POD ZNAKIEM ZIEWANIA

                       

Swój samochód zostawiłem na parkingu przed biurem. Mielismy bowiem zorganizowany transport na lotnisko.  Tuż przed szesnastą zamknąłem komputer i rszyliśmy, psrzeciskając sie w korkach, do Rębiechowa.  Cały dzień pracy zrobił swoje więc lot do Kopenhagi prawie w całości przespałem. To samo z późniejszym lotem do Amsterdamu.

Dziś od rana zaś walczyłem z sennością podczas ustalania budżetu. Brrr, nic na mnie nie działa tak usypiająco jak księgowość. Kiedy słyszę o przesuwaniu sum pieniędzy z pozycji „naprawy i remonty” na pozycję „modyfikacje” świadomość broni sie przed uznaniem tematu dyskusji za ważny i nie jestem w stanie powstrzymać napadu ziewania. To samo gdy żąda się ode mnie okreslenia ile, jakich narzędzi oraz materiałów i w jakiej cenie zamierzamy w danym dziale kupić. I tak życie wymusi korektę planów więc zamiast szczegółowych wyliczeń wolałbym szacunkowe wyliczenia: jeżeli w tym roku wydalismy na farbę określoną sumę, a nic szczególnego w planach prac się nie zmienia i dostawcy pozostaja ci sami, to mogę założyć, że przyszłym roku wydamy podobna kwotę. Cóż, finanse nigdy nie były moją mocną stroną i nawet w budżecie domowym zawsze dominowała prowizorka. Ostatecznie jednak przebrnęliśmy przez wszystkie pozycje i bardzo późnym popołudniem wstępne planowanie zostało zakończone. Moglismy pojechać do Rotterdamu na kolację. Osobiście wolałbym poświęcić ten czas na zwiedzanie, ale tak już się utarło, ze wspólna kolacja jest milej widziana niż wspólna wizyta na przykład na topie Euromastu.

Jutro od rana ciąg dalszy rozmów, a po południu się rozjeżdżamy.

Vlaardingen, 23.11.2005; 22:55 LT

Komentarze