Długim dniem była niedziela. Wczesna pobudka w Antwerpii. Podróż jeszcze przed switem do Brukseli, a potem oczekiwanie na samoloty do Kopenhagi oraz do Gdańska. Fatalny błąd logistyczny sprawił, że zamiast via Berlin, musiałem do Szczecina podróżować drogą okrężną. Po prostu niepotrzebnie zabierałem w ubiegłą niedzielę ze Szczecina samochód. Lepiej mi byłoby znosić niewygody przez dwa-trzy dni ubiegłego tygodnia, a wtedy nie musiałbym lecieć do Trójmiasta.
Z Rębiechowa wpadłem więc do domu jedynie po to by przepakować się do samochodu, zabrać kilka drobiazgów i zaraz ruszyłem w dalszą drogę. Najbardziej zdziwiłem się, że pokonałem ją tak sprawnie, w świetnej kondycji, mimo zarwanej poprzedniej nocy. To chyba świadomość spotkania z dzieciakami, które czekały już na mnie, niosła mnie jak na skrzydłach. Skrzydeł dodawał mi też red bull oczywiście J
Dojechałem około wpół do dwunastej. Jeszcze zdążylismy pogadać niezbyt długo, a potem wszystkich nas zmorzył głęboki sen. Nie próbowalismy nawet wstawać zbyt rano. Śniadanie o dziesiatej to pora w sam raz jak na ferie i urlop.
Było o czym gadać, ale poszlismy też do kina i wpadliśmy poszperać w Empiku. Tu okazało się, że nie zramolałem do reszty. Politowanie z jakim młode towarzystwo przyglądało mi się wsłuchanemu w „Nine millions bicycles” przed Sylwestrem, ustąpiło zdumieniu gdy płytę Katie Melua ściągałem z regału z piątej pozycji na liscie bestsellerów. To już nie mógł być przypadek, a po przesłuchaniu w domu zostałem nawet zapytany, czy nie pożyczyłbym rzeczonej płyty. Odszczekane zostały wszystkie zarzuty, że słucham jakichś dziwacznych rupieci. Dzięki Empikowi. Ha! Ale mi dobrze było! J
Urlop urlopem, ale zaległości z pracy nie moga czekać. Pozostaje więc zarywanie nocek. Przynajmniej niektórych. To jednak nie ma znaczenia. Fajnie, ze jutro znów zasiądziemy razem do śniadania.
Szczecin, 17.01.2006; 02:35 LT