Tchorzew 19

Na łące obejrzelismy niedawno wykopany torf. To duża oszcżędność dla domowego budżetu gdy do ogrzewania nie trzeba używać wyłącznie węgla.

Tchorzew 17

Tchorzew 18

Mogłem zobaczyć jak wycina się pojedyńcze brykiety. Specjalne narzędzie o wyprofilowanym ostrzu wycina z podmokłej gleby fragment o wielkości mniej więcej pojedyńczej cegły.

Tchorzew 16

Jeszcze jeden nocleg i w niedzielny ranek zarz po śniadaniu wyruszyliśmy w drogę powrotną do Warszawy. Obiad u cioci i po południu wyjazd do Gdyni. Ruch wielki, bo wszyscy wracali po długim weekendzie. Na szczęście dla nas większość wracała znad morza, więc po naszej stronie szosy było luźniej. Wieczorem spokojnie dotarliśmy na miejsce.

Tato pomimo swoich 81 lat zapowiedział, że za dwa lata znów jedziemy.

Sopot, 03.07.2011; 16:50 LT                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               

Komentarze