POCZĄTEK NOWEGO ROKU

                          

Pierwszy dzień nowego, 2007 roku. Rok temu, kiedy kończył się 2005, pisałem o rachunku prawdopodobieństwa, według którego miłe niespodzianki los powinien przynosić równie często jak te smutne. Minione dwanaście miesięcy potwierdziło moje przypuszczenia. Cały rok dał się streścić w dwóch wydarzeniach: 17 kwietnia, po długoletniej, ciężkiej chorobie umarła moja mama. To był ten smutny zwrot przyniesiony wiosną przez los. Niecałe pół roku później, 4 października przyszła cudowna jesień. Los postawił na ścieżce mojego życia Anioła. Z nią wszystko się zmieniło. Nabrało nowych barw i sensu.

Cała reszta roku to tylko tło dla tych dwóch zdarzeń. A dziś znów pojawia się ciekawość, co przyniosą kolejne cztery pory roku i w jakim nastroju obchodzić będę następnego Sylwestra.

Tegoroczny udał się świetnie. Zaszyliśmy się w Jastarni, gdzie na koniec roku wiało okrutnie. Trzy dni wśród nieznajomych ze świątecznego turnusu mineły błyskawicznie. Podobnie jak sylwestrowy bal, na którym  Anioł zdobył jedna z nagród, a „młode pokolenie”, jak okreslili się członkowie jednej z grup, gratulowali nam pod koniec balu spontanicznej zabawy. Trudno było nas nie zauważyć, bo jako jedyna para, w trakcie zabawy zmieniliśmy swój image na nieco wariacki z wykorzystaniem rozmaitych party gadżetów. Potańczyliśmy zdrowo i bez kompleksów. A chociaż w większości nie były to jeszcze układy ćwiczone na zajęciach lecz czysta improwizacja, było wesoło. Dziś, po śniadaniu i po zwolnieniu pokoju, pojechalismy jeszcze do Helu na mały spacer nad morzem. A po południu wróciliśmy do Trójmiasta. Jutro zaś zacznie się normalny dzień pracy i tak zwana szara codzienność. Lecz inna, z dobrze naładowanymi bateriami. I oby tak trwało przez cały rok 2007.

Gdynia, 01.01.2007; 22:30 LT

Komentarze