POD BUDĄ

 

Trzydzieści lat zespołu „Pod Budą”. „Trójka” świętowała dziś ten jubileusz. Co za miła niespodzianka! Bo chociaż ostatnich płyt nie wiedziec czemu juz nie kupowałem, to jednak jest to jedna z tych grup, która towarzyszyła mi stale przez całe dorosłe (i prawie dorosłe) życie. Zawsze kiedy pakowałem swoje rzeczy przed wypłynięciem w rejs, kasety z ich muzyką piętrzyły się na wielkiej stercie, z której trzeba było wybrać około dwadzieścia sztuk, które miały wystarczyć na kilka miesięcy. Ta selekcja kaset to była zawsze najdłuższa część rytuału zapełniania walizek. „Pod Budą” na ogół kwalifikował się w całości lub prawie w całośći. Potem ich piosenki pomagały mi nie zasnąć podczas nocnych wacht na wszystkich oceanach. „Pomagały nie zasnąć” to mało powiedziane. One tworzyły niepowtarzalny klimat tych wacht.

Słuchałem więc wywiadów, słuchałem utworów, a kiedy audycje się skończyły rzuciłem się do tych kaset. Co za uczta!

Odświeżyłem sobie dawno nie słyszane teksty. Bo z tymi kasetami ostatnio tak bywało, że nie było okazji ich słuchać. W samochodzie tylko CD, w podróżach tym bardziej – korzystam z nosników, które laptop prztworzyć może. A compactów rozsądek nie pozwala kupować, jeżeli już raz kiedyś kupiłem kasety. Najwcześniejsze zaś  utwory zaś leżą w Szczecinie na płytach winylowych i czekają na lepsze czasy, kiedy zdecyduję się raz jeszcze sprawić sobie gramofon. Obciąłem więc tę dyskografię o najstarszy i najnowszy rodział, lecz i tak było mnóstwo słuchania.

Tylko raz byłem na ich koncercie. Dawno temu, jeszcze w czasach studenckich. Pamietam, że sala kina Colosseum była wypełniona do ostatniego miejsca. Dziś być może trudno by było o dużą publiczność. Zespół to bowiem adresujący swe utwory do stosunkowo wąskiej grupy słuchaczy. Tych, którzy cenią sobie smakowanie tekstów zdala od hałasu codziennej gonitwy. A może się mylę? Jeżeli przez cały dzień pojawiają sie na antenie jednej z większych stacji radiowych, to może ich twórczość wciąż pozostaje ważna dla wielu?

Dla mnie, jak juz wspomniałem ważnych było wiele ich utworów. Wszystkie jednak współgrały z tą szczególną, kameralną atmosferą. Noce gdzieś na oceanie, piewsze dalekie podróże autem, samotny świt gdy zasiedziałem się nad książką albo listem…To wtedy mozna było się wsłuchać w każde słowo tekstu, zastanowic nad swoim życiem. Lecz chyba tylko jedna była pełna takiego optymizmu, że tylko zatrzasnąć drzwi za sobą i ruszac na podbój świata. Dziś usłyszałem ją w samochodzie i od razu poczułem się raźniej. Od razu przypomniały mi się wieczorne nasiadówki w górach przy gitarze, gdzie prędzej czy później pośród typowo turystycznych kawałków musiała w końcu się pojawić „Piwna 7”. Wielkiej poezji tam nie ma, ale jest szczypta życiowej mądrości oraz obietnica, która ostatni refren kazała śpiewać wielokrotnie i w rozmaitych wariacjach chórem wszystkich obecnych gardeł niemalże w ekstazie. A echo niosło….

Byłem u wróżki – Piwna 7, wysokie kręte schody,

Ile mi jeszcze, chciałem wiedzieć, upłynie w Wiśle wody,
Jaka mnie kiedyś czeka bieda lub jakie urodzaje,
Czy mi gitarę przyjdzie sprzedać, czy lecieć na Hawaje,
A wróżka chucha w szklaną kulę i mówi do mnie czule

Przed tobą sława, wieczna zabawa, wszystko jak z nut, pieniędzy wbród,
Wspaniałe płyty, piękne kobity, zdrowie jak dzwon, wygodny tron

Żegnam staruszkę lekki cały i ruszam w dół po schodach,
Nagle potykam się o mały wyjątek w jej prognozach,
I myślę tak, spadając z hukiem niby dojrzała gruszka
W końcu przyszedłem po naukę, zatem niech żyje wróżka
Niech dalej chucha w szklaną kulę i mówi do nas czule

Przed wami sława, wieczna zabawa, wszystko jak z nut, pieniędzy wbród,
wspaniałe płyty, piękne kobity, zdrowie jak dzwon wygodny tron…

Gdynia, 04.10.2007; 01:25 LT

Komentarze