PODLASKIE (8) – RZEKI, RZEKI…

Szkoda było spać gdy kusiły biebrzańskie mgły…  „W grobie się wyśpisz” zwykł mawiać kiedyś jeden z moich kolegów gdy narzekałem, że brak mi snu. Pomny tego nastawiłem budzik na czwartą. Uchyliłem skrzypiące drzwi i wyszedlem na ciche podwórze. Ciche to znaczyło wolne od hałasów generowanych przez człowieka. Bo ptaki śpiewały jak oszalałe.

Biebrza 21

Opłaciło się wstać. Leniwa, niemalże stojąca w miejscu Biebrza spowita była szarosrebrzystym welonem mgieł. Wszedłem po schodach na drewnianą wieżę widokową. Każde skrzypnięcie deski było jakimś potwornym dysonansem w ciszy poranka. Kiedy stanąłem na górnej platformie, tkwiłem czas jakiś niemalże w bezruchu, by nie mącić tego zjawiska. Jeszcze godzina i nie-ptasi świat obudzi się do życia, a jego odgłosy zdominują przestrzeń. Nastrój pryśnie jak bańka mydlana.

Kiedy już się napatrzyłem i nasłuchałem, wyjąłem aparat i zacząłem pstrykać

Biebrza 22

Słońce pojawiło się nad pasmem trzcin. Wraz z płynącym od niego ciepłem wilgotny woal zacznie się unosić. Ostatni dzwonek, by go uchwycić

Biebrza 23

Biebrza 25

Biebrza 26

Na liściach traw niczym srebrna biżuteria lśniły teraz tysiące drobniutkich kropelek rosy.

Biebrza 28

Wśród nich bieliły się misternie utkane przez krzyżaki i inne paskudztwa pajęczyny. Nienawidzę pająków, ale zawsze z podziwem przyglądam się dziełom jakie tworzą te prymitywne stworzenia nie mające pojęcia o geometrii, wytrzymałości materiałów czy podstawach architektury. Starsze pokolenia nie przekazują swojej wiedzy nowym. Młode wylęgają się już z nią w swoich głowach. Niesamowita jest siła instynktu. I jakże tajemnicza jest jego natura.

Biebrza 27

Niestety, czasem jedna chwila potrafi zniweczyć cały, ogromny wysiłek. Doświadcza tego człowiek gdy trzęsienie ziemi w sekundy niweczy dorobek całych pokoleń i przęzywają swoje tragedie pająki, gdy z takim trudem rozpostartą sieć niszczy jeden przelot ptaka albo większego owada.

Biebrza 29

Byłem niedawno w domu świadkiem niezwykłej walki osy oraz pajączka niewele większego od łebka od szpilki. Pajączek ów utkał sobie niedużą, lecz gęstą sieć w narożniku okiennej ramy. Nieuważna osa, która chcąc wylecieć z pokoju na zewnątrz miotała się waląc głową o szybę, w pewnej chwili wpadła w ową sieć. Zdezorientowana przez moment utkwiła w bezruchu, a pajączek natychmiast ruszył po zdobycz. Wyglądało to tak jakby pigmej chciał gołymi rękami powalić i zabić słonia. Poza tym nie wyobrażąłem sobie, co taki pajączek miałby uczynić z ową górą mięsa, którą zesłał mu los. Starczyłoby mu jej chyba na trzy życia. Ledwie jednak dotknął osy, a ta przeczuwając niebezpieczeństwo zaczynała miotać się straszliwie. Pająk odskakiwał, a ona znów się uspokajała. Tyle tylko, że każdy kolejny, gwałtowny jej ruch sprawiał, że zaplątywała się w sieć jeszcze bardziej, niszcząc ją przy okazji. Potem pajączek znów się zbliżał lecz ledwie je dotknął, znów muiał uciekać przed wierzgającym kolosem. I tak w kółko. W końcu pajęczyna została kompletnie zdemolowana. Osa nie uległa, lecz cała oblepiona siecią, nie mogąc rozprostować skrzydeł oddalała po parapecie na piechotę. Nie miała szans na przeżycie. Przegrali swoją walkę obydwoje.

Po śniadaniu wsiedliśmy znów do busa, ruszając w drogę do Augustowa. Oczywiście odsypiałem podczas podróży ów mglisty poranek. Kiedy się obudziłem, dojeżdżaliśmy właśnie na miejsce, do siedziby firmy „Szot”, zajmującej się organizacją spływów kajakowych.

Przenieśliśmy się do ich busa, który z tyłu na przyczepie ciągnął kajaki i ruszyliśmy w kierunku Czarnej Hańczy. Najpierw jechaliśmy drogą krajową w kierunku granicy z Litwą, potem chyba jakąś drogą wojewódzką, a w końcu leśną, by zatrzymać się w końcu przy jakimś mostku, skąd wiodło fajne, piaszczyste zejście do rzeki. Spakowaliśmy swoje rzeczy do nieprzemakalnych worków, podzieliliśmy się na trzy osady (plus czwarta w osobie szefa spływu i zarazem właściciela firmy), po czym po ktrótkiej rozgrzewce ruszyliśmy na trasę.

Czarna Hancza 01

Czarna Hańcza to była zupełna odwrotność Biebrzy. Wartki nurt sprawiał, że krajobraz zmieniał się bardzo dynamicznie. Teren był pofałdowany, więc oprócz trzcin co jakiś czas trafialiśmy na wysokie, piaszczyste zbocza, opadające do samej wody, toworząc przy okazji niesamowite plaże zachęcające do kąpieli. Szkoda, że gonił nas czas.

Czarna Hancza 03

Czarna Hancza 05

Znaczana część trasy wiodła przez las lub jego skrajem. Rzekę co jakiś czas przegradzały zwalone drzewa, które wyzwalały dawkę adrenaliny, ale w sam raz taką na beztroską ,„weekendową” wycieczkę. Widać było bowiem, że wszystkie przeszkody są dyskretnie przycięte albo przesunięte tak, by nawet mało wykwalifikowany kajakarz mógł sobie z nimi bez trudu poradzić.

Czarna Hancza 04

Pytaliśmy naszego szefa i potwierdził, że „poprawiają” nieco naturę, by szlak był przejezdny. W końcu z tego przecież żyją. Zaawansowani kajakarze obyci na trudnych trasach na ogół sami organizują sobie spływy. Firmy takie jak ta bazują na klientach mniej doświadczonych, którzy nierzadko płyną kajakiem po raz pierwszy w życiu. Nie mogą więc wysłać ich na trasę pełną przenosek, na której na dodatek na wartkim nurcie mogliby wywrócić się na jakichś zatopionych w wodzie konarach. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że firma ta organizuje spływy również na Białoruś i Litwę. Szczególnie Białoruś mnie znęciła, bo chetnie zobaczyłbym ów kraj póki jest jeszcze swoistym skansenem w Europie, a z zorganizowanym, kilkudniowym splywem odpadają uciążliwości wizowe. Wszystko załatwi organizator. Hitem jak dla mnie jest sześciodniowy spływ Czarną Hańczą, Kanałem Augustowskim i Niemnem na trasie Augustów – Druskienniki. Jest to raptem siedemdziesiąt kilometrów do pokonania kajakiem, przy czym na samo wiosłowanie przeznaczone są cztery dni (w połowie spływu dzień przerwy). Trasa wiedzie przez trzy państwa: Polskę, Białoruś i Litwę. Szkoda, że jest tylko dla grup zorganizowanych (minimum 14 osób), chociaż zastrzegają się, że ponoć są w stanie zorganizować imprezy „na miarę” nawet dla dwóch osób.

Czarna Hancza 02

Jak każdego dnia, wszystkie atrakcje kontrolujemy pod względem czasu. Tego dnia czekały nas jeszcze wycieczka nad Jezioro Wigry oraz koncert w Sejnach. Musieliśmy więc zakończyć nasz spływ w stanicy PTTK Jałowy Róg.

Czarna Hancza 06

Wypakowaliśmy się sprawnie. Był jeszcze czas, żeby przyjrzec się z aparatem żabom, które chętnie zdążąły pod leżące już na brzegu kajaki, by w półmroku pod ich osłoną szukać schronienia.

Czarna Hancza 07

Po powrocie do Augustowa zjedliśmy obiad, który po tych paru machnięciach wiosłami smakował wyśmienicie, a potem znów zapakowaliśmy się do naszego busa biorąc kurs na Wigry.

Sopot, 31.07.2011; 17:30 LT

Komentarze